Pages

2019-06-25

„Dwadzieścia jeden uderzeń serca” Donal Ryan


Wydawca: Relacja

Data wydania: 19 czerwca 2019

Liczba stron: 164

Przekład: Ewa Pater-Podgórna

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Wobec bezradności

Bardzo podobały mi się „Herezje chwalebne” Lisy McInerney. Cieszę się, że Donal Ryan napisał podobną książkę, bo każdy literacki głos wypowiadający się w imieniu tych, za których nikt nie chce opowiadać, jest ważny i potrzebny. A dodatkowo tworzy zwykle interesującą książkę. Lisa McInerney sięgała do skomplikowanych biografii ludzi pokrzywdzonych przez życie oraz samych siebie, by zaproponować nam między innymi katolicką Irlandię w krzywym zwierciadle. W „Herezjach chwalebnych” nie było raczej czytelnego powodu, dla którego bohaterowie żyją w taki, a nie inny sposób. Ryan jest bardziej konkretny. Myślę, że przez to również uważniejszy. I choć te książki łączy bardzo wiele, wyższość „Dwudziestu jeden uderzeń serca” polega przede wszystkim na tym, że irlandzki autor traktuje swoich bohaterów z chyba większą empatią niż McInerney. Tak czy owak w zestawieniu są to dwie doskonale uzupełniające się książki. Jak prezentuje się powieść Donala Ryana?

Autor stosuje konwencję polifonicznej narracji, z której wyłania się jeden konkretny wizerunek otoczenia oraz dwie trudne sytuacje – obie o charakterze kryminalnym. Bohaterowie snują swoje monologi, analizując postępowanie innych. Prawie wszyscy się znają albo o sobie słyszeli. Wszyscy w różny sposób zaznali życiowych rozczarowań i to właśnie o goryczy Ryan będzie starał się opowiedzieć najbardziej dosadnie. Ten kolaż uzupełniających się narracji to obraz społeczeństwa, dla którego źródłem opresji jest oczywiście otoczenie, ale to też ludzie, którzy potęgują swoją gorycz tym, że zatrzymują się w życiu na pewnym etapie niezdecydowani albo przepełnieni lękiem przed przełamaniem bariery stagnacji. Niektórzy wybierają marazm świadomie, inni toną w nim, bo w bylejakości bez szans zostali uwięzieni przez inne osoby. Wszystko związane jest z kryzysem i ogół problemów dotyczy pracy lub jej braku. Ale nie tylko. Są bowiem bohaterowie, którzy doskonale radzą sobie na socjalu i nie oczekują niczego więcej, nie chcą też dać więcej od siebie. U Ryana mieć pracę to mieć wielkie szczęście i – mimo wszystko – możliwości. Choćby takie, by nie przeżyć życia w miejscu urodzenia, co dla niektórych jest powodem do dumy, ale dla większości prawdopodobnie źródłem dodatkowej opresji. Ludzie z tej powieści wybierają inną irlandzką lokalizację, wyjeżdżają do sąsiedniego kraju, niektórzy są gotowi na daleką podróż do Australii. Przyglądamy się temu, co i w jaki sposób blokuje ich przed podróżami. Co i w jakiej intensywności zmusza do bycia wciąż w jednym miejscu, wciąż w tej samej roli, wciąż pośród tych samych rozczarowań i przykrości.

To, w jaki sposób rozpisana na głosy powieść irlandzkiego autora oddziałuje na czytelników, zdradza jeden z bohaterów wspominający związek tego, że ktoś swoim działaniem coś robi z emocjami innych, czasem zupełnie obcych mu osób. Odnosi się wrażenie, że frustracja i bezsilność płyną tutaj w jakichś naczyniach połączonych. Niepowodzenie jednej osoby odbija się boleśnie na kilku kolejnych. Tak jakby sfera nieszczęścia zwiększała objętość, nie widząc na swojej drodze żadnych przeszkód, bo sportretowani Irlandczycy są bierni, a czasem tylko roszczeniowi – i wówczas ich bierność paradoksalnie się nasila.

Ale są też historie bardzo niejednoznaczne, poruszające wyobraźnię. To narracje urwane wówczas, kiedy chciałoby się w nie uważnie wczytać. Nieprzypadkowo Ryan stawia na niedopowiedzenia, efekt zawieszenia w próżni myśli czy pozostawienia czytelnika w nieznośnej dla niego niepewności. Wielogłos powieści brzmi jednak bardzo przekonująco. Interesująca jest też różnorodność postaci. Poznamy kobiety niespełnione w związkach albo samotne w swym macierzyństwie. Mężczyzn, dla których utrata pracy równa się utracie tożsamości. Ale także historię rosyjskiego imigranta zarobkowego, który doświadczył śmierci brata. Dziewczynki przerażonej tym, co wydarzyło się w jej najbliższym otoczeniu. Neurotyka i hipochondryka, który wpada na szalony pomysł. Homoseksualnej kobiety borykającej się z brakiem akceptacji ze strony ojca. Donal Ryan jest niezwykle czuły w portretowaniu emocji tych bohaterów, choć same narracje wydają się bardzo kostyczne. Nie ma w nich pozornie indywidualizacji postaci, a na pewno nie ma indywidualizacji języka. Mimo wszystko to dwadzieścia jeden zdecydowanie oryginalnych głosów. Takich, które razem budują pewną strukturę świata przedstawionego, ale również takich pokazujących, że dopiero zbiór opowieści stworzy nam prawdziwą historię, która i tak zostanie w dużym stopniu zagadką.

Przejmujące jest to, w jaki sposób autor opowiada o różnych formach destrukcji rodziny. O przenoszeniu traum z pokolenia na pokolenie, ale także o tym, co jest niszczone przez konfliktowość ludzi, dla których bliskość to bardzo często walka. Więzi rodzinne rozluźniają się tu pod wpływem okoliczności. Stabilność zatrudnienia idzie w parze z pewnym porządkiem, w którym rodzi się poczucie przynależności. Rodzinne relacje sprzężone są z zarysowanymi w tle konfliktami. Ale to także dzieci rozczarowane rodzicami i rodzice pełni rozczarowań wobec dzieci. Jest w tym wszystkim także zwyczajny smutek bycia biednym. Jest również motyw zbrodni rodzinnej, wokół którego będzie zbudowany cały świat przedstawiony tej powieści.

„Dwadzieścia jeden uderzeń serca” to powieść bardzo przekonująca i skrojona w taki sposób, że prostotą języka oddaje jednocześnie nieprzekładalność na słowa wszystkich stanów emocjonalnych, które prowadzą do wyobcowania. Ryan pokazuje również, jak praca porządkuje nasze życie i jaką destrukcję do niego wprowadza, kiedy nagle jej nie ma. A także niuansuje, co i kiedy doprowadza do tego, że pracownik godzi się na wykonywanie obowiązków za kwotę poniżej średniej krajowej. To zatem książka z przesłaniem społecznym, ale także intymny dziennik wykluczenia. Widzimy, kto i na jakich warunkach jest w stanie stoczyć bój z tym wykluczeniem. Dostrzeżemy także bierność, której fundamenty są bardzo różne. To ciekawe, w jaki sposób od jednego nieszczęścia do drugiego irlandzki pisarz przeprowadza nas po drodze zrozumienia, czym może być spełnienie w życiu i co takiego miałoby się wydarzyć, aby można było mówić o tym, że życie jest jednak dobre.

Bohaterowie tej książki mają życie pełne problemów, ale również tkwią w nienazwanych przez siebie, skomplikowanych emocjach. To panoramiczny obraz bezsilności skontrastowanej z pojedynczymi, lecz heroicznymi walkami o tak zwaną normalność. Podoba mi się konsekwentnie używany język – prosty, niepozorny, chwilami usypiający czujność powtórzeniami, a jednak pełen energii, bo wrzący od nienazwanych emocji. Ludzie portretowani w tej książce tylko zbliżają się do nazwania słowem tego, co ich otacza. Zadaniem uważnego czytelnika jest odtworzenie i uporządkowanie rzeczywistości, w której zagubiło się dwadzieścia jeden osób. Inspirująca lektura.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz