Pages

2012-09-12

"DuchLess. Opowieść o nieprawdziwym człowieku" Siergiej Minajew

Sam nie wiem, co sądzić o tej książce. Niedawno mieliśmy już przykład rozprawy rosyjskiego pisarza średniego pokolenia z tak zwaną nową Moskwą i dramatycznym wyścigiem szczurów, w jaki dają się wpędzić rosyjscy korporacyjni yuppies. U Kuzniecowa – bo mam na myśli jego dobrze skrojony, ale mało mnie przekonujący thriller „Skóra motyla” – świat współczesnej moskiewskiej degrengolady był jedynie tłem dla kryminalnej historii. Siergiej Minajew czyni ową przestrzeń naczelną i wszystko mówiącą w swojej książce dwóch tytułów „DuchLess. Opowieść o nieprawdziwym człowieku”. To opowieść zbliżającego się do trzydziestki, zgorzkniałego i cynicznego dyrektora handlowego, który będzie opowiadać o swych trudnych doświadczeniach z idiotami z pracy, lachonami w markowych klubach i pustką, która jest czymś, od czego w XXI wieku – przegadanym, prześwietlonym, migotliwym, przepełnionym żałosnymi sloganami – nie sposób się już uwolnić.

Autor swą anglojęzyczną część tytułu wyjaśnia w jednym z rozdziałów i do tego jeszcze wrócę. Część rosyjska to nawiązanie do książki Borysa Polewoja o lotniku – kalece, który mimo przeciwności losu, tworzy swój życiorys prawdy. Bezimienny bohater Minajewa niby jest, ale tak naprawdę go nie ma. W oparach alkoholu i narkotyków, wśród męczących go ludzi pędzących za mamoną i sławą, nawet sam ze sobą – nie istnieje naprawdę. Nie znaczy to, że nie mamy do czynienia z bohaterem wyrazistym. Bynajmniej. To wyraziciel nowych czasów, które nie chcą sobie przyłożyć krzywego zwierciadła. Człowiek, który miota się między ideologiami, rosyjską kulturą i sztuką lat minionych, priorytetami mateczki Rosji a bezideowością i marazmem dzikiego rosyjskiego pędu do zgubnych zdobyczy zachodniej Europy. Jego rozważania iskrzą i groteską, i dowcipem, i smutne są niesamowicie, bo obcujemy z inteligentnym człowiekiem, który żyjąc tak, jak żyje, popełnia samobójstwo za życia i nijak nie może (nie chce?) odnaleźć drogi, by zejść ze swej życiowej równi pochyłej.

A przecież jest w nim coś z romantyka Puszkina; przecież widzi piękno Patriarszych Prud, nieśmiało roi o miłości do prawdziwej przyjaciółki Julii. Przecież mógłby zrobić coś, by wyjść z cienia lanserskich żyjących trupów, którzy gonią za ulotnymi rozkoszami i życie traktują jak coś do używania, a nie przeżywania. Przegadany też trochę ten korporacyjny szczur Minajewa. Autor chwilami zdaje się sięgać do rosyjskiej klasyki dojrzałego realizmu, próbując dysputom o czymś ważnym nadać szczególnego znaczenia. Może za dużo tutaj dygresji, zbyt wiele powielających się myśli, za dużo niepotrzebnej dosadności i złudzenie, że to wszystko jest wyrazem przebiegłego konformizmu. Stąd moje mieszane uczucia. Niemniej coś jednak jest hipnotyzującego w tej prozie, stąd też czyta się ją z uwagą, a i napisać o niej się chce.

Narrator Minajewa mówi o sobie następująco: „Wiecie, kto to naprawdę jest dyrektor handlowy? To współczesna odmiana drogiej prostytutki, która lawiruje między interesami kierownictwa z kilkukrotnie zawyżonymi planami sprzedaży a interesami własnych podwładnych, którzy nie mają ochoty wprowadzać tych planów w życie”. To, co robi w dużym uproszczeniu jest nazwane dawaniem dupy. Tak naprawdę to zajęcie nie tyle jałowe, co pozbawiające chęci prawdziwego życia. Szuka się go potem w markowych klubach i restauracjach; czasami na ulicach doszczętnie zgubionej przez kapitalizm Moskwy, krwiożerczego megalopolis dla szybkich karier i równie szybkich upadków.

Kim są młodzi moskwianie? Żyją dwutorowo. Pozornie radośnie, a w gruncie rzeczy zupełnie bez sensu. „Tak właśnie żyją. Rano do trenera, wieczorem do dilera. Od rana zamęczają się ćwiczeniami, wieczorem – narkotykami. Myślę, że gorliwie zajmują się własnym zdrowiem rano, żeby było co zarzynać wieczorem”. Nasz bohater przygląda się temu krytycznie, ale przecież sam nie widzi, nie szuka nawet innych alternatyw. Może między siłownią a dilerem rozpościera się ten pusty, biały i całkowicie na wszystko obojętny świat, w którym trzeba jakoś wziąć powietrze w płuca i wypuścić je lekko? Może tylko dualizm znaczeń i rozpaczliwe trzymanie się między tym, co słuszne a tym, co niewłaściwe pozwala nie myśleć i nie widzieć wokół - a przede wszystkim w sobie - brudu nie do zmycia?

Przerażają pustką relacje międzyludzkie, jakie próbuje tworzyć lub ocenia bohater książki „DuchLess”. Sam jest zdegustowany ludzkością. Tą moskiewską, sztuczną, ukrytą pod makijażami markowych firm bez względu na płeć. Jest nie tylko niechętny ludziom, ale i im wrogi. Siłą rzeczy jednak obraca się głównie wśród tych – tu wskazanie na tytuł – pozbawionych ducha. Bezpardonowa krytyka nie powoduje, iż „nieprawdziwy człowiek” będzie szukał ratunku wśród osobników, którzy jednak mają duszę, rozum i przeżywają życie świadomie. On jest zamknięty w pewnym mrocznym kręgu, z którego nie sposób się wydostać. Nie taka jest Moskwa XXI wieku. A może nie tylko taka. Ale przecież nasz opowiadacz symbolicznie nie istnieje, czy zatem książka Minajewa to apoteoza pustki?

Autor chwilami się zapędza, bo lanserska przestrzeń jego bycia porównana do nowoczesnego łagru jest mocnym i niesmacznym nadużyciem. Minajew jednak broni tego, o czym opowiada. Dąży do oddania najbardziej obiektywnego obrazu świata, o którym przecież pisze tak złośliwie subiektywnie. „DuchLess” to książka gorzka i taka, wobec której nie można przejść obojętnie. Literatury antykorporacyjnej w polskim wydaniu jest ci u nas dostatek. Być może to czas na rosyjskie spojrzenie na problem. A może po prostu warto zajrzeć do tej książki, by wiedzieć, że demona w sobie samym można ożywić nagle. Nie trzeba do tego ideologii czy zmian we współczesnym świecie. Nieśmiało, ale jednak polecam. Może dlatego, że lubię książki braku kompromisu i kompromisowo oddające to, co jest tylko przecież czyimś punktem widzenia.

tłum. Paweł Podmiotko

Wydawnictwo Claroscuro, 2012

1 komentarz:

  1. Nie przepadam za "nurtem antykorpo". Nie dlatego, że sama pracuje w dużej korporacji - mam po prostu wrażenie, że kolejne książki nie wnoszą nic nowego, powielają jedynie te same schematy. Ale może rzeczywiście takie rosyjskie spojrzenie to byłoby coś odświeżającego. Zapamiętam ten tytuł :-)

    OdpowiedzUsuń