Wydawca: Marginesy
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 368
Przekład: Alicja Oczko
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Ku destrukcji
W tej wstrząsającej powieści
Stefana Hertmansa świat trzeszczy w posadach z zupełnie innych powodów niż w „Wojnie i terpentynie”. Opowieść o pewnym redaktorze zafascynowanym historią rodu,
który potrafił łączyć szacunek i tolerancję do trzech religii monoteistycznych,
jest jednocześnie historią przemocy, jakiej te religie doświadczają. Zamachy
terrorystyczne wstrząsają Paryżem, Rzymem i Nowym Jorkiem. Śmiercionośne
ładunki eksplodują wszędzie tam, gdzie gromadzić się mogą wyznawcy tych trzech
religii. Obok dramatu inicjującego przemiany dziejowe we współczesnym świecie
śledzimy kilka dramatów prywatnych. A właściwie jeden, egzystencjalny dramat
istnienia Johna de Vuysta, którego nie obchodzą spektakularne akcje
terrorystyczne, lecz osobisty świat ułomności i pogoni za złudzeniami. Dychotomia tego, co rozsadza świat
globalnie, i tego, co prowadzi ku upadkowi głównego bohatera, utrzymuje
konstrukcję „Głośniej niż śnieg” w doskonałym napięciu od samego początku do
końca. Zgrabne przechodzenie z narracji pierwszoosobowej na trzecioosobową
i umiejętne budowanie atmosfery strachu to zasadnicze zalety tej książki.
Historii świata, który pogrąża się w chaosie, i człowieka, dla którego chaos,
zbędność i bezkształtność od zawsze były tym, co określało jego los. Moc tej
powieści kryje się w sferze niedopowiedzeń, w narracji podążającej karkołomnymi
koleinami, w szaleńczym zakończeniu i takim odsłanianiu świata przedstawionego,
że tkwi się w nim na bezdechu, z przerażeniem i fascynacją tym, co będzie
dalej.
John uosabia moc, kiedy
pastwi się redaktorskim piórem nad przychodzącymi do niego propozycjami
wydawniczymi, i słabość, gdy poddaje się koniecznym dializom, wiedząc o swych
niewydolnych nerkach oraz niewydolnym emocjonalnie sercu zmuszającym bohatera
do destrukcji udanego związku. John uosabia swoją szarość, wewnętrzną obcość i
zagubienie w kilku doskonale nakreślonych scenach. W przymierzalni czy na
pogrzebie matki. W trakcie gorącej dyskusji o tożsamości wyznawców jednej z
religii i przy kobiecie, która wydała go na świat, a teraz wydaje przy synu
ostatnie tchnienie. John zapadł się w
sobie już dawno, a koncentracja na sferze własnych przeżyć oraz wyznawanych
poglądów nie czyni mu różnicy między światem przed trzema spektakularnymi
atakami terrorystycznymi i po nich. Wszystko w jego przewidywalnym życiu
poligamisty i melancholika jest na właściwym miejscu. John nie ma pojęcia, z
którego miejsca wedrze się do tego życia chaos. Nie zdaje sobie sprawy,
czym jest prawdziwy ból i strach, do momentu, w którym masakrowany przemocą
świat zewnętrzny wyciągnie ku niemu drapieżne pazury…
Hertmans balansuje na
granicy świetnej powieści sensacyjnej i egzystencjalnej rozprawy o ludzkiej
tożsamości w kilku wymiarach, także tym religijnym. Kiedy główny bohater
odkryje zaskakujące fakty ze swej przeszłości, zrozumie także, że bakcyl
nienawiści i przemocy dosięgnie go szybciej, niż mógłby się tego spodziewać.
Szerzące się nieszczęścia uderzą także w jego żonę. Związek po rozpadzie
scementują przerażenie i niepewność. Małżonkowie zostaną poddani próbie. Oboje
będą musieli zmierzyć się z grozą, której żadne z nich się nie spodziewa.
Trudno jednoznacznie określić stosunek bohaterów do rzeczywistości, bo trudno
też tę rzeczywistość zrozumieć. John żyje pośród mrzonek i trywialnych
problemów uniemożliwiających mu udane życie. Choćby seksualne. Hertmans
doskonale oddaje stan ułomności organizmu Johna i pokazuje, w jaki sposób
zaczyna go toczyć nowy, nieorganiczny wirus. Kiedy w jego otoczeniu pojawi się rudowłosy Hans o nazwisku trudnym do
wymówienia, świat Johna zacznie się fragmentaryzować. Będzie wokół niego coraz
więcej różnego rodzaju przemocy. Poczuje ją na własnej skórze. Ten świat, który
wysadził trzy istotne miejsca związane z religiami, rozniesie w pył coś
jeszcze. Coś innego będzie opadać tak, jak opisuje to tytułowa metafora.
Tymczasem toniemy w domysłach, bo historia łączy w sobie wiele tropów.
Chazarowie – tak tolerancyjni wobec różnych religii – ukażą Johnowi niesłychanie
groźne oblicze. I wówczas wszystko zacznie się rozpadać jak świat, w którym
trzeba było pożegnać matkę, odejść od żony i zatopić się w egzystencjalnym
smutku.
„Głośniej niż śnieg” to
historia o eskalacji przemocy łącząca w sobie kilka teorii spiskowych i w
niektórych fragmentach przypominająca znane powieści Dana Browna. Stefan
Hertmans nie idzie jednak w stronę taniej sensacji. Ucieka bardziej w ten
niebezpieczny rewir opisu ludzkiej kondycji poprzez wskazanie jej
przynależności do danej kultury, wierzenia i systemu przekonań warunkowanego
życiem w takim, a nie innym kraju. John żyje w kraju dostatku, ale nie ma wokół
niego niczego, co sprawiałoby, że czułby się bogaty. Jego światopogląd
zbudowany został na samych subiektywnych doznaniach. W opozycji do przeszłości,
gdzie dziadek był bohaterem pierwszej wojny światowej, sam John dziś toczy
własną wojnę z odmawiającym funkcjonowania organizmem. To jednak nie wszystko. Hertmans opowiada o przejmującej
samotności, poszukiwaniach sensu w świecie mistycznych przeżyć i o tym zupełnie
niemistycznym, prozaicznym aspekcie wyobcowania. Ludzkość, ta obok Johna i
ta egzemplifikowana przez jego przeżycia, doznaje coraz bardziej finezyjnych
form okrucieństwa. Co jeszcze może spotkać ten świat, w którym wiara i przemoc
połączyły się w tak dramatycznym danse
macabre? Kondycja Johna – dwuznaczna, opisywana z poetycką czułością i
agresywnymi detalami – jest portretem tej społeczności, która wrosła w
bezpieczny dla siebie sposób odbierania świata. To bardzo wybiórczy sposób.
Podobnie jak wybiórcze są kontrowersyjne poglądy tajemniczego Hansa. Także to,
co będzie szło za fascynacją Chazarami.
Ta powieść elektryzuje,
niezdrowo podnosi ciśnienie i wciąż na nowo zaskakuje. Dźwięki współczesnych
przebojów muzycznych ikon łączy z filozofią, groźnymi pomrukami świata
globalnie bezradnego wobec zła i poglądami na to, jak funkcjonuje się w
przynależności do danej religii, do danego sposobu odbioru rzeczywistości przez
pryzmat tej religii. To książka o
potępieńczych podziałach w świecie, który łudzi się, że stworzył rzeczywistość
ponad podziałami. To także groźna wizja tego, w jak niespodziewany sposób
przemoc może złamać ignorancję i egoizm. Jedna z tych trudnych i prawdziwych narracji
o współczesnym świecie pełnym antagonizmów, absurdów i różnego rodzaju agresji.
Opowieść, w której rozpada się świat – ten rzeczywisty i prywatny. Oba
sportretowane z niezwykłą sugestywnością, dzięki której „Głośniej niż śnieg”
mocno przykuwa uwagę.
wow. bardzo byłam ciekawa Twojej recenzji. wiem, że warto nabyć! dzięki
OdpowiedzUsuń