2018-12-25

„Wyroby. Pomysłowość wokół nas” Olga Drenda


Wydawca: Karakter

Data wydania: 13 listopada 2018

Liczba stron: 240

Oprawa: twarda

Cena det.: 49 zł

Tytuł recenzji: Wykład o przedmiotach

To nieco rozczarowująca książka ze sporym potencjałem. Liczyłem na to, że w tej opowieści o przedmiotach oraz ich gromadzeniu one same w symboliczny sposób przemówią. Otrzymałem mało dynamiczny wykład. Uwzględniający ważne odniesienia do Barthes’a, Reinfussa czy Hasiora, które sugerują, że jest to w pewnym stopniu popis erudycji. „Wyroby” mogłyby być książką o naszych upodobaniach i nawet interesująco analizować naszą tożsamość, jednak skupienie autorki tylko na rzeczach jest tu z jednej strony świadectwem specyficznej czułości w przyglądaniu się im i badaniu genezy, z drugiej jednak – na dłuższą metę tworzy bardzo statyczną narrację, którą ożywiają jedynie oleje Marka Rachwalika. Sama historia większych emocji nie wzbudza. Jest analityczna i bardzo skupiona na przedmiocie rozważań. Poza tym oferuje niewiele. Żadnych fantazji. I ludzi, którzy gromadzą durnostojki, krasnale ogrodowe, „gównidełka”, monidła, bibeloty…

Olga Drenda rozmawia jedynie z Korą Kowalską, zbieraczką wszystkiego, a także z Maciejem Pietrukańcem, w którego towarzystwie ogląda metalowe elementy świadczące o fantazji właścicieli albo jej braku. Autorka sugeruje, że interesują ją cechy dystynktywne opisywanych przedmiotów, takie jak amatorstwo, niedoskonałość, a nade wszystko pomysłowość wykonania. Szkoda, że nie idą w ślad za tym rozmowy z ludźmi, którzy otaczają się tytułowymi wyrobami, bo przecież mogłaby to być świetna książka o tym, co przedmioty mówią. Także o różnorodności ludzkich poszukiwań, by odnaleźć jakiś element zupełnie nieprzydatnego drobiazgu uznanego za świetną dekorację. Nie ma w „Wyrobach” czytelnych sugestii, dlaczego przedmioty nieużytkowe stają się ważne, co za tym stoi i skąd bierze się ludzka przedsiębiorczość, by otoczyć się czymś, co u innych może wywołać zdziwienie. Jest tu zdziwienie badacza, widoczne skupienie na temacie, ale brak przyjrzenia się wynalazcom, dumnym właścicielom, ludziom decydującym się na taki, a nie inny sposób zaznaczenia swego otoczenia, gustu, przekonania. Godne podziwu jest to, jak Drenda portretuje różnorodność rzeczy wydobytych z deficytów. Brakuje jednak ukazania ich wyjątkowości. Nie wiem, skąd i dlaczego wzięły się dane upodobanie lub moda. Poza tymi, które są bezrefleksyjnymi kopiami wzorów z zewnątrz, ale i za tym musi się kryć jakaś oryginalna myśl, istotna emocja. Bo przedmiot w roli ozdoby to pewien sygnał tego, jak myśli i odbiera rzeczywistość jego właściciel. Tutaj mamy uporządkowany ciąg wniosków dobrych do przedstawienia na branżowym wystąpieniu. Nie wiem, czy ta książka dotrze do zwykłego czytelnika, a przede wszystkim – czy naprawdę go zainteresuje. A przecież każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu otacza się przedmiotami, więc powinna to być rzecz dla wszystkich.

Ciekawie funkcjonuje tytuł. Przykuwa uwagę równie silnie jak doskonale dobrana okładka. „To właśnie tam, gdzie pomysłowość i dobre chęci zderzają się z oporem niedoskonałego materiału, toporną techniką, z czasem z brakami warsztatowymi, powstaje prawdziwy wyrób”. Olga Drenda nie decyduje się na subiektywny czy nawet naznaczony chaosem przegląd rozmaitości w domach i ogrodach Polaków. Koncentruje się na rzeczach, które wytworzył człowiek, ale również na okolicznościach, w jakich dany przedmiot się znalazł. Sportretowana różnorodność tytułowych wyrobów jest skontrastowana z pewną jednolitością i brakiem oryginalnych rozwiązań w przypadku dekorowania swego otoczenia w XXI wieku. Drenda jest trochę etnologiem badającym uwarunkowania do stworzenia rzeczy wymyślnych i jednocześnie prostych, ale nie jest już socjologiem, bo w niewielkim stopniu daje do zrozumienia, jaka mentalność lub emocjonalna potrzeba kryją się za projektem oryginalnego wyrobu.

Autorka zaczyna od modelowego przykładu wytworzenia czegoś w warunkach podwórkowych. Ale wstęp odnosi się do rzeczy, którą ukrywa się przed innymi. Tymczasem stajemy wobec analizy – i fotografii – przedmiotów, których unikalność niesie w sobie pytanie o to, czym były dla właściciela i czym stawały się pod wpływem mijającego czasu. Przyjrzymy się temu, jaką funkcję pełnią między innymi ogrodowe łabędzie, oleodruki, metalowe ogrodzenia czy fantazyjne pocztówki dźwiękowe. Drenda zasygnalizuje też, co stoi za przedsiębiorczością innowacyjnych spadkobierców programu Adama Słodowego, ale koncentruje się na gotowym materiale. Punktuje, diagnozuje, śledzi i porównuje. Pracuje cały czas na przedmiotach i z przedmiotami. Nie mogę tu odnaleźć ścieżki, którą ma wytyczać podtytuł książki. Niewiele się dowiaduję o istocie ludzkiej pomysłowości – poza tym, że wszędzie ma miejsce i nigdy nie ustaje.

„Wyroby” to też książka o naszych sentymentach, choć sama w sobie nie jest sentymentalna. Nie sugeruje, jak wiele niezwykłych historii może stać za przedmiotami tak dokładnie wypunktowanymi i przeanalizowanymi. Autorka skupia się na momentach przemian dziejowych, które w Polsce zaznaczały zwrot ku określonym upodobaniom w dekorowaniu i otaczaniu się przedmiotami. Sygnalizuje oryginalność ludzkiej potrzeby porządkowania najbliższego otoczenia, ale nie wchodzi w istotę tej oryginalności. Tworzy solidny przegląd tego, czym i w jakim stopniu się otaczaliśmy, zwracając także uwagę na to, że przedmioty może i są trwałe, ale przywiązanie do nich już niekoniecznie. Ta książka to ciekawy dowód zainteresowania niecodzienną inwencją twórczą, ale jednocześnie punktowany wykład o wyjątkowo martwych w tej narracji przedmiotach. Dlatego też uważam, że interesujący potencjał nietuzinkowej opowieści niekoniecznie trafia tutaj w formę. Drenda momentami jest nużąca. Jej przedmioty stają się naprawdę nieciekawe. Są obiektami do analizowania. Rekwizytami, wokół których nie powstaje jakaś porywająca historia. Wyroby” stwarzają wrażenie muzealnego przewodnika, a ich ton przypomina młodzieńczy lęk przed tym, czy założyło się filcowe kapcie i czy niczego przypadkiem nie dotknęło. Interesujący pomysł, mniej interesująca jego realizacja. Choć oczywiście trzeba pochylić czoła przed tym, w jak poważny sposób Olga Drenda podchodzi do tematu. A może zasadniczą wadą tej książki jest to, że przedmiot (sic!) rozważań został potraktowany za bardzo poważnie?

1 komentarz:

Jardian pisze...

Pozdrawiam imiennika :)