Pages

2019-12-19

„Gra w cykora” Szilárd Rubin


Wydawca: Studio EMKA

Data wydania: 29 listopada 2019

Liczba stron: 224

Przekład: Klara Marciniak

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Miłość i samotność

Czuję się trochę jak późny wnuk odczytujący przesłanie ważnej książki. Wydana kilkadziesiąt lat temu powieść nieżyjącego węgierskiego pisarza Szilárda Rubina to literacka wyprawa w rejon, w którym nie dba się już o tę specyficzną staroświeckość języka przy jednoczesnej jego poetyckości. „Gra w cykora” zajmuje uwagę od samego początku, kiedy niespieszny rytm zdań zupełnie nie zapowiada spektakularnego rozwoju akcji i tego, że będzie to powieść o niezwykle intensywnych emocjach. Trudno jednoznacznie określić, czy Rubin proponuje nam anatomię miłości, obsesji, egzystencjalnego wykluczenia, czy przejmującej samotności. Myślę, że jest w tej książce wszystko, co wymienione. Zapada w pamięć zwłaszcza metafora pustyni. Bohater powieści wspomina o pustynnych fascynacjach, a czytając, możemy przyglądać się temu, jak na zgliszczach emocji wypalających od wewnątrz pozostaje ta właśnie przestrzeń. Czyta się „Grę w cykora” z przekonaniem graniczącym wręcz z pewnością, że opowiada przede wszystkim o zawłaszczaniu, a w drugiej kolejności o poczuciu utraty. Czy chodzi tu tylko o sportretowany bardzo niejednoznacznie związek? Myślę, że najważniejsze dla tej książki zdanie ukryło się już na samym jej początku i choć pozornie nie przykuwa uwagi, każe się zanotować i śledzić, w jaki sposób Rubin rozwinie je dalej.

To zdanie brzmi przejmująco. „Człowiek nigdy nie powinien pogodzić się z tym, co utracił”. Bohater tej książki – specyficzny egocentryk – stara się udowodnić, że czas wcale nie leczy emocjonalnych ran, że one się raczej zasklepiają, a potem nabrzmiewają. Że z balastem dramatycznych i traumatycznych przeżyć nie można się pożegnać i one na zawsze ukształtują charakter oraz sposób, w jaki będziemy żyli. Tu mowa jest o nieszczęśliwej miłości, ale uważny czytelnik szybko zorientuje się, że słowo „nieszczęśliwa” nie jest adekwatne. Ta skomplikowana relacja prezentowana jest punktowo, wyrazistymi scenami. Brak linearnego porządku uzupełniają retrospekcje, ale myślę, że Szilárd Rubin chciał przede wszystkim ukazać te istotne zdarzenia, które na zawsze naznaczają Attilę i Urszulę w ich relacji będącej pokłosiem zależności, podległości i sprytnego wykorzystywania się wzajemnie.

Urszula jest tu postacią nawet ciekawszą od narratora, bo w zasadzie odebrany jest jej głos, przyglądamy się tylko jej zachowaniom i działaniom w zwykle trudnych dla niej sytuacjach. Urszula wchodzi w związek, co do którego od początku ma pewne oczekiwania. Związane są z powojennym ładem, który kształtuje na nowo węgierską tożsamość państwową, ale także światopogląd oraz tożsamość młodych kochanków. Kobieta u Rubina zdaje się dominować nad partnerem, który jest przekonany o czymś wręcz przeciwnym – to on czuje się panem tego związku, jego działania kształtują tę relacje, on jest przekonany o bezwzględności trwania razem i konieczności pozostania ze sobą do końca życia. Tak jest oczywiście do czasu, kiedy widzimy, jak Urszula sprytnie manipuluje kochankiem, potem mężem. Gotowa jest przyjąć ze stoickim spokojem nawet małżeńską przemoc, a za tym wszystkim stoi pewien plan – trochę enigmatyczny, trochę zanadto dla czytelnika skomplikowany. Tak czy owak w tej emocjonalnej batalii, jaką toczą Attila i Urszula, to ona jest zdecydowanie na pozycji wygranej. Ona też ponosi – pozornie – mniejsze straty. Ale to bardzo niejednoznaczny związek. Widzimy, że nosi znamiona obsesji. Bardzo interesująco portretuje, w jaki sposób uzależniamy samych siebie od drugiej osoby. Pokazuje też, jak kształtuje się tożsamość w relacji, którą dzisiaj nazwalibyśmy toksyczną.

Szilárd Rubin opowiada o wszystkim stylem budującym dystans wobec wydarzeń, ale jednocześnie na tyle uważnie portretuje swoich bohaterów, że możemy przyglądać się temu, do czego doprowadza rozpaczliwa potrzeba bycia kochanym oraz poczucie, że stabilność życia może być związana z obecnością konkretnej osoby. Attila nie jest kochankiem, któremu można współczuć. Raczej roszczeniowym frustratem albo też mężczyzną teatralizującym swoje życie, w końcu to artysta, początkowo niespełniony poeta, potem doświadczony pisarz. „Gra w cykora” obrazuje skomplikowane relacje młodych Węgrów splecione z fatalizmem dziejowym. Ich uczucie dojrzewa w systemie, w którym trzeba się asekurować. Attila i Urszula nie potrzebują asekuracji – są dla siebie wszystkim, co daje siłę życiową, i jednocześnie wszystkim, co druzgocze, rujnuje emocjonalnie, odbiera chęć do życia, staje się skomplikowaną zależnością, od której nie ma ucieczki.

A jednak to powieść rozwojowa i historia, która układa się w pewne mroczne memento dotyczące brzemienia bolesnych doświadczeń, z którymi nigdy nie można się rozstać. To historia tęsknoty i rozpaczy, ale także egzystencjalna opowieść o bardzo przejmującej formie smutku bycia samemu ze sobą. Węgierski autor obrazuje upływ czasu, sugerując pewnego rodzaju stanie w miejscu, uczuciową stagnację, coraz bardziej trudny do zniesienia emocjonalny klincz. W nim też znajdzie się czytelnik, poznając kolejne, coraz bardziej intensywne rozdziały – kumulacja emocji oraz środków stylistycznych obrazujących ich nadmiar czyni lekturę Rubina bolesną, ale także niepokojąco fascynującą. Bo to przecież historia o tym, jak zaciera się sens życia wraz z pomysłem na nie, a jednocześnie gorzka rozprawa o tym, że samotność jest jedynym stanem, w którym można się naprawdę zmierzyć z emocjami.

Tytuł również sugeruje odpowiednią interpretację zaprezentowanej historii. Podoba mi się ta wieloznaczność osadzona w granicach tego, co niemożliwe – w powieści jest za intensywnie i zbyt dosadnie, Rubin portretuje zaskakującą mieszankę czułości, gniewu, strachu i bezkompromisowości. Żadne działanie bohaterów nie jest tu oczywiste. „Gra w cykora” jest częściowo opowieścią o niedobrej miłości, ale w dużej mierze o bolesnym przemijaniu, w którym miłość jedynie pokazuje, do czego jako ludzie jesteśmy w stanie się posunąć – raniąc i oczekując zadawania ran od innych. Szilárd Rubin tworzy mocną i prowokacyjną historię niezdolności do życia w pojedynkę. Pięknie obrazując Budapeszt oraz Pecs, pokazuje również, jak zmieniają się miejsca i okoliczności, w których wciąż na nowo staramy się odnaleźć swoje miejsce. Dość mroczna, ale bardzo inteligentna książka opowiadająca o różnych definicjach życiowej odwagi, jak również świetnie portretująca oblicza lęku. Świat przedstawiony „Gry w cykora” interesująco osadza się między jednym a drugim. A także opowiada o potrzebie wyjścia poza ograniczenia oraz wytyczoną przez okoliczności ścieżkę życia. Próba tego wydobycia się gdzieś poza jest pięknie pokazana w scenie, w której Attila opuszcza stojący pociąg i wędruje w śniegu. A potem wraca do pozornie bezpiecznej przestrzeni, która prowadzi go ku określonemu celowi. To powieść o poszukiwaniu celu, wielkiej namiętności i zgubnej formie zawłaszczania. A także o zwyczajnej ludzkiej tęsknocie, by poczuć się dla kogoś ważnym oraz przez niego docenionym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz