Pages

2017-04-21

„Głośniej niż śnieg” Stefan Hertmans

Wydawca: Marginesy

Data wydania: 11 kwietnia 2017

Liczba stron: 368

Przekład: Alicja Oczko

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Ku destrukcji

W tej wstrząsającej powieści Stefana Hertmansa świat trzeszczy w posadach z zupełnie innych powodów niż w „Wojnie i terpentynie”. Opowieść o pewnym redaktorze zafascynowanym historią rodu, który potrafił łączyć szacunek i tolerancję do trzech religii monoteistycznych, jest jednocześnie historią przemocy, jakiej te religie doświadczają. Zamachy terrorystyczne wstrząsają Paryżem, Rzymem i Nowym Jorkiem. Śmiercionośne ładunki eksplodują wszędzie tam, gdzie gromadzić się mogą wyznawcy tych trzech religii. Obok dramatu inicjującego przemiany dziejowe we współczesnym świecie śledzimy kilka dramatów prywatnych. A właściwie jeden, egzystencjalny dramat istnienia Johna de Vuysta, którego nie obchodzą spektakularne akcje terrorystyczne, lecz osobisty świat ułomności i pogoni za złudzeniami. Dychotomia tego, co rozsadza świat globalnie, i tego, co prowadzi ku upadkowi głównego bohatera, utrzymuje konstrukcję „Głośniej niż śnieg” w doskonałym napięciu od samego początku do końca. Zgrabne przechodzenie z narracji pierwszoosobowej na trzecioosobową i umiejętne budowanie atmosfery strachu to zasadnicze zalety tej książki. Historii świata, który pogrąża się w chaosie, i człowieka, dla którego chaos, zbędność i bezkształtność od zawsze były tym, co określało jego los. Moc tej powieści kryje się w sferze niedopowiedzeń, w narracji podążającej karkołomnymi koleinami, w szaleńczym zakończeniu i takim odsłanianiu świata przedstawionego, że tkwi się w nim na bezdechu, z przerażeniem i fascynacją tym, co będzie dalej.

John uosabia moc, kiedy pastwi się redaktorskim piórem nad przychodzącymi do niego propozycjami wydawniczymi, i słabość, gdy poddaje się koniecznym dializom, wiedząc o swych niewydolnych nerkach oraz niewydolnym emocjonalnie sercu zmuszającym bohatera do destrukcji udanego związku. John uosabia swoją szarość, wewnętrzną obcość i zagubienie w kilku doskonale nakreślonych scenach. W przymierzalni czy na pogrzebie matki. W trakcie gorącej dyskusji o tożsamości wyznawców jednej z religii i przy kobiecie, która wydała go na świat, a teraz wydaje przy synu ostatnie tchnienie. John zapadł się w sobie już dawno, a koncentracja na sferze własnych przeżyć oraz wyznawanych poglądów nie czyni mu różnicy między światem przed trzema spektakularnymi atakami terrorystycznymi i po nich. Wszystko w jego przewidywalnym życiu poligamisty i melancholika jest na właściwym miejscu. John nie ma pojęcia, z którego miejsca wedrze się do tego życia chaos. Nie zdaje sobie sprawy, czym jest prawdziwy ból i strach, do momentu, w którym masakrowany przemocą świat zewnętrzny wyciągnie ku niemu drapieżne pazury…

Hertmans balansuje na granicy świetnej powieści sensacyjnej i egzystencjalnej rozprawy o ludzkiej tożsamości w kilku wymiarach, także tym religijnym. Kiedy główny bohater odkryje zaskakujące fakty ze swej przeszłości, zrozumie także, że bakcyl nienawiści i przemocy dosięgnie go szybciej, niż mógłby się tego spodziewać. Szerzące się nieszczęścia uderzą także w jego żonę. Związek po rozpadzie scementują przerażenie i niepewność. Małżonkowie zostaną poddani próbie. Oboje będą musieli zmierzyć się z grozą, której żadne z nich się nie spodziewa. Trudno jednoznacznie określić stosunek bohaterów do rzeczywistości, bo trudno też tę rzeczywistość zrozumieć. John żyje pośród mrzonek i trywialnych problemów uniemożliwiających mu udane życie. Choćby seksualne. Hertmans doskonale oddaje stan ułomności organizmu Johna i pokazuje, w jaki sposób zaczyna go toczyć nowy, nieorganiczny wirus. Kiedy w jego otoczeniu pojawi się rudowłosy Hans o nazwisku trudnym do wymówienia, świat Johna zacznie się fragmentaryzować. Będzie wokół niego coraz więcej różnego rodzaju przemocy. Poczuje ją na własnej skórze. Ten świat, który wysadził trzy istotne miejsca związane z religiami, rozniesie w pył coś jeszcze. Coś innego będzie opadać tak, jak opisuje to tytułowa metafora. Tymczasem toniemy w domysłach, bo historia łączy w sobie wiele tropów. Chazarowie – tak tolerancyjni wobec różnych religii – ukażą Johnowi niesłychanie groźne oblicze. I wówczas wszystko zacznie się rozpadać jak świat, w którym trzeba było pożegnać matkę, odejść od żony i zatopić się w egzystencjalnym smutku.

„Głośniej niż śnieg” to historia o eskalacji przemocy łącząca w sobie kilka teorii spiskowych i w niektórych fragmentach przypominająca znane powieści Dana Browna. Stefan Hertmans nie idzie jednak w stronę taniej sensacji. Ucieka bardziej w ten niebezpieczny rewir opisu ludzkiej kondycji poprzez wskazanie jej przynależności do danej kultury, wierzenia i systemu przekonań warunkowanego życiem w takim, a nie innym kraju. John żyje w kraju dostatku, ale nie ma wokół niego niczego, co sprawiałoby, że czułby się bogaty. Jego światopogląd zbudowany został na samych subiektywnych doznaniach. W opozycji do przeszłości, gdzie dziadek był bohaterem pierwszej wojny światowej, sam John dziś toczy własną wojnę z odmawiającym funkcjonowania organizmem. To jednak nie wszystko. Hertmans opowiada o przejmującej samotności, poszukiwaniach sensu w świecie mistycznych przeżyć i o tym zupełnie niemistycznym, prozaicznym aspekcie wyobcowania. Ludzkość, ta obok Johna i ta egzemplifikowana przez jego przeżycia, doznaje coraz bardziej finezyjnych form okrucieństwa. Co jeszcze może spotkać ten świat, w którym wiara i przemoc połączyły się w tak dramatycznym danse macabre? Kondycja Johna – dwuznaczna, opisywana z poetycką czułością i agresywnymi detalami – jest portretem tej społeczności, która wrosła w bezpieczny dla siebie sposób odbierania świata. To bardzo wybiórczy sposób. Podobnie jak wybiórcze są kontrowersyjne poglądy tajemniczego Hansa. Także to, co będzie szło za fascynacją Chazarami.

Ta powieść elektryzuje, niezdrowo podnosi ciśnienie i wciąż na nowo zaskakuje. Dźwięki współczesnych przebojów muzycznych ikon łączy z filozofią, groźnymi pomrukami świata globalnie bezradnego wobec zła i poglądami na to, jak funkcjonuje się w przynależności do danej religii, do danego sposobu odbioru rzeczywistości przez pryzmat tej religii. To książka o potępieńczych podziałach w świecie, który łudzi się, że stworzył rzeczywistość ponad podziałami. To także groźna wizja tego, w jak niespodziewany sposób przemoc może złamać ignorancję i egoizm. Jedna z tych trudnych i prawdziwych narracji o współczesnym świecie pełnym antagonizmów, absurdów i różnego rodzaju agresji. Opowieść, w której rozpada się świat – ten rzeczywisty i prywatny. Oba sportretowane z niezwykłą sugestywnością, dzięki której „Głośniej niż śnieg” mocno przykuwa uwagę.

1 komentarz:

  1. wow. bardzo byłam ciekawa Twojej recenzji. wiem, że warto nabyć! dzięki

    OdpowiedzUsuń