Pages

2019-08-05

„Początki” Carl Frode Tiller


Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 17 lipca 2019

Liczba stron: 368

Przekład: Katarzyna Tunkiel

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Pamiętanie

Po interesującym wielogłosowym „Osaczeniu” otrzymujemy tym razem bardzo kameralną, pierwszoosobową narrację o tym, o czym Carl Frode Tiller już pisał – fragmentaryczności spojrzenia na rzeczywistość, o możliwym cierpieniu wywołanym przez subiektywny odbiór zdarzeń lub reakcji innych osób, ale przede wszystkim o ogromnym wyobcowaniu. Norweski pisarz wraca do solipsyzmu, ale ta teoria będzie w „Początkach” funkcjonowała nieco inaczej. O ile „Osaczenie” zbudowało spójny i czytelny świat przedstawiony ukazany z różnych perspektyw, o tyle ta powieść będzie bardzo enigmatyczna, wieloznaczna, chwilami trudna do przyswojenia przez to, co niedopowiedziane, niewyjaśnione. Ale to tylko kwestia perspektywy. Opowieści straumatyzowanego przez życie samotnika, który doskonale odnajduje się w pracy zawodowej na rzecz ochrony środowiska, ale nie jest w stanie schronić się we własnym, ludzkim środowisku. Tu stoi obok, nie w gromadzie. Nie jest zdolny do empatii, ale nikt go tego nie nauczył. Poznajemy życie pełne spięć, goryczy, niewyrażonego żalu. Tiller buduje powieść bardzo mocnymi scenami, w których słowa są jak sztylety, a otoczenie tworzy dodatkowo mroczne tło. „Początki” to powieść bezkompromisowa, tajemnicza, chwilami niedająca ani odrobiny nadziei, ale przede wszystkim świetnie portretująca deficyty emocjonalne człowieka, którego stać na ujrzenie rzeczywistości takiej, jaka ona jest naprawdę, tylko wówczas, gdy walczy o zagrożone gatunki w norweskim ekosystemie.

Nie wiem, na ile biograficzne są „Początki” – rodzina bohatera wywodzi się z Namsos, miejsca urodzenia Tillera. Trudno powiedzieć, czy Terje to projekcja jakichś osobistych przeżyć autora, ale na pewno jest to bohater wyjątkowo frapujący. Próbuje nam opowiedzieć siebie, ale pokazuje także świat, który kształtował go w sposób bardzo destrukcyjny. Terje wciąż coś tracił. W końcu traci kontakt z samym sobą. Poznajemy go na szpitalnym łóżku po próbie samobójczej. Potem zaczynają się nieuporządkowane retrospekcje, w których bohater nakreśla najważniejsze momenty swojego życia. Nie jakieś spektakularne. Te, które zaznaczyły się w jego pamięci, osiadły w nim, uczyniły z niego mizantropa, a w rezultacie także cynicznego dla otoczenia człowieka wszystko – przede wszystkim swój ból egzystencjalny – kierującego do wewnątrz, zapadającego się w sobie, stającego się niemal rekwizytem w zdarzeniach, o których informować nas będzie jego pamięć. Carl Frode Tiller elektryzuje bardzo surową narracją, bo opowiada o emocjach w taki sposób, że zdefiniować może je kontekst, nie sam narrator. Jesteśmy z jednej strony blisko tego, jak widzi świat, jak go przeżywa i co odczuwa we wspominanych sytuacjach, z drugiej jednak – nie wiemy naprawdę nic. „Początki” to powieść domysłów, mrocznych czytelniczych fantazji, ale przede wszystkim rekonstruowania świata Terjego na podstawie tego, jak bohater go przedstawia. Z tej rekonstrukcji może wydobyć się obraz zupełnie inny niż widziany oczyma mężczyzny. Dlatego też najbardziej frapują postacie z jego otoczenia, do których dostępu – z punktu widzenia bohatera – mieć nie będziemy już zupełnie.

Fascynujące, przerażające, wyjątkowo nasycone dramatyzmem relacje z matką i siostrą budują światopogląd spłoszonego mężczyzny, który wciąż trzyma gardę – tkwi między wielką potrzebą miłości i bliskości a oczekiwaniem, że po raz kolejny zostanie zraniony przez najbliższe osoby. Jego siostra jest ekstrawertyczką, z czego Terje kpi. Dynamiczne relacje siostry z matką pokazują ich zmienność, ale widzimy wszystko z bardzo subiektywnej perspektywy, w związku z tym nie rozumiemy w pełni, dostrzegamy tylko spięcia, bolesne starcia. Matka jest dla bohatera kimś najważniejszym, a jednocześnie osobą wyzwalającą wiele mrocznych myśli, kiedyś bardzo czułą, dzisiaj zdystansowaną i surową, niemogącą dać synowi choćby namiastki czułości. Siostra oddaliła się od niego dużo wcześniej, a może to Terje jest odpowiedzialny za ich skomplikowane, pełne pretensji do siebie relacje. W tej rodzinie każdy wstydzi się swoich uczuć. Może nawet nie potrafi ich nazwać, ale wstyd tkwi stale, kiedy trzeba ujawnić, co myśli się naprawdę. Będziemy jednak świadkami tego, co i w jakich okolicznościach się mówi. Postać siostry wydaje się bardziej zrozumiała. Matka od początku do końca jest swoją smutną tajemnicą. Także relacje – jakże zmienne, biorąc pod uwagę początek i koniec powieści – między starszą siostrą Terjego a matką, dla której córka to przeciwnik w ciężkiej walce. Prowadzonej systematycznie i od lat. Dlaczego i w jakim celu?

Cofanie się w czasie obrazuje coraz więcej trudnych do uporządkowania zdarzeń, które uczyniły z bohatera człowieka z deficytami uczuć. Czy w związku z tym może się mu udać małżeństwo, czy wywiąże się on dobrze z roli ojca? Tiller portretuje ludzi sobie bliskich, którzy z niezrozumiałych dla czytelnika powodów oddalają się od siebie coraz bardziej. Tkwią w dramatycznej pustce niedopowiedzeń. Chcą się wzajemnie wspierać, ale tego nie potrafią. „Początki” to historia człowieka, który kocha swoje życie, czas, miasto i kraj, ale jest w tej miłości tak wyraziście nieszczęśliwy, że trudno część jego deklaracji uznać za prawdziwe. Poza tym – ironizując o swoich problemach – Terje chce je zbanalizować. Skoro dla niego Norwegia to najbogatszy kraj świata, „pójść na dno tutaj to jak utopić się w kałuży”.

Nic nie jest proste, jednoznaczne, nic tu nie będzie mieć jasnego i spójnego wytłumaczenia. Nie dowiemy się więcej niż to, co chce subiektywnie przypomnieć ludzka pamięć. Możemy tej pamięci pomagać, ale to będą już mroczne fantazje, Tiller na nie pozwala, jednak chce je u czytelnika w pewien sposób ograniczyć. To także przejmująca powieść o bezradności wobec cierpienia bliskich, a także o zagubieniu w tym, czym mają być dobre, a czym złe emocje. Naznaczony porzuceniem w dzieciństwie bohater próbuje za wszelką cenę przywiązać się do kogoś w życiu. Jest w tym tak bardzo nieporadny, jak profesjonalny i rzeczowy w tym, czym zajmuje się zawodowo. Terje to norweska skrytość emocjonalna, to męska potrzeba wzięcia na siebie odpowiedzialności za wszystko, co się czuje, ale postać głównego bohatera uosabia także swoistą bezbronność wobec ciosów przyjmowanych od życia. Widzimy je potem subiektywnie, ale na ten ogląd przez cały czas wpływają relacje z innymi ludźmi. Stąd też tak wiele tutaj scen o napięciu nieznośnym do uniesienia. Carl Frode Tiller fantazuje o tym, co sobie robimy, niosąc w sobie niezdolność do porozumienia, za którą stoją braki. To także bardzo sugestywny portret nieszczęśliwej norweskiej rodziny, której nie jest w stanie nic uratować. Podszyta czarnym humorem opowieść nie daje się sklasyfikować jako powieść, to zbiór bezkompromisowych wspomnień, po których lekturze trudno się podnieść. Mimo wszystko Tiller jest groźny i mroczny. Konsekwentnie pisze o człowieku wciąż to samo, co znalazło się w „Osaczeniu”, ale tutaj ma nieco inne dekoracje. Bez wątpienia to jeden z ważniejszych współczesnych norweskich prozaików wzbudzających wyjątkowy niepokój – moralny i egzystencjalny. Świetna książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz