Pages

2020-12-22

„Nomadland. W drodze za pracą” Jessica Bruder

 

Wydawca: Czarne

Data wydania: 12 listopada 2020

Liczba stron: 280

Przekład: Martyna Tomczak

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,90 zł

Tytuł recenzji: Amerykańscy niewidzialni

Bohater reportażu Jessiki Bruder to biały Amerykanin, który jest w wieku emerytalnym, ale w wyniku różnego rodzaju zbiegów okoliczności nie ma prawa do świadczenia emerytalnego. To człowiek, który nie był w stanie spłacać swoich zobowiązań i zdecydował się na życie nomady – bez adresu i z domem na czterech kółkach. To ktoś, kto uciekł opresyjnemu społeczeństwu, a na drodze swoich dokonań musi mierzyć się teraz ze społeczną niewidzialnością. Jest zmorą demografów i wielbią go magazyny Amazona albo plantatorzy buraka cukrowego. Jest mobilny w każdym znaczeniu tego słowa. Śpi i żyje w kamperze lub busie. Nie myśli o życiu w dalszej perspektywie, raczej gorzko ocenia czas miniony. Jest outsiderem, który zdecydował się porzucić matnię kredytów, wybierając trudne życie będące w jakimś stopniu namiastką wolności. Jest wolny, ale rozgoryczony. Wie, że może polegać tylko na sobie. I cały tak nakreślony wizerunek jest tylko wstępem do „Nomadland”, bo Bruder – poświęcając lata, by żyć jak amerykańscy „bezmiejscowi” – chce przyjrzeć się w szczegółach zjawisku uproszczonemu przez pojęcie wędrowcy zarobkowego ciągnącego ze sobą swój dom. Myślę, że można czytać „Nomadland” jako uzupełnienie „Elegii dla bidoków” J.D. Vance’a (choć autorka woli nawiązywać do Steinbecka), bo to kolejna książka o niedoskonałych Amerykanach. Sformatowanych przez opinię publiczną i stygmatyzowanych przez nią, ale w gruncie rzeczy zupełnie nieznanych. Słaba książka Vance’a doczekała się ekranizacji. Świetny reportaż Bruder nie został jeszcze tak doceniony, choć wszystko wskazuje na to, że będzie można ujrzeć na ekranie historie i problemy opisane przez tę dziennikarkę, a gwarancją zdaje się Frances McDormand w obrazie Chloé Zhao.

To opowieść o odrzuceniu i solidarności. Ludzie żyjący na społecznym marginesie, którzy nie mają niczego poza swoim ciasnym domem na kółkach, znaleźli się w dramatycznej sytuacji w bardzo różnych okolicznościach. Wszystkie te dramaty mają u Bruder imiona. Linda jest przykładem tego, że sumienna i ciężko pracująca kobieta może w jesieni życia pozostać z niczym. Don zdaje sobie sprawę, że w USA można żyć dostatnio i nagle pozostać bez adresu, stając się wędrownym najemnym robotnikiem. Bob przekonał się, że tak zwana stabilizacja życiowa może być w jego kraju iluzją. LaVonne wciąż musi mierzyć się z widmem niespłaconych rat, choć nie ma już niczego stabilnego, za czym stałby koszmar wielu Amerykanów, czyli kredyt pożerający miesięcznie znaczną część budżetu. Jessica Bruder zbliża się do tych ludzi na tyle, na ile pozwalają jej okoliczności. Dyskretnie i z empatią. Z szacunkiem dla ich wyboru życiowego oraz z dużą dozą dziennikarskiej wnikliwości, której daleko do wścibstwa czy szukania za wszelką cenę tematu na nośny i ciekawy artykuł. „Nomadland” to reportaż, który staje się raczej zapisem projektu. Autorka poszukuje wspólnego mianownika dla wszystkich smutnych życiorysów, jakie poznaje, ale stara się też odpowiedzieć na pytanie, czy taki styl i tryb życia nie jest przede wszystkim formą odważnego sprzeciwu wobec systemu, w którym wielu dorosłych Amerykanów definiuje pytanie bardzo mocno wybrzmiewające w zakończeniu: „Z czego jesteś gotów zrezygnować, by móc dalej żyć?”.

Bo warto zwrócić uwagę, że między opowieściami o krzepkich starszych ludziach, którzy wzięli los w swoje ręce, choć stale drżą one od przepracowania, Bruder ukrywa bezkompromisowy obraz amerykańskiego systemu świadczeń społecznych, rysuje obraz rynku pracy w USA, pokazuje kalekie działanie służby zdrowia i w reportażu, który chwilami czyta się jak świetną powieść, stawia pytanie o to, dlaczego Ameryka z takim okrucieństwem wyrzuca na margines tak wielu swoich obywateli. Ci sportretowani w tej książce wiodą życie będące pokłosiem rozczarowań i często desperacji. To ludzie, którzy zwyczajnie nie mogli dalej funkcjonować w obywatelskim formacie przygotowanym przez prawo. To uciekinierzy, ale nie poszukiwacze przygód. Ludzie starający się zachować optymizm – i to chyba jedyne, co jest typowo amerykańskie i czego nie muszą się wstydzić. Jessica Bruder przemierza USA, by najpierw sportretować oblicza tymczasowości, a potem pokazać, jak w takich warunkach tworzy się i umacnia solidarność. Odwiedzając między innymi miasteczko w Arizonie, stara się z dosłowności obrazu pustyni i kamperów uczynić wartościową metaforę amerykańskiego losu.

Bruder patrzy tam, gdzie jej rodacy nie chcą spoglądać. Widzi ludzi, którzy z różnych powodów zniknęli z szeroko pojętej ewidencji i tym samym stali się nie tyle tymczasowi, ile przede wszystkim niewidzialni. Nie jest to jednak opowieść o goryczy. Mimo zmarszczek i często poczucia, że pozostała już ostatnia prosta do śmierci bohaterowie tej książki udowadniają, iż można utrzymać się na powierzchni przede wszystkim dzięki temu, że smutną konieczność zamienia się czasem w spełnienie marzeń. W całej sytuacji nomadyzmu i pracy za żenująco niskie stawki jest coś zdecydowanie epickiego. Ci wszyscy ludzie rzeczywiście mogliby stać się bohaterami nowej wersji „Gron gniewu”. Jessica Bruder oddaje im głos, by opowiadali o tym, czego w Ameryce jest coraz mniej – lojalności względem siebie. Są tacy, w których życiorysach aż kipi obywatelskie nieposłuszeństwo. Ale są również tacy, dla których dramatyczne życie w drodze stanie się nową perspektywą i tylko oni wiedzą, jak wiele potrafią zyskać z położenia uznanego przez wielu za beznadziejne.

„Nomadland” to obok opowieści o ludziach pasjonująca wyprawa po amerykańskiej prowincji i bezdrożach Stanów. Bruder odwiedza miasteczka skazane na wymarcie albo miejsca, w których rytm życia nadaje jedno miejsce pracy, najczęściej wykorzystujące swoich pracowników. Poza tym wędrujemy po Środkowym Zachodzie aż do fantastycznego finału, w którym możemy poczuć dotyk ziemi i palącego słońca gdzieś pośrodku niczego w Arizonie. W tym wszystkim zauważa się powiew wolności. Bo wbrew wszystkiemu bohaterowie tego reportażu są prawdziwie wolni. Ich przedsiębiorczość nadaje tej wolności inne, nietuzinkowe oblicze. Bez względu na to, jak byli i wciąż są upokorzani, przyjmują kolejne wyzwania losu z optymizmem i poczuciem, że naprawdę nic gorszego już wydarzyć się nie może. Szczęście fatalizmu? Trochę tak. Jessica Bruder rozmawia z ludźmi, którzy znaleźli się w sytuacji, w jakiej po prostu nie da się siąść i płakać, użalać się nad sobą. Dlatego „Nomadland” to opowieść o tym, jak inaczej bije serce Ameryki. O tym, że margines może być fascynujący, kiedy staje się przestrzenią do odkrywania, a nie rozpaczy.

Ważny jest także społeczny wymiar tej książki. Myślę, że dzięki lekturze sporo Amerykanów uświadomi sobie, że jej bohaterowie są naprawdę wszędzie. Codziennie im usługują, dbają o ich komfort, pakują im towary i są częścią świata, która służy, będąc niewidzialna. Ten temat pojawia się tu także w szerszym spektrum i to jest jeden z tych momentów, w których Bruder na chwilę odbiega od tematu swojego reportażu. Kiedy „Nomadland” chce być opowieścią o czymś innym niż sprawy wyżej nakreślone, pojawia się tam chwilowy chaos. Tym niemniej jest to jedna z ciekawszych pozycji literatury faktu, która świetnie pokazuje, że lokalne problemy danego społeczeństwa mogą brzmieć jak przejmująca metafora katastrofy tak zwanego kapitalistycznego stylu życia. To fascynująca historia tego, co twórczego możemy zrobić ze swoim losem, jeśli jego fundamentem są odrzucenie i definiowana niemożność. Bruder pyta o przyszłość Ameryki, która nie chce widzieć tymczasowych mieszkańców spoza systemu. Ale też zastanawia się nad tym, dlaczego niesprawiedliwość społeczna doprowadza do sytuacji, w których być może ludzie innej nacji, bez amerykańskiej determinacji i optymizmu, mogliby sobie nie poradzić.

1 komentarz:

  1. Fascynująco, wnikliwie napisana recenzja. Ani chwili nudy, ani ułamka sekundy straconego czasu!

    OdpowiedzUsuń