Wydawca: Znak
Oprawa: twarda
Tytuł recenzji: O człowieku
Czasami odnoszę wrażenie, że polska literatura współczesna utknęła w jakimś imperatywie utylitarności. Tematy muszą być albo modne, albo społecznie ważne, albo też pisanie staje się stylizowane w bliżej nieokreślonym celu i często rozczarowuje tym, że w epoce wtórności jest zwyczajną kalką czegoś – choćby najlepszego literackiego wzorca. Ważne jest też, żeby wyróżnić się frazą. Dlatego czasem pisze się dzisiaj, by eksperymentować. Twórczość Pawła Huellego nie ma nic wspólnego z powyżej wymienionymi zjawiskami albo problemami. Huelle od zawsze jest wspaniale staroświecki. Wciąż opowiada swoje historie w podobny sposób. Jest w tym urok i przyjemność czytania klasyka, a jednocześnie poczucie, że autor stale rozprawia się z tym, co istotne. Bo to, co istotne, jest uniwersalne, a nadać uniwersalności znamiona czegoś wyjątkowego w prozie jest dzisiaj już niezwykle trudno.
Nowa książka jest trochę tym, co pokrzepiało mnie i zachwycało w przypadku „Śpiewaj ogrody”, ostatniej przygody czytelniczej z gdańskim pisarzem. Paweł Huelle znowu będzie humanistycznie zadumany nad zmiennością i nieprzewidywalnością tego, co nazywamy na co dzień uporządkowanym życiem. Porządek w „Talicie” wyznaczają przede wszystkim stonowane, głębokie i pozbawione przy tym koturnowości połączenia zdań i kolejnych wizji. Ale w tym wszystkim kipi przecież to, co niepokoi od zawsze – poczucie bliskości śmierci, jej bezkompromisowości, tendencji ucieczkowych od niej i wiecznej niegotowości na jej przyjście. Dlatego ten zbiór opowiadań odczytuję głównie jako literackie zdziwienie wobec kresu ludzkiego życia. W tytułowym opowiadaniu śmierć jest na pierwszym planie, jednak tak dyskretnie, by można było ukazać obok niej przejawy życia – te najmocniejsze, ludzkie namiętności. Zmarła nastolatka w otwierającym zbiór opowiadaniu tytułowym będzie początkiem snucia opowieści o śmierci nieoczywistej (jak w miniaturze „Ryfka”), definiowanej jako nieudolność (opowiadanie „Krawiec”), będącej gramatyczną składową formuły odczytywanej przez tkwiącego w poczuciu zbędności swego życia bohatera („Szewc”). Ale czasem śmierć to zwyczajna życiowa rozpacz, która powoduje, że umiera się za życia. Niektórzy bohaterowie „Tality” mają wrażenie, że narodzili się ponownie, bo oszukali kres ostateczny. Inni zadają sobie pytanie o to, czy śmierć może być silna. Wszędzie jest niepokojąca. Jednak Huelle nie pisze o zwyczajnym umieraniu i konsekwencjach tego, że pozostający przy życiu zmieniają (bądź nie) swój światopogląd w konfrontacji z odejściem.
„Talita” opowiada o cudzie życia, które konstytuuje się w relacjach warunkujących nowe doświadczenie, ujrzenie jakieś innej perspektywy. Tak jest w przypadku syna obserwującego ojca w opowiadaniu „Most” z piękną klamrą kompozycyjną. Warto zatrzymać się przy nim na dłużej, by poznać choćby smaki śniegu. Bohater „Cyganki” wyrasta ze świata opresji, w którym nie czuje się szanowany, ale przede wszystkim nie ma wrażenia, że życie to odmienności i różnorodność. Zbliżenie z kimś, kto prowadzi inny tryb życia, a przede wszystkim inaczej pyta o oczywistości, wyraża inną wrażliwość, prowadzi do przemiany. A może tylko ją zapowiada. Piękne jest to, że we właściwie wszystkich tekstach Paweł Huelle doskonale wie, kiedy postawić ostatnią kropkę. Kiedy stworzyć atmosferę niedopowiedzenia, zaznaczyć, że żaden z jego tekstów nie jest zamknięty. Jak życie, które wciąż trwa – nieistotne, czy jest cudem, czy gorzką lekcją odbieraną choćby przez status wyobcowania, wysiedlenia, odrzucenia, porzucenia.
To, o czym wspomniałem, wiąże się ze spostrzeżeniem, iż niektóre z tych opowiadań mogłyby być szkicami rewelacyjnych powieści. Z jakichś powodów autor uznał, że nimi nie będą, albo wcale nie patrzył na te teksty w taki sposób. Myślę o opowiadaniu tytułowym oraz opowiadaniu „Koncert”. Piękne, symboliczne, przepełnione wspomnianą już staroświeckością frazy, za którą tak latami tęskniłem, a jednocześnie dotykające tematów i problemów, z jakich mogłyby zrodzić się fascynujące wielkie narracje. Huelle nie jest minimalistą. Trzyma się tradycyjnego, wypracowanego sposobu opowiadania o świecie, ale za każdym razem oferuje tę piękną niejednoznaczność zakończeń. „Talita” jest bowiem złożoną z dwunastu oryginalnych rozdziałów opowieścią o ludzkich tęsknotach i potrzebach. Niekończących się, bo wciąż niespełnionych.
„Talita” ujmuje także nietuzinkowym poczuciem humoru autora. Zwłaszcza w dwóch powiązanych ze sobą tekstach „Dąb” i „Miasto”. Oba zadają istotne pytania o to, w co i jak wierzymy, jak przez pryzmat swojej wiary postrzegamy świat, ale także opowiadają o tym, co nasza wyobraźnia podsycana wiarą każe definiować jako porządek albo złudzenie uporządkowania świata. Tak „Miasto”, jak i „Talita” wprowadzają również niepokojące postacie przybyszy, którzy ingerują w porządek miejsca, do którego dotarli. To są też bohaterowie wprowadzający pewien rodzaj niepokoju. Bo w tej książce wszędzie jest on rozsiany – opowiadając o ludzkich dylematach, Huelle wciąż stanowczo podkreśla, że literatura zwrotu do człowieka ma być literaturą mądrych pytań, a nie nonszalanckich odpowiedzi. I daje nam pewność, że nie ma w nim wcale autorskiej pewności siebie, która z moralnego dylematu robi moralitet. A „Talita” wielokrotnie i na wiele różnych sposobów odwołuje się do ludzkiej moralności. Nawet wówczas, gdy bohaterowie rozpaczliwe poszukują jej w wiecznej niepewności tego, jak mają żyć, czemu ufać i w którą stronę podążać.
Jak czytać Huellego? Przede
wszystkim powoli. Podział książki tworzony przez pozornie różnorodne teksty
umożliwia dłuższą bliskość. Taką konfesyjność obecną zarówno po stronie autora,
jak i czytelnika. „Talita” pozwala na dialog z autorem, ale dopiero wtedy, gdy
poświęci się tym tekstom naprawdę maksimum uwagi. Truizmem byłoby stwierdzenie,
że piękne książki domagają się naszego czasu. Paweł Huelle pisze w taki sposób,
że niektóre opowiadania chce się przeczytać ponownie. Przeprowadziłem ten
eksperyment z dwoma. To naprawdę rzecz, do której warto wracać, bo pozorne
dekoracje fabuły i wizerunków postaci są tak naprawdę złudzeniami. Pisanie
autora „Tality” jest absolutnie wyjątkowe. I na takie książki można czekać
latami.
Piękne jest również to, że w tej książce obecna jest tak wielka autorska czułość do każdego, najdrobniejszego nawet elementu, za pomocą którego Huelle portretuje każdą z postaci. Istotne są konkretne miejsca, do których wciąż powraca, lokalność przeżycia i jego jednoczesna uniwersalność. Mam wrażenie, że wszyscy bohaterowie „Tality” próbują przekroczyć granice, aby poznać odpowiedzi na swoje trudne pytania – jak postać ze „Słonecznego dnia”. Huelle pokazuje, że można pokochać swojego bohatera literackiego, by dać mu specyficzne życie. A potem pokazać, że życie każdego z nas składa się z powtarzalnych archetypów i niepowtarzalnej egzystencjalnej niepewności samych siebie.
Pana wrażenia niemal jak w lustrze pokrywają moje. Subtelność pióra miary trzepotu skrzydeł daje poczucie literackiej ekstazy. Może całkiem niepotrzebnie czytałam pański tekst przed napisaniem własnej interpretacji, lecz istnieją szanse, że ta kalka myśli zainspiruje, zaowocuje zupełnie odmiennym podejściem do tej wyjątkowej opowieści. W czytaniu najpiękniejsze, że każdy czyta w sobie, czując tak samo, a zgoła inaczej. To miłe uczucie obcować wśród wybitnych narratorów jakim niewątpliwie jest Paweł Huelle i skupionych, skrupulatnych opiniodawców jakim jest Pan. Jeszcze milej byłoby móc godzinami dyskutować tylko o dobrych książkach. Tego mi brak. Z ukłonami, N
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłeś apetytu na tę książkę. Czytałem "Weisera Dawidka" i pamiętam, że bardzo mi się podobało, ale potem już nic innego Huellego nie poznałem. Czas to zmienić, a to chyba dobra okazja do tego. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń