Wydawca: Czarne
Data wydania: 13 maja 2020
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Bezradność
Ta książka może autentycznie
przerazić. Dlaczego? Chyba przede wszystkim dlatego, że każda opisana tutaj
historia mogłaby spotkać każdego z nas. To powtarzane niepotrzebnie zdanie
(przeszkadza mi trochę właśnie powtarzanie tez, wniosków, sugestii) niesie
czytelnika przez siedem przerażających historii o tym, jak niewinni ludzie
zostali skazani przez wymiar sprawiedliwości za potworne zbrodnie, z którymi
nie mieli niczego wspólnego. Violetta Krasnowska odważnie rozpoczyna od
opowieści o Tomaszu Komendzie, o której – za sprawą zbliżającej się premiery
filmu – za chwilę po raz kolejny znowu będzie bardzo głośno. Na mnie chyba
największe wrażenie zrobił siódmy rozdział, bo w nim autorka reportażu
bezpośrednio konfrontuje się z pokrzywdzonym. Z ogromem absurdu, który
doprowadził do odebrania mu wolności, ale przede wszystkim z tym rodzajem
bezradności pojawiającym się chyba dopiero w więzieniu, ze świadomością
ułomności systemu, z prywatnym upokorzeniem zamieniającym się w bierność. Nie
mnie oceniać emocje portretowanych ludzi, bo nie mam najmniejszego pojęcia, co
czuli, co mogliby czuć. Nigdy też nie chciałbym, aby choćby ułamek procenta ich
doświadczeń stał się moim doświadczeniem. Bardziej zastanawia mnie idea tej
książki. Bo mam wrażenie, że nie jest ona orężem wymierzonym przeciw organom
ścigania tak w ogóle, choć podtytuł mógłby sugerować takie podejście. Wydaje
mi się, że Krasnowska opowiada o pomyłkach systemu i ludzkiej krzywdzie po to,
aby przejrzeli się w tym reportażu wszyscy ci, do których społeczeństwo powinno
mieć zaufanie. I zrozumieli, że muszą zrobić wszystko, aby Polak zaufał
policjantowi, prokuraturze, sądom. A pokazywane jak piekielne kręgi mają być
mrocznym memento. Nie mogą działać tak, jak zostało to opisane w tych
wstrząsających przypadkach, bo przecież krzywdę mają piętnować, nie samemu
krzywdzić.
Ale oczywiste jest, że proste
reakcje oburzenia i wściekłości wywoła już pierwsza historia, a kolejne będą
przedstawiane w taki sposób, że z trudem można brnąć przez metodyczny opis
zaniechań, zaniedbań, dyletanctwa i czysto złośliwych działań na szkodę
oskarżonych. „Będziesz siedzieć” to reportaż czytelnej tezy i nieukrywający
tego, co chce piętnować. Jednocześnie jest to rozpisana na siedem przejmujących
rozdziałów historia zderzenia jednostki z patologią systemu mającego w
założeniu chronić nas przed wszelką patologią. To, co przejmuje na równi z
poczuciem, że naszym udziałem może stać się piekło niewinnie skazanych, to
świadomość tego, że w przypadku znalezienia kozła ofiarnego i osadzenia go w
więzieniu z automatu zostaje wyłączona jakakolwiek odpowiedzialność za
poszukiwanie prawdziwego przestępcy, niejednokrotnie niezwykle brutalnego
mordercy. Nie mieści się w głowie, jak szybko i stanowczo można zamknąć daną
sprawę, aby uspokoić sumienie schwytaniem „winnego” i wyłączyć czujność na całą
resztę – w tym na bandytę mogącego bezkarnie zaatakować ponownie.
Opowiedziana ze szczegółami
sprawa Tomasza Komendy jest powszechnie znana, ale autorka przedstawia tu także
historie ludzi, za którymi stoi równie wstydliwy wizerunek polskiego wymiaru
sprawiedliwości. Niepełnosprawny umysłowo Piotr Mikołajczyk, którego całkiem
niedawno ponownie zatrzymano w więzieniu, a który wydaje się nie mieć nic
wspólnego ze sprawą podwójnego brutalnego morderstwa. To również student
polonistyki, który spędził w więzieniu kilka lat, otrzymując wyrok za nic. To
Ukrainiec, któremu przez zaniechanie w gromadzeniu materiału dowodowego
przypadła rola mordercy. Te opowieści mają częściowo szczęśliwe zakończenia,
ale czy jest cokolwiek szczęśliwego w tym, że w końcu uniewinniono kogoś
naprawdę niewinnego, serwując mu wcześniej szereg traumatycznych doświadczeń,
na które nie zasłużył?
Czytając „Będziesz siedzieć”,
nie sposób nie zwrócić uwagi na to, jak w procesie poszlakowym działa
nieustanna presja na rozwiązanie sprawy. To trochę tak, jakby toczyła się
specyficzna gra z czasem i przełożonymi w to, by jak najszybciej wytypować
najbliższego właściwemu modelowi winnego. Krasnowska nie tylko obnaża szereg
katastrofalnych w swych skutkach działań, ale przede wszystkim pokazuje, co się
dzieje, gdy normy etyczne, moralne, lecz przede wszystkim prawne ulegają
zachwianiu. Nie chodzi tylko o relatywizowanie pewnych pojęć. Nie chodzi o
odbieranie sensowności, spójności i zdrowego rozsądku działaniom mającym być
egzemplifikacją systemu prawnego. Myślę, że autorce udaje się oddać bezbrzeżny
smutek i szaleństwo, kiedy chaos wraz z ludzką rozpaczą przybiera niebezpieczne kształty. Nie jest trudno
wyobrazić sobie opowiadane historie, dużo trudniej jest znaleźć konkretną winę
w całym szeregu działań doprowadzających niewinnych ludzi na skraj myślowego
chaosu i rozpaczy. Dlatego „Będziesz siedzieć” to historia tego, co się dzieje,
gdy wyrok staje się niesprawiedliwym upokorzeniem. Tu zderzeń jest kilka.
Ludzkie emocje, poczucie realności i odrealnienia, fakty połączone z
konfabulacjami na ich temat i przede wszystkim ludzie systemu podejmujący się z
nadzwyczajną lekkością decydowania o czyimś losie.
Technika drobiazgowego
odtwarzania fatalnych śledztw i procesów sądowych pozwala przyjrzeć się temu, z
jaką łatwością na całej drodze poszukiwania sprawcy czynu karalnego mogą
pojawiać się nie tyle niedopatrzenia związane z trybem i intensywnością pracy,
ile kardynalne błędy prowadzące ku temu, że w sądzie rozgrywa się już tragifarsa,
ale nikomu nie jest do śmiechu, na końcu zaś pozostaje jedynie ból tych,
których udziałem nie powinien być. Violetta Krasnowska zwraca także uwagę na
to, że wielokrotnie nikt w systemie, który niszczył, nie ponosi żadnych
konsekwencji swoich czynów. To nie są zatuszowane błędy, po których śladami pozostaną
ewentualnie jakieś zapisy w dokumentacji. To działania, których bezpośrednią
konsekwencją jest złamanie życia człowiekowi bez winy. Autorka wydaje się
pytać także o to, co stoi za ludzkimi nieprawidłowościami, a co za systemową
bezdusznością pozwalającą na to, by absurd mógł bardzo długo rządzić w
procesie, który sam w sobie jest absurdalny, jeżeli nie jest procesem
wymierzania zwyczajnej sprawiedliwości.
Krasnowska weryfikuje to,
czego nigdy nie zweryfikowano. Zadaje pytania, jakie nie pojawiły się ani razu
w żadnym z fatalnych procesów skazujących za niewinność. Ale robi jeszcze coś
więcej: niezwykle czule i empatycznie portretuje swoich bohaterów, choć
opowiada o nich przez pryzmat systemowych działań i równie systemowym językiem
instytucji. Za każdą jej opowieścią kryje się dramat, któremu autorka bardzo
uważnie się przygląda. Jako człowiek, nie jako dziennikarka. Dlatego ta książka
ma podwójną wartość – demaskuje, ale i przybliża nas do tych, od których jakoś
automatycznie chcielibyśmy się odsuwać. Ważna i potrzebna książka – powinna
być czytana przez policjantów, prawników, pracowników więzień i wszystkich
pewnych tego, że system nie karze bez
powodu.
oj znam to ... gdy brak sprawcy, może by tak sprawcę zrobić z ofiary przestępstwa? znam z autopsji
OdpowiedzUsuń