Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 18 czerwca 2015
Liczba stron: 322
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Dzielni poranieni
To jedna z tych książek,
które zniechęcają do siebie już okładką. Zapewniono mnie, że wewnątrz jest
czego szukać, w związku z tym podjąłem się trudu przeczytania. Małgorzata
Sobieszczańska mnoży dramatyczne wątki z życia swoich bohaterek (i bohatera), pozostawiając
odbiorcę z nieznośnym poczuciem, że trzeba bardzo uważnie czytać, by nie zgubić
kolejnej traumy, dodać ją do zaskakująco wielkiego ładunku emocjonalnego, nie
pogubić się w perypetiach. Najgorsze jest to, że ten nadmierny dramatyzm
wyparuje, bo jakiś czas po lekturze nie będzie się już pamiętać, co dokładnie
dręczyło babkę, matkę, córkę i na dokładkę męża matki, którego smutne dzieje
mają już całkowicie rozsadzić konstrukcję książki. Opowieści o tym, że niczego nie należy się wstydzić ani tego żałować,
jeśli żyje się naprawdę i docenia to życie. O trudach mentalnego rozstania z
dorosłym dzieckiem oraz o tajemnicach, które matki i córki noszą w sobie jak
największy ciężar. O tym, że powtarzamy błędy rodziców, ale nie mamy na to
wpływu, bo tak musi być.
Nagromadzenie życiowych
trudności sięga sumy doświadczeń ludności małego miasteczka, ale Sobieszczańska
sprawiedliwie, po równo i solidnie, obarcza różnymi traumami wszystkich. Jeśli
ma się ochotę poczytać naprawdę dobrą powieść o kilku pokoleniach kobiet, warto
sięgnąć po książki Ingi Iwasiów albo wartościowy tegoroczny debiut "Dom z witrażem" Żanny Słoniowskiej. Sobieszczańska tkwi w kliszach i schematach,
choć pióro ma niezłe i czyta się ją dość dobrze. Oferuje kolejną powieść, w której
pojawiają się męczące egzystencjalne truizmy, jak choćby wątpliwość jednej z
bohaterek: "Czy życie to chaotyczny
ciąg zdarzeń, czy też żelazna konsekwencja decyzji, które podejmujemy?".
Koniecznie trzeba przeczytać "Kilka dni lata", by odpowiedzieć sobie
na to wyjątkowo oryginalne pytanie?
Amelia jest uzależniona od
córki, Janiny. Ta przyjęła staruszkę pod swój dach i karmi potrawką z kurczaka,
bo to zdrowe, choć wychodzi bokiem każdemu członkowi rodziny. Amelia żyje
przeszłością, bo dzisiaj może już tylko wegetować. Poznajemy jej dramatyczną
historię. Początek trudnego życia naznaczony wojną, zakazana miłość,
skomplikowane relacje z mężem, potem trudności życia w komunizmie i kolejne
tajemnice, które w większości odkrywa zdumiona córka. Janina wie, że wszelkie
namiętności są zgubne i na co dzień jedynie dyryguje, zarządza. Ustala,
określa, planuje - morderczy tygiel obowiązków, pośród których zapomina o tym,
czym jest prawdziwe życie. Ona też ma tajemnice przed swoją córką, Mają.
Wspomina trudne relacje z matką, miłosne rozczarowanie tuż przed stanem
wojennym, małżeństwo z rozsądku. O ile
Amelia i Janina dynamicznie szły przez życie i zawsze wiedziały, jak walczyć o
swoje, o tyle Maja, trzecie pokolenie, odziedziczyła po tych kobietach to, co
zawsze odrzucały - bierność, bezwolność. Po dziewięciu latach małżeństwa
rozstała się z mężem, pod którego oknem czeka na Godota, trawi swą nieznośną
samotność i marzy tylko o tym, by znowu znaleźć się w objęciach Janka.
To w wielkim skrócie, bo
stopień komplikacji fabuły przyprawia o zawrót głowy, ale bohaterki dzielnie
radzą sobie z przeciwnościami losu, zwykle kryjąc własne emocje. Tak, kobiety Sobieszczańskiej niosą swe
sekrety przez całe życie. Pielęgnują pamięć o doświadczeniach, które trwały być
może tylko tytułowych kilka dni, ale odcisnęły się piętnem na ich psychikach.
Maja ukrywa pragnienia i potrzeby, bo widzi obok siebie zamkniętą w sobie
matkę. Janina musiała uciec, by zacząć żyć naprawdę i nie kryć się z uczuciami.
Okazuje się, że skrywa inną tajemnicę, równie bolesną co tajemnica Amelii.
Najbardziej bolesne są - a jakże! - niespełnione miłości tych kobiet i tylko
jedna z nich otrzymuje od losu szansę, by kochać i czuć się z tym komfortowo.
Tymczasem gdzieś obok, niby na marginesie, ale w ważnej bliskości, znajduje się
mąż Janiny - wycofany, pokorny, całkowicie podporządkowany żonie. Jego też los
nie oszczędził. Być może szczęście ma jedynie dziewięcioletni syn Mai, gdyż w
jego wieku babce kończyło się już dzieciństwo, a on ma gry komputerowe i tylko
świadomość, że jest pomijany jak dziadek, bo przecież mama goni za iluzją i
niespełnionym pragnieniem, a dziecko portretowane jest od początku do końca
jako balast. Każdy w powieści Sobieszczańskiej w którymś momencie życia bardzo
się zagubił, ale okoliczności sprawiły, że nie mógł niczego już zmienić,
zmienić siebie przede wszystkim. Po trochu chaos i okrutna logika konsekwencji
mieszają w życiorysach, w związku z tym stawiane wcześniej przez Maję pytanie
nie będzie miało jednoznacznej odpowiedzi, ale przecież o to ma chodzić. Ja
postawiłbym inne pytanie - czy przeraźliwie okaleczone emocjonalnie kobiety,
które mimo wszystko dalej mierzą się z życiem, są postaciami wiarygodnymi? To,
co opisane, mogłoby się wydarzyć i rzeczywiście są rodziny, w których nie
rozmawia się o bólu, tylko się ten ból komuś oddaje. Czy "Kilka dni lata" rości sobie prawo do bycia prozą
imitującą życie, czy też jest jedynie zgrabnym kolażem z ludzkich dramatów,
które przez swoją mnogość skłaniają do lektury dużo bardziej uważnej? Bo
przecież irytująca chwilami Maja drążąca wciąż ten sam życiowy problem blado
wypada przy naznaczonych wielością przeżyć matce czy babce.
Ta powieść udowadnia, że
kochamy iluzję w jej najbardziej dramatycznej z form. To także książka, która
manipuluje emocjami odbiorcy. Współczucie rozbija się na wiele postaci, ale w
gruncie rzeczy nie myśli się o tym, które wybory były świadome, a które
podyktowane trudnym czasem i okolicznościami. Problem "Kilku dni lata" to zarysowanie zbyt wielu perspektyw
i punktów widzenia bez należnej im rozbudowy. Bo dostajemy wypunktowane troski
i zwątpienia, a szereg okrucieństw losu zamyka dramatycznie prosta refleksja o
tym, że... takie jest życie, życie jest ciężkie, każdy ma swoje i powinien być
za nie wdzięczny. Przykro mi, ale mimo wszystko zręcznie napisaną powieść
zapomina się już niedługo po jej przeczytaniu. Co jest nie tak? Przecież
psychologiczne pogłębienie postaci wywiera wrażenie nawet na psychoterapeutce
chwalącej powieść już na pierwszej stronie. Jak dla mnie lektura jest nieco
męczącym i zdecydowanie zbyt długim seansem psychoterapeutycznym.
To mnie lekko zmartwiłeś, bo akurat ta książka czeka w kolejce na przeczytanie :( Nie chcę ciężkiej lektury...
OdpowiedzUsuń