Wydawca: Marginesy
Data wydania: 23 września 2015
Liczba stron: 416
Tłumacz: Alicja Oczko
Oprawa: twarda
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Wobec pamięci wieku...
Powieści - wyznania miewają
niekiedy tendencję do tego, by stawać się hermetyczne przez swój introwertyzm,
wywołując czytelnicze przekonanie bycia gdzieś obok wspomnień i wyznań. Nie
odczujemy tego przy lekturze "Wojny i terpentyny", albowiem Stefan Hertmans
z rodzinnych wspomnień buduje przede wszystkim symboliczny obraz jednego z
najbardziej dynamicznych i niezwykle okrutnych wieków w historii ludzkości. Tytuł sugeruje dwa zakresy tematyczne
obecne przy analizie wspomnień dziadka autora, ale dodatkowo sygnalizuje
jeszcze jedną złożoną dychotomię. Mamy bowiem do czynienia z zestawieniem
delikatności i pełnego wymiaru okrucieństwa. Ulotnych wrażeń i namacalnego
bólu, obecności śmierci w jej najbardziej naturalistycznym przejawie. Ta
książka buduje pomost do rodzącego się wieku nowoczesności oraz prowadzi nas
przez archaiczny i nieco ekscentryczny świat doznań, którym nieżyjący już
dziadek nadał we wspomnieniach inne, ponadczasowe znaczenie.
Urbain Martien umiera w 1981 roku, mając
dziewięćdziesiąt lat. Przekazane wnukowi wspomnienia to pamiątka życia, nad
którym ktoś powinien się pochylić ze szczególną uwagą. Hertmans robi to.
Porządkuje wspomnienia, przepisuje zapiski sprzed lat. Stara się zdążyć przed
setną rocznicą wybuchu Wielkiej Wojny. Tej, która naznaczyła całą rodzinę
Urbaina, bo w długich żywotach jej członków wszystko określała ta wyraźna cezura
czasu sprzed pierwszej wojny światowej i po niej. Ta druga wojna skrywa się w
milczeniu. Dużo ważniejsze są doświadczenia z frontu niż trwanie gdzieś z dala
od wojennej zawieruchy. Obok śmierci w okopach i błąkania się po kontynencie w
wojskowym uniformie - delikatność kopiowanych obrazów i subtelność ich
przekazu. A w tym wszystkim pamięć przodka i wnuka, któremu wspomnienia dziadka
uwalniają inną perspektywę patrzenia na te detale własnego życia, jakim nigdy
nie poświęcił należytej uwagi. Stąd też wyraźna dygresyjność tej narracji. Niedające
spokoju asocjacje... Zapisana spuścizna wyznacza
trwały imperatyw moralny, by przez pamięć budować tożsamość i w pamięci doszukiwać się tych wzruszeń, o których dziadek nie mógł przekonująco napisać, bo
nie miał do tego predyspozycji i nie spojrzał na nie tak, jak spogląda wnuk -
refleksyjny, zaniepokojony, szukający śladów i odbicia czasu przeszłego w tym,
czego próżno dziś szukać w znajomym krajobrazie.
Martiena w jego długim życiu naznaczyło kilka
istotnych momentów i Hertmans stara się zaakcentować przede wszystkim dwa z
nich. Pierwszym jest makabryczny widok w fabryce żelatyny. Zwierzęce łby na
bruku - symbol życiowego brudu wchłanianego przez innych bezrefleksyjnie,
bezwolnie. Być może wbrew temu wszystkiemu pojawia się pasja rysowania i
malowania. Malować, by zatrzeć tę mroczną warstwę
egzystencji... Paleta barw staje się tarczą obronną i w taki sposób odbiera ją
autor, obserwując jeden z późnych autoportretów dziadka. Człowieka, który
oddany sztuce malarskiej, przeżywał dramat mylenia barw i przez całe życie
odtwarzał treści, których przyswajanie po swojemu było złożonym procesem - tak
jak odczytywanie obrazów Martiena po latach. Drugi znaczący moment w jego
życiu to odkrycie w Liverpoolu fresku, na którym ojciec pozostawił wieczny ślad
trwałej relacji z synem. Pociąg do malowania to przecież scheda po ojcu Urbaina
- przedwcześnie utraconym, odradzającym mu fach, ostrzegającym przed
nieprzystawaniem malarstwa do prozy okrutnego życia przełomu XIX i XX wieku...
Autor "Wojny i terpentyny" zaznacza
dyskretnie także własne przełomowe momenty w śledzeniu i kopiowaniu intymnych
zapisków dziadka. Otwiera się mu nowa droga rozumienia samego siebie. Przede
wszystkim jednak wychodzi na jaw wrażliwość, której ramy naznaczają bolesne
wspomnienia mężczyzny, dla którego wojna była przełomem w życiu przepełnionym
różnego rodzaju niedostatkami, u boku ważnych i trudnych do zrozumienia kobiet.
Z czułością i dokładnością portretowana jest matka Martiena, po wojnie także
dwie jego kochanki będące dla siebie siostrami oraz córka, która urodziła wnuka
pochylającego się nad spuścizną po człowieku tragicznym, ale odważnym i zawsze
uczciwym. Hertmans zapisuje swe odczucia i wchodzi w rolę dziadka. Wszystko w
takiej impresjonistycznej technice na pohybel zapomnieniu. Cała ta książka jest
wielowymiarową apoteozą pamięci i procesu zapamiętywania, poszukiwaniu czegoś
ogólnego w rozsypanych szczegółach czasu dawno minionego.
To książka o walce z
pamięcią, ale także narracja składająca hołd życiu. Temu życiu, w którym
doświadczany już od młodych lat niedostatkiem Urbain, zrekompensował sobie jego
obecność własną twórczością i szczerymi relacjami z tymi wszystkimi ludźmi,
których udało się przy sobie zachować i nie odebrała ich ani choroba, ani
koszmar wojny. Ta wojna hartowała i nadawała szyk późniejszej życiowej postawie
Martiena. Bo to taki zapomniany bohater wojenny, który nie tylko przeżył, ale
także zapamiętał, co czyni człowieka słabym wobec życia i co może mu to życie
odebrać niespodzianie. Nawet niezwykła brutalność, która skazuje młodzieńczy
idealizm na zagładę, nie odebrała tego rodzaju wrażliwości, która potem
wyrażała się w malarstwie. Analizując dzieła dziadka, Hertmans nawiązuje także
refleksyjny dialog ze znanymi twórcami sztuki, wędruje ich tropami,
interpretuje dzieła literackie w innym, bardzo osobistym kontekście.
Taka proza uspokaja i
ujmuje, choć traktuje o okrucieństwie losu oraz takim rodzaju
bezkompromisowości życia, względem którego można łatwo popaść w otępienie.
"Wojna i terpentyna" to piękny pean na cześć sztuki życia i życia
wedle kanonów sztuki. Naznaczona melancholią oraz smutkiem książka w gruncie
rzeczy daje nadzieję.
Jest barwną historią o ludzkiej bliskości, o rodzinnym przywiązaniu i o tym, że
nie istniejemy naprawdę bez pamięci i tożsamości swoich przodków. Refleksyjna
proza, dzięki której wspomnienie nabiera nowego znaczenia, inaczej jest
interpretowane. To nie tylko czas przeszły zachowany w umyśle ludzkim. To także
nowy rodzaj życia przekazany wraz ze specyficzną wrażliwością i tym rodzajem
witalizmu, którego nie złamie żadna, nawet wojenna, apokalipsa. Bardzo mądra,
wartościowa powieść.
KUP KSIĄŻKĘ
KUP KSIĄŻKĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz