Wydawca: Czwarta
Strona
Data wydania: 17 czerwca 2020
Liczba stron: 496
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Przeszłość tożsamości
Jacek Łukawski napisał mroczną
powieść o pamięci i tożsamości. O tym, w jak niebezpieczne związki mogą ze sobą
wejść. Zrezygnował z popularnego zabiegu wbicia czytelnika w wir wydarzeń,
których sens musi on odnaleźć później. Zaczyna klasycznie i przez pewien czas
nie daje do zrozumienia, co może być ważne, co niesamowicie istotne. Ale już
jeden element z samego początku powieści będzie miał ogromne znaczenie.
Narracja Łukawskiego jest tak skonstruowana, że jeśli zwraca się uwagę na
szczegóły, to można się domyślić finałowego rozwiązania. Ale nie wiemy, co od
początku jest tak bardzo istotne. Przenosimy się do Chęcin i Kielc, w których
kryminalną łamigłówką zajmą się ludzie pozornie bez właściwości. Może poza
prokuratorem Arkadiuszem Painerem, który będzie tutaj poszukiwaczem, łowcą i
jednocześnie osobą obarczoną traumą wyrzutów sumienia. Całość prezentuje się
bardzo dobrze, gdy zrozumiemy, jak łatwo daliśmy się w kilku scenach i
rozdziałach zwieść. „Odmęt” to historia tajemnic z przeszłości i mordercy,
który uszedł wówczas wymiarowi sprawiedliwości. Książka o tym, że najgroźniejsi
możemy być wtedy, kiedy tracimy kontakt z samymi sobą. Ale także o tym, że
ludzkie zło potrafi zakorzenić się i zasnąć na lata. Po to tylko, by odrodzić
się w jeszcze bardziej przerażającej postaci.
Damian Wolczuk wychodzi z domu
i nie zamierza do niego wrócić. Do partnerki, która go zdradziła, i do miasta,
przez które czuje się oszukany. Bohater usiłował zbudować w Warszawie stabilne
życie, przewidywalną przeszłość. Jedno zdarzenie powoduje, że staje się
tymczasowy. Jest taki przez cały czas. W drodze ze stolicy do Krakowa i w
Chęcinach, w których zdecyduje się zatrzymać po tym, jak jego samochód ulegnie
stłuczce, a dalsza podróż wyda się konieczna do odsunięcia w czasie. Wolczuk
jest tym, co przeżywa w danej chwili. Nie jest już dziennikarzem, który stracił
pracę, lecz nie jest również człowiekiem mającym plany na nowe życie w innym
mieście. Jest w życiowej poczekalni. Ale Wolczuk jest też instynktem i
atawizmem, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Do Chęcin przykuwają go
kolejne morderstwa. Najpierw ginie czwórka ludzi. Potem dziewczyna, która
zamierzała pożegnać się z ośrodkiem leczenia uzależnień i zacząć wreszcie
normalne, zdrowe życie bez nałogów. Na tym nie koniec. Albo koniec zostaje
odwleczony z powodu pewnych okoliczności. Bohater Łukawskiego postanawia się
zmierzyć z mordercą. Zaczyna rozumieć, że psychopata czyha właśnie na niego.
Czy tak jest w istocie?
Odpowiedzi na to pytanie
będzie szukał Dariusz Kryński, młodszy aspirant przeniesiony kiedyś ze służby z
Kielc do Chęcin. Miejscowy anioł, jak nazywa go jedna staruszka. Poczciwy i
uczciwy przedstawiciel władzy niosący w sobie wstyd za okrutnego ojca, który w
mundurze MO pokazywał, że jest potworem. Kryński na początku wydaje się
postacią dość papierową, nad wyraz oczywistą i przewidywalną. Dodatkowo
ujawniającą, jak łatwo zdobyć jej zaufanie, jak łatwo je wykorzystać. Dużo
ciekawiej prezentuje się przy nim prokurator Painer – zwolennik motocykli i
cameli. Kryński będzie bohaterem dynamicznym, ale dynamika zdarzeń będzie się
ściśle wiązała z dziwnymi relacjami, w jakie policjant wejdzie z przyjezdnym
Wolczukiem. Okaże się z czasem, że dużo ciekawsza będzie jednak inna relacja.
Retrospekcje zbudują obraz napięcia między bohaterami. A „Odmęt” wciąż na nowo
będzie mylić tropy.
Ktoś jest tutaj nie na
miejscu, ktoś jest obcy. Ktoś wywołuje strach i coraz to nowe teorie spiskowe. W
małej miejscowości wydarzyło się coś, co zrujnowało jej codzienny spokój.
Pojawił się ktoś, kto tropi i chce zburzyć stworzony porządek. Ktoś
konsekwentnie będzie starał się kogoś za coś ukarać. A jednocześnie będzie to
jakby cień człowieka. Złowrogi i nieuchwytny. Bardzo niebezpieczny. Zło
zdaje się rozlewać po Chęcinach i nikt nie ma pojęcia, jak wiele jeszcze się go
ujawni. Zbrodnie związane są z pewnym drobnym fetyszem. Całe ich okrucieństwo
ujawnia jednak człowieka zdeterminowanego, by zabijać w konkretnym celu. Coraz
więcej odpowiedzi kryć się będzie w przeszłości bohaterów, a nie w tym, co
przeżywają obecnie. Coraz bardziej klaustrofobiczna atmosfera prowadzić nas
będzie do czasu, kiedy pewien człowiek nie poniósł konsekwencji swojego
okrutnego czynu.
Autor stosuje świetną ekspozycję
podejrzanych, możemy sobie wybierać, każdy ma jakąś tajemnicę i każdego można
podejrzewać o to, że nie jest tylko tym, za kogo się podaje. Miejscowy lekarz.
Terapeuta uzależnień. Także kobieta, która zbliża się do Wolczuka. Mieszkańcy
Chęcin sportretowani są jako społeczność z pewnymi uprzedzeniami i mnożąca w
sobie lęki. Tutaj najważniejsze będzie odkrycie, kto i kogo najbardziej się
boi. Wszystko w świetnie dobranej scenerii cichej miejscowości z ruinami zamku
pobudzającego wyobraźnię. Jacek Łukawski chce być w swojej opowieści
lokalny, ale „Odmęt” to bardzo uniwersalna opowieść o tym, czym może być ludzka
tożsamość, jeśli zaburzą ją okoliczności albo stanie się coś
nieprzewidywalnego. Autor wydaje się zadawać także pytania o to, co możemy antycypować,
jeśli nie jesteśmy pewni siebie. Tu każdy staje się ciekawie zarysowaną
postacią, ale jednocześnie jest jakąś zagadką. W tej niepewności rodzi się
coraz więcej skomplikowanych zależności. A za nimi idą zło i zbrodnie.
„Odmęt” to inteligentnie skonstruowana
powieść o tym, że całe życie możemy samych siebie poszukiwać, ale i od siebie
uciekać. Dlatego tożsamość według Łukawskiego to czasami przerażająca zagadka.
Więcej tu chwilami humanistycznej empatii dla ludzkich słabości niż piętnowania
zła. Czegoś na kształt współczucia dla psychopaty przy jednoczesnej próbie
zrozumienia, co jest istotą psychopatii. Ale dzięki temu jest to
powieść bardzo przewrotna i na tyle ciekawie zbudowana, że w finałowej scenie
wciąż czytamy ją na wdechu i z każdą wymianą zdań zmieniamy to swoje – nie
wiemy, co się naprawdę dzieje, albo nie chcemy wiedzieć, bo pewne oczywiste
wnioski stają się przerażające. Podoba mi się w „Odmęcie” umiejętne
stopniowanie napięcia. Autor pozwala niebezpiecznie zbliżyć się do niektórych
bohaterów, a potem daje do zrozumienia, że nasze przeczucia mogą być błędne.
Zły nie jest ten, kto wydaje się zły. Ale zło to też pokłosie takich życiowych
okoliczności, które wciąż na nowo zmuszały do uciekania. Jacek Łukawski pisze o
specyficznej formie ucieczki. O tym, że jest niemożliwa. I o determinacji, aby
zrozumieć bardzo oryginalnego mordercę. Powieść od połowy – po łagodnej
ekspozycji – trzyma w trudnym do wytrzymania napięciu. I jest bardzo bolesna,
jeśli rozumieć ją jako przerażający traktat o tym, że naszym największym
wrogiem może być nasz umysł. Mocna i wyrazista książka.
Słabizna ... nudne.
OdpowiedzUsuńBoddanie, anonimowe opinie są takie wiarygodne :D Buziaki hejterze! JŁ
OdpowiedzUsuń