Wydawca: Czarne
Data wydania: 5 września 2018
Liczba stron: 232
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Opowieści z lodu
Napisać o Grenlandii to
wyzwanie. Opowiedzieć tę wyspę w jakimś ogólnym kontekście – właściwie
niemożliwe. Ilona Wiśniewska w swoim trzecim reportażu o Północy daje wyraz
temu, że można zniuansować zarówno warunki życia, jak i ludzką mentalność tego
rejonu świata, ukazać jego zaskakującą różnorodność, ale przede wszystkim po
raz trzeci i kolejny raz inaczej opowiedzieć o skomplikowanych związkach
samotności z koniecznością współistnienia z innymi i z nawiązywaniem silnych
relacji. Reportaż o Grenlandii to próba zrozumienia siebie w tymczasowości.
Jednocześnie bardzo osobisty tekst o wyłanianiu się z mikrospołeczności i
wydobywaniu się z zimnej bieli. Tak jak
morze przychodzi do Grenlandczyków tylko wtedy, kiedy zrobi się cieplej, tak
Wiśniewska tkwi w pewnej dwuznaczności – będąc stale obecna i zadając pytania,
jednocześnie odsłania portretowaną społeczność, w której się znalazła, dopiero
po pewnym czasie i w sprzyjających warunkach.
Autorka stacjonuje w Uummannaq i przez pryzmat tej miejscowości opowiada o kraju
tak różnorodnym, jak różnorodne może być odbieranie przez człowieka o
specyficznej wrażliwości tego, co białe, zimne, nieoswojone i dzikie. Ale
znajduje się tam przede wszystkim z powodu domu dziecka, wokół którego
funkcjonowania będzie koncentrowała się cała książka. To miejsce stanie się tu
figurą retoryczną i stylistyczną opowieści. Problem odtrącenia, egzystencjalnego osamotnienia, dziecięcych
deficytów w bliskich relacjach oraz idące za tym specyficzne wyobcowanie. To
kwestie, którymi można się posłużyć, portretując grenlandzkie społeczeństwo.
Tych, którzy na północy witają się, potwierdzając swoje człowieczeństwo. Często
się śmiejących, co rzadkie dla ludzi Północy, ale jednocześnie żyjących w
ciszy. Bez większego kontaktu z emocjami, bo emocje to słabość, a życie na
Grenlandii podporządkowane jest przede wszystkim przetrwaniu. Mamy zatem ludzi
silnie ze sobą związanych przez specyfikę warunków atmosferycznych i ludzi,
którzy doprowadzają do tego, że domy dziecka są w tym mało zaludnionym miejscu
bardzo liczne, a symboliczne odrzucone przez najbliższych dziecko trochę
definiuje charakter funkcjonowania na co dzień każdego mieszkańca Grenlandii.
Opowiadając
o grenlandzkich kulturze, naturze i społecznej tożsamości Ilona Wiśniewska nie
unika trudnych tematów, choć mam wrażenie, że bardziej je punktuje, niż wchodzi
w głąb. Chodzi na przykład o problem samobójstw, zwłaszcza wśród
młodych ludzi. Dramat ukazywany światu w mglistych dekoracjach mrozu i chłodu,
który posłużył jako kanwa sugestywnej powieści Anny Kim „Anatomia pewnej nocy”.
Jest mowa również o wykorzystywaniu seksualnym – w tym dzieci przez swoich
rodziców. Także z dyskretnym nakreśleniem, skąd bierze się forma barbarzyństwa,
której reporterski obraz zawiera na przykład przejmujący kryminał Madsa Pedera
Nordbo „Dziewczyna bez skóry”. Sygnalizowana są także ta lokalna szorstkość w
relacjach i to, że Grenlandczycy często nie analizują swych działań, gdyż po
prostu muszą działać. Portretując Uummannaq, autorka proponuje jednak spójny
wizerunek dobrze funkcjonującej czułej dla siebie społeczności, która źle i
brutalnie może traktować tylko swoje psy. A jednak to Grenlandczyk stał za
zabójstwem Birny Brjánsdóttir, które niedawno wstrząsnęło islandzką opinią
publiczną, utwierdzając zagranicę w bolesnych stereotypach dotyczących życia i
funkcjonowania ludzi, o których świat przecież wie naprawdę niewiele choćby
dlatego, że są na co dzień wprawni w milczeniu. O tym, jak świat, a przede
wszystkim Dania, od której zależna jest Grenlandia, widzą ludzi zimnej wyspy,
będzie w tej książce całkiem sporo. Bez punktowania, z dużym zaangażowaniem w
ten akurat problem.
Autorka
„Hen” stara się za wszelką cenę pokazać, że ma w sobie silaqarpoq – to cecha człowieka naprawdę czującego otoczenie,
będącego w nim mentalnie i dostrzegającego każdy istotny niuans.
Przeprowadzi ciekawe rozmowy z ludźmi pracującymi w domu dziecka, ale także z
tymi, którzy znaleźli się w Uummannaq na
skutek różnych zawirowań życiowych. Mimo ludzkiej rotacji ta grenlandzka
miejscowość nie ma cech Longyearbyen
portretowanego w pierwszym reportażu Wiśniewskiej. To społeczność zżyta ze
sobą, znająca się doskonale. Stwarzająca sobie poczucie bezpieczeństwa. Dająca
kredyt zaufania jak zamarznięte morze, które pozwala jeździć po tafli lodu
taksówkom. Autorka dość szybko zyskuje zaufanie ludzi, z którymi mierzyć się
będzie z wszechogarniającą bielą, specyficzną pustką, twardym lodem i
codziennym wyciem psów. Nie wiem, jakimi umiejętnościami prospołecznymi się
wykazuje, ale mam wrażenie, że kochając Północ, jest w stanie dotrzeć do
każdego jej mieszkańca – bez względu na to, jak bardzo chciałby on odciąć się
od otoczenia, co w surowych zimowych warunkach często jest po prostu gwarantem
przetrwania.
„Lud”
to jednak zbiór wielu interesujących opowieści. Portretujących Grenlandię bez
uogólniania, wydobywających z pytań kolejne pytania. Myślę, że po dwóch
reportażach obrazujących rejony Północy autorka chce także zrobić coś z formą,
by nadal była ona nowatorska, i tutaj pojawia się pewien dyskomfort
czytelniczy. Chodzi o ukazanie związków otoczenia z językiem i zobrazowanie
Grenlandii w taki sposób, by z literatury faktu uczynić trochę lingwistyczne
dzieło sztuki – z oryginalną frazą i obrazowaniem tego, jak operuje się słowem
w grenlandzkich warunkach. Już samo użycie homofonu w tytule – całkiem
trafne i intrygujące – sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z pewnymi
formalnymi eksperymentami w obrazowaniu otoczenia. Jest to zauważalne i
akceptowalne, ale efektem są zaskakujące spotkania ze zdaniami. Dość
karkołomne metafory jak „zbieram rękawem kurtki resztki naszej rozmowy”
zderzają się z całkiem trafionymi porównaniami „rozsiadam się w składni jak w
zimnie”. Zdaję sobie sprawę z tego, że te wszystkie zabiegi mają uatrakcyjnić
formułę reportażu, jednak w obliczu obrazowania surowego i prostego krajobrazu
oraz wyjątkowo prosto opowiadającego o rzeczywistości języka grenlandzkiego
wyglądają one trochę na ekstrawagancję. A przecież cała książka to świadectwo
pokory, dużej empatii i umiejętnego stawiania pytań, choć tym razem to i
autorka będzie przepytywana przez miejscowych, którzy będą w swej ciekawości
bardzo bezpośredni.
Ta
książka to też świetny – w swych fragmentach subiektywnych refleksji i opisu –
przykład tego, jak Grenlandia oddziałuje na przybysza, co czyni z jego
mentalnością i sposobem oglądu rzeczywistości. Jak zmienia patrzenie na rzeczy
praktyczne i jak modyfikuje myślenie abstrakcyjne – zwłaszcza związane z
przewidywaniem. To reportaż o trudnej geopolitycznie
sytuacji dzisiejszej Grenlandii, ale przede wszystkim historia miejsca
starającego się za wszelką cenę ochronić swą tożsamość. Wyjątkową pośród miejsc
Północy tworzących dla swych społeczeństw surowe prawa. Prawa i obyczaje
Grenlandczyków są przede wszystkim oparte na związku z naturą. O tym także jest
ta książka.
Na pewno sięgnę, widzę że kolejna perełka z wydawnictwa Czarne :)
OdpowiedzUsuń