Wydawca: Wydawnictwo
Sine Qua Non
Data wydania: 18 września 2019
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Wydobywane z chaosu
Po niefortunnym wypadku przy
pracy, bo za coś takiego z perspektywy czasu uznaję „Nikt nie idzie”, Jakub
Małecki wraca z naprawdę dobrą powieścią. Odchodzi od sentymentalizmu i nie
pozwala czytelnikowi na łatwe wzruszenia, bo tym razem buduje powieść z jednej
strony bardzo bezkompromisową, z drugiej jednak – narrację pewnego otwarcia, w
której bohaterowie stwarzają siebie na nowo. Straumatyzowany żołnierz po
misji w Afganistanie usiłuje zapomnieć to, co przeżył. Młoda sąsiadka żołnierza
wręcz przeciwnie – stara się odtworzyć przeszłość swojej rodziny, by zrozumieć,
kim jest naprawdę. Oboje łączy wspólna pralnia i bułgarski rap. Z tej
konfrontacji Małecki stworzy bardzo interesującą powieść o tożsamości, ale
także o ludziach, którzy bezpowrotnie coś utracili i muszą się pogodzić z tą
stratą. „Horyzont” to także dwuznaczna gra autotematyczna – powieść, w
której ktoś pisze książkę, interesujące śledzenie tej drogi twórczej,
zastanawiające personalia piszącego bohatera i tego, którego stwarza na kartach
swojej powieści. Jest też kilka ciekawie wykorzystanych motywów oraz metafor –
autor udowodnił już nieraz, że jest w tym specem. Chodzi mi głównie o znaczenie
tytułu – jest tych interpretacji kilka, dlatego też cała historia bardzo mocno
przyciąga uwagę.
Maniek odwiedza siostrę i chce
zobaczyć się z siostrzeńcem. Z jakiegoś powodu boi się kontaktu z chłopcem i
unika spotkania. Wie jednocześnie, że zarówno jego siostra, jak i Dawid
stworzyli stabilne i spokojne życie, o którym bohater może tylko pomarzyć.
Małecki nie proponuje nam jakichś nowych tropów w temacie stresu pourazowego
żołnierza zmuszonego do konfrontacji z wojną. Opowiada jednak o tym wszystkim
bardzo przenikliwe, portretując nie tylko trudność głównego bohatera w tym, aby
właściwie odbierać rytm tego spokojnego życia poza frontem, ale także zmagania
jego kolegi, wyrazistej postaci drugiego planu. Obaj mają też w pamięci tego
trzeciego, któremu nie udało się to, co wyszło pozostałym. A może po prostu nie
dany mu był dramat nieodnajdywania się w rzeczywistości, która nie ma nic
wspólnego z tą, gdzie liczyły się przetrwanie, ciągła adrenalina i poczucie, że
jest się tymczasowo, za chwilę można pożegnać się z życiem.
Życie Mańka Małeckiego nie
jest tym, czego oczekiwał od siebie po powrocie. Proste czynności i działania
sprawiają duży problem. Do czasu, kiedy poznaje Zuzę. Ta relacja jest bardzo
interesująca, bo nic w niej nie jest oczywiste i nie wiadomo, w jakim kierunku to
wszystko podąża. Dużo młodsza od bohatera dziewczyna tak jak Maniek trzyma
gardę, oboje zatem bardzo długo nie pozwalają sobie odkrywać się naprawdę. To
znajomość oparta jednocześnie na nieufności i wielkiej wierze w to, że druga
osoba potrafi odczarować rzeczywistość, uczynić ją bardziej znośną. O ile on
chciałby tej znośności przede wszystkim dzięki pożegnaniu się z demonami
przeszłości, o tyle ona patrzy wstecz, usiłując ustalić skomplikowane relacje,
jakie łączyły jej matkę z człowiekiem, którego grób odwiedza ojciec Zuzy.
Całość narracji
podporządkowana jest tezie, że z każdego chaosu wyłania się jakiś nowy świat.
Bohaterowie znajdują się trochę w takim egzystencjalnym przedpokoju. Stoją w
miejscu niegotowi na jakąkolwiek aktywność – każda może być wyzwaniem i za
każdą może kryć się coś trudniejszego do zniesienia niż świat, z jakim muszą
się borykać. Pozornie przypadkowe połączenie całkowicie różnych
od siebie osób daje Małeckiemu możliwość interesującego opowiadania o
wyobcowaniu oraz potrzebie zrozumienia. O tym, że druga osoba bardzo często
warunkuje nasze właściwe miejsce w świecie, który rozdaje te miejsca losowo, za
każdym razem z cynicznym uśmiechem, za którym stoi przypadkowość i niepewność.
„Horyzont” – jak zaznaczyłem –
to także rozprawa z tym, czym jest samo pisanie. Fantazja na temat tego, czy
ludzkie emocje są możliwe do oddania językiem pisanym. Jakub Małecki tak
konstruuje fabułę, że aby zrozumieć to, co widzimy i pozornie rozumiemy,
potrzebna jest znajomość fikcji literackiej. W niej kryje się pełna
tajemniczość tego, co niejednoznaczne. Zuza boryka się z dylematem, jak
zinterpretować to, co pisze Maniek. Ma przecież za zadanie spisać swoje wojenne
przeżycia, a powstaje z tego coś zupełnie innego. Pisane początkowo dla
siostrzeńca, do którego tak trudno się zbliżyć po tym, co wydarzyło się w
Afganistanie. Dosłowne rozumienie tytułu odnosi nas do wrażliwości bohatera,
który podziwia jego piękno, rozmyślając także nad tym, jakie obietnice może
skrywać ten majestat. Wschód słońca to też pewne odniesienie do sytuacji
bohaterów. Wydobywają się z czegoś mrocznego, ale nie są jeszcze gotowi na
światło. Małecki fantazjuje o tym, na ile gotowi jesteśmy do życia w danym
momencie, i kwestionuje pewność tego, że tę gotowość w sobie mamy.
Odnosząc się do kwestii
doświadczeń bohatera z Afganistanu, autor bezpardonowo dekonstruuje fantazje
tych wszystkich mężczyzn, którzy przepełnieni testosteronem chcieliby
doświadczeń ekstremalnych na froncie. Tamta rzeczywistość to czas podniesionego
ciśnienia i gotowości do bezkompromisowych wyborów – albo ja, albo sytuacja,
która zagraża życiu. Po wydobyciu się stamtąd pozostaje gorzkie rozczarowanie.
Ale nie tylko. Trochę jest tak z „Horyzontem”, że zaznacza pewne
egzystencjalne końce, ale daje do zrozumienia, że ludzkie życie to nieustanne
konfrontowanie się z tym, co odeszło, na rzecz tego, co za chwilę będzie miało
miejsce. Małecki napisał tym razem trudną powieść. Wbrew pozorom nie ma w
niej łatwych rozwiązań. Nie ma też jednoznacznych odpowiedzi na zadawane
pytania. Jest pokazana specyficzna więź, dzięki której bohaterowie są nie tyle
bliżsi sobie, ile zbliżają się do zrozumienia swojego życia jako ciągu
następstw i nieodwracalnych zbiegów okoliczności albo gdzieś zasądzonych w swej
ważności przypadków.
Czyta się „Horyzont” bardzo
dobrze, czasem nawet zbyt lekko jak na podejmowane w książce tematy. Ale ta
swoboda pisarska Małeckiego daje nam tutaj miejsce na złapanie oddechu. W
gruncie rzeczy obcujemy z książką bardzo mroczną, jednak ten mrok się rozprasza.
Najpierw dostrzegamy bezsens istnienia i absurdalność rzeczywistości. Potem
oswajamy bohaterów, ale również ich skomplikowany świat doznań oraz
doświadczeń. Ta książka na kilka sposobów odpowie na pytanie o to, co jest
celowe w życiu i jak zrozumieć celowość istnienia. Zderzy nas z traumą i
niepewnością. Z poszukiwaniem odpowiedzi, ale także zapominaniem tego, co dało
tych odpowiedzi nazbyt wiele. Jakub Małecki napisał poza tym także powieść
bardzo wzruszającą. W przeciwieństwie do „Nikt nie idzie” „Horyzont” nie
wywołuje jednak łatwych wzruszeń. Bardzo ciekawa książka.
Książka od razu mnie kupiła! Cudownie mi się ją czytało i jeszcze nie raz będę do niej wracała. Jak dla mnie narazie jest to numer 1 w twórczości Pana Jakuba Małeckiego :)
OdpowiedzUsuń