Gdzieś w Palestynie, koło
Ramallah, wzniesione na dwóch wzgórzach było sobie małe sunnickie miasteczko
Rantis. Nie byłoby w nim niczego wyjątkowego, gdyby nie wizyjna odyseja pióra
Aidy Amer, dzięki któremu to miejsce zostaje ocalone od zapomnienia. Co więcej – ożywa na nowo wielością barw, głosów,
ludzkich marzeń i pragnień. Rzadko kto z tak wielkim pietyzmem i dbałością o
szczegóły wytacza piórem wojnę upływowi czasu. Amer robi to doskonale. Opisuje
czas, którego już nie ma i ludzi, którzy istnieją w bliżej niesprecyzowanej
przestrzeni bez czasu.
„Rantis” to plastyczna, przejmująca
i wiarygodna narracja o mieście, którego czar nie jest do opisania, ale autorka
może zaczarować innych tym, co niewysłowione. To rodzinna saga, historia miejsc
i zdarzeń, lekko w tonacji realizmu magicznego, ale w gruncie rzeczy zwracająca
uwagę na szczegóły; mocno osadzona w rzeczywistości doświadczanej przez
konflikty Palestyny. Ta książka to opowieść o wzruszeniach, inicjacjach,
lękach, rozpaczy i znikaniu, które można zatrzymać w słowach. Symboliczna
opowieść o tych, którzy żyją własnym rytmem, ale w gruncie rzeczy jest to jakiś
rytm uniwersalny; tak toczy się prawdziwe życie. Gdzie? Między słowami, gestami
i między tym, co niewypowiedziane. Bo to również historia o mocy milczenia i o
tym, że słowa ratują od zapomnienia świat, ale nie mogą uratować tych, co
zamilkli i nas do swego świata nie dopuszczają.
Aida Amer snuje opowieści
niczym jedna z bohaterek jej książki, Miriam. Dziewczyna uwodzi całe Rantis
swymi niezwykłymi historiami, dzięki którym to, co przeżywają jej słuchacze,
nabiera nowego, innego sensu. Miriam to mistrzyni słowa mówionego i mistrzyni
kamuflażu. Jest w Rantis bardzo widoczna, ale jej postać nie jest wyraźna.
Tajemnicze odejście Miriam z tego świata to nie jedyne, o jakim przeczytamy. Tyle
tylko, że to właśnie ona wprowadza nas w klimat Rantis takiego, jakim chciała
go opisać Amer. Bardzo przecież konkretnie opisanego, a z drugiej strony
przyjemnie wieloznacznego. W Rantis życie toczy się rytmem, w którym znajdziemy
harmonię między szczęściem i rozpaczą. Rantis zostanie także mocno doświadczone
przez historię i zniszczone jako azyl, bo przecież nic nie trwa wiecznie. Trwać
zatem może w opowieściach – takich, jakie snuje Miriam. Wkraczając do
palestyńskiej osady wielu historii i biografii, ocieramy się o bolesną
przeszłość i próbujemy zrozumieć, co tak naprawdę się stało, że Rantis
przestało istnieć. Widzimy też, ile pisarskiej siły Aida Amer wkłada w to, by
wydobyć miasteczko z niebytu.
Biografie poszczególnych
członków rodu Amer kreślone są lekko i ulotnie, a przecież to historie, w
których ci ludzie przeżywają głównie dramaty, z jakimi nie zawsze są w stanie
sobie poradzić. Kobiety wiedzą, że nabierają znaczenia dopiero przy
mężczyznach. Mężczyźni są dużo bardziej tajemniczy, skryci w sobie. Podział ról
społecznych jest wyraźny, ale nie ma już tej granicy w opisach cierpień
mieszkańców Rantis. Chociaż żyją w swoim małym raju na ziemi, ich życie rajskie
nie jest. Jest za to życiem specyficznych przypadłości. Wael wypowiada wojnę
światu swoim milczeniem. Hafez to człowiek czynu i mężczyzna wieloznaczny. Jego
brat Khaled to cierpiętnik, którego los doświadcza na nowo coraz okrutniej.
Szanowany weteran wojenny Jusuf Odi nie jest do końca tym, za kogo się podaje.
Rania, żona Hafeza, wciąż daje życie i za każdym razem odbiera jego cząstkę
samej sobie. Ślepy filozof Hassan wydostał się z więzienia, ale symbolicznie
nadal w nim tkwi. Wyzwolona Bahija opuszcza Rantis, lecz jej odwaga to głównie
umiejętność odcinania się od korzeni. Ci wszyscy ludzie, każdy z osobna i
wszyscy razem, zapisują na kartach książki Aidy Amer specyficzny testament. Są
postaciami z krwi i kości, a przecież w gruncie rzeczy żyjącymi metaforami,
które za każdym razem inaczej nazywają to, co ogólnie określa się mianem życia.
Autorka „Rantis” ukazuje
bardzo żywą i istotną więź rodzinną. Jej bohaterowie są dużą rodziną, która
wiele przeżywa tylko jako całość. Charakterologiczna mozaika w gruncie rzeczy
pokazuje nam, jak wygląda los grupy skazanej na odejście w niepamięć. Amer siłą
swojej opowieści ożywia ponownie tych, o których zapomnieli inni. Ożywia
Rantis, pokazując siłę miasteczka. Choć ta proza wymyka się jakimkolwiek próbom
zestawienia z tym, co już napisano i wydano, lektura dziwnie często
przywoływała w mojej pamięci „Kraj, gdzie nigdy się nie umiera” Orneli Vorpsi.
Prowincjonalna Palestyna jest jak Albania w tamtej opowieści – to miejsce życia
wiecznego, gdzie śmierć jest dopiero początkiem. Początkiem opowieści, która
nabiera kształtu, opowiadając losy tych, którzy sami już o sobie nie opowiedzą.
„Rantis” to także historia
tożsamości. Sama autorka próbuje przejrzeć się w tym, co pamięta, co usłyszała
czy zapisała. Jej opowieść ma charakter wyznania. Amer wydaje się mówić o tym,
że wiele nie wie, wielu kwestii nie rozumie. Można jednak zrozumieć przeszłość,
jeżeli napisze się o niej tak, jakby była wiecznie żywą teraźniejszością. Czas i
jego upływ w prozie Amer z jednej strony mają znaczenie, z drugiej są tylko
dodatkiem do zapisania na wieczność tego, co poddało się czasowi z jego
okrucieństwem. Mądra, subtelna i wielowątkowa historia miejsca i tego, jak
bardzo dane miejsce można umiłować.
Wydawnictwo AMEA, 2012
Osobiście przeczytałem jednym tchem. Zazwyczaj nie biorę się za takie pozycje, jednak po dwóch rekomendacjach znajomych zdecydowałem się na tą książkę. Wspaniała recenzja, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na swojej półce i niebawem wezmę się za czytanie. Zapowiada się fantastycznie, zatem mam nadzieję, że nie zawiodę się. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania i od początku wiedziałam, ze ciezko bedzie mi ujac w recenzji piekno tej ksiazki.. ale po przeczytaniu Twojej bardzo dobrej recenzji załamałam sie:D Co bym nie napisala, bedzie sie chowało przy Twoich słowach :)
OdpowiedzUsuńNatasho, każda publiczna opinia o tej książce jest ważna, więc zachęcam do wyrażenia swojej i dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuń