Pages

2020-06-30

„Topiel” Jakub Ćwiek


Wydawca: Marginesy

Data wydania: 3 czerwca 2020

Liczba stron: 384

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Lato żywiołu

Gdy pisze się o „Topieli”, w dobrym tonie jest odnieść się do tego, jak pamięta się lato 1997 roku w Polsce. Pamiętam je bardzo dobrze. Miałem dziewiętnaście lat, byłem w przedpokoju dorosłości i miałem okazję doświadczyć piekła zalewanego Wrocławia oraz przyglądać się temu, jak do pokazu niszczycielskiej siły wód południowo-zachodniej Polski dołączyła potem Wisła, mniej agresywna, ale równie bezkompromisowa w zawłaszczaniu. Jakub Ćwiek nawiązuje do samego początku. Do tych dni, w których żywioł nie robił jeszcze wrażenia, dopiero zaczynał atakować. Wdzierał się na ulice, podwórka i do domów, ale przede wszystkim do świadomości ludzi, którzy nie byli w stanie zrozumieć potęgi oraz okrucieństwa wielkiej wody. Bo ona jest niemym, lecz głównym bohaterem tej powieści.

Książki najbardziej osobistej z bogatego dorobku twórczego autora i pierwszej Ćwieka, jaką miałem okazję przeczytać. Może łatwiej mi będzie ją ocenić. Przyjrzeć się tej narracji bez zbędnych porównań, refleksji komparatystycznych. Ale muszę na początku napisać o powieści, którą wciąż miałem z tyłu głowy, czytając kolejne rozdziały „Topieli”. To „Inna dusza” Łukasza Orbitowskiego. Napisana na zamówienie i najlepsza rzecz tego autora. Podobieństw jest kilka. Podobny czas akcji – 1995 i 1997 rok. Podobnie portretowane relacje rówieśnicze. Podobny klimat fatalizmu, od którego nie można się uwolnić po przeczytaniu ostatniej strony. Jednak to, rzecz jasna, różne powieści. Orbitowski twórczo przekształca fakty, prowadząc nas po ścieżce zbrodni. Ćwiek przekształca wspomnienia, robi to momentami nawet lepiej w tym twórczym porywie i widać, że to powieść będąca pamiętnikiem przeżytych wydarzeń. Mam na myśli konfrontację z żywiołem. Opisanym tutaj niezwykle sugestywnie i śmiałbym nawet wysunąć tezę, że bardziej czule niż chłopięce relacje rówieśnicze, które w czasie żywiołu wystawione są na trudne próby. Dramat nastolatków wchodzi pod skórę tak samo stopniowo i niebezpiecznie jak woda wdzierająca się podstępnie, a potem z ogromną, zadziwiającą wszystkich siłą. Tymczasem Jakub Ćwiek zaskakuje tutaj realizmem i takim rodzajem sugestywności, że zabiera się jego opowieść ze sobą, znajduje dla niej miejsce w sercu i konstatuje, że właśnie przeczytało się jedną z najbardziej smutnych i jednocześnie ujmujących narracji ostatniej dekady polskiego męskiego pisania.

Głuchołazy. Miasto jeszcze nie wie, co je czeka. Na razie groźnie podnoszą się wody miejscowych rzek, deszcz wystukuje mroczny rytm kolejnych dni, a mieszkańcy nie spodziewają się tego, z czym przyjdzie im się zmierzyć. W takiej samej sytuacji są nastolatkowie: Darek, Grzesiek, Kacper i Józek. Ci trzej pierwsi są u siebie. Czwarty przyjeżdża na wymuszone chyba wakacje w Głuchołazach u boku matki poszukującej wytchnienia lub wsparcia w spokojnym domu dziadków Józka. Ćwiek nie będzie kopiował twórców zarażających świadomość młodych czytelników wspaniałym światem przygód, w których rówieśnicy dobrze się bawią i odkrywają, że dzieciństwo może być cudownym czasem. W dzieciństwie portretowanych chłopców nie ma niczego cudownego. Okazuje się, że muszą wziąć na swe wątłe ramiona problemy i traumy dorosłych ludzi. Ich rodziny tylko pozornie tworzą sielankę i dają poczucie bezpieczeństwa. Chłopcy doświadczają braków oraz utrat, które na pewno wpływają na szorstkość ich sposobu bycia. Bohaterowie „Topieli” nie będą bawić się w infantylne gry ani rozwiązywać zagadek o charakterze edukacyjnym czy dydaktycznym. Ci chłopcy zostaną zderzeni z doświadczeniami ekstremalnymi. Będą zmuszeni wziąć na siebie przeżycia, z którymi nie uporałby się niejeden dorosły. Tkwią również w miasteczku, które zmienia kształt, a wdzierająca się do niego woda potęguje klaustrofobiczną atmosferę. To nie będzie lato pełne wrażeń, lecz czas, w którym chłopcy doświadczą bezkompromisowości życia. I nie każdy będzie mógł ją unieść.

Nieprzypadkowo powieść otwiera scena, w której dowiadujemy się, że odnaleziono ciało chłopca, z którym woda obeszła się szczególnie okrutnie. Naturalnie zastanawiamy się, którego z młodych bohaterów będzie dotyczyć ta antycypacja. Ćwiek tak prowadzi nas przez świat doświadczeń chłopców, że trudno jest cokolwiek przewidzieć, ale widzimy za to bardzo wyraźnie, z jakimi problemami muszą mierzyć się dzieci w taki czy inny sposób zmuszone do konfrontacji z trudnościami swoich rodzin. Słowo „rodzina” będzie miało tu jeszcze jedno, być może najbardziej fatalne znaczenie. Tymczasem opowieść w „Topieli” jest senna. Efekt grozy wzmacniają doskonałe opisy tego, w jaki sposób żywioł powodzi przybiera na sile. Woda jest tu chaosem. Coraz bardziej chaotyczne będzie stawać się dla chłopców postrzeganie tego, co się dzieje wokół nich, ale także wzgląd we wzajemne relacje.

Fatalizm Ćwieka jest jednocześnie melancholijną czułością. Te Głuchołazy, które właśnie chce zniszczyć woda, stają się centrum nastoletniego wszechświata. Tylko tu będą mieć miejsce zdarzenia, które na zawsze zapadną w pamięć. Tylko tutaj zatrzyma się postrzeganie świata jako całości i emocjonalność koncentrująca się jedynie na tym, co dzieje się w danej chwili. Istotne jest też śledzenie tego, jaki rodzaj zapisków rozbija linearność opowieści o czterech chłopcach. To uzupełnienia dużej wagi, choć przez dłuższy czas koncentrujemy się na rzeczach pierwszych, jakich doświadczają młodzi bohaterowie. Co stanie się wówczas, gdy jedną z tych rzeczy będzie upokorzenie? Czy nastoletnie relacje są na tyle silne, by grupowo unieść ciężar okrutnych doświadczeń, których tylko tłem będzie odbierająca szansę, nadzieję i normalność powódź? Czyta się to świetnie, bo żywioł dotyczy nieokiełznanej potęgi wody, ale także idących z nią w parze emocji, nad którymi nastolatkowie nie są w stanie zapanować. „Topiel” to też opowieść o tym, że proza codziennego życia może być literacko zachwycająca. Tu nie myśli się o rozwoju wydarzeń – obserwuje się bohaterów i przywiązuje do nich właśnie dzięki temu, że są tak zwyczajni.

To też kronika specyficznego czasu, w którym trzeba się było spieszyć, aby jeszcze zdążyć osiągnąć sukces. Czasu nieobecnych rodziców wierzących w to, że intensywna praca na Zachodzie zapewni im status kogoś ważnego w Polsce. Czasu, w którym mimo wszystko dziadkowie mogą najwięcej, a nastoletni chłopcy fascynują się pierwszą mnogością obrazków – tych papierowych i telewizyjnych. „Topiel” nawiązuje jednak do roku niewyobrażalnych dramatów. Wtedy cierpienie mnożyło się, ale pomnożone nie potęgowało się jakoś w świadomości. Ćwiek chce opowiedzieć o indywidualnym i bolesnym doświadczeniu. O cierpieniu, z którego nie można było się wydobyć. Ale i o pamięci, która odtworzy miejsca oraz ludzi, których tak łatwo zawłaszczała i niszczyła kiedyś wielka woda. Mocno zapadająca w pamięć książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz