2024-03-11

„Nieumieranie. Opowieść o życiu po śmierci” Marta Szymska

 

Wydawca: Wydawnictwo Relacja

Data wydania: 13 marca 2024

Liczba stron: 272

Oprawa: miękka

Cena det.: 44,90 zł

Tytuł recenzji: Świadomość w rozpaczy

Marta Szymska z pewnością nie ma ambicji literackich Joan Didion, autorki „Roku magicznego myślenia”, albowiem sama na wstępie zaznacza, że „Nieumieranie” to zapis jej świadectwa, nie literatura w podstawowym znaczeniu. Czy ta książka na tym traci? Niekoniecznie. Są w niej fragmenty naprawdę chwytające za gardło i takie, w których trudno z narratorką złapać oddech, gdy opowiada o emocjach po zniknięciu syna, powtarzając na przykład te najważniejsze zdania, które są jak kamienie u szyi albo  rany zadane w samo serce. Najcenniejsza jest jednak szczerość tej wypowiedzi. Umiejętne odsłanianie tego, jak rozmaite oblicza może mieć rozpacz. Bo „Nieumieranie” to jednocześnie książka o kompulsywnej walce, by życie po doświadczeniu granicznym wróciło na właściwe tory, oraz o rozpaczliwym poszukiwaniu śladów obecności kogoś, kto odszedł i już nie wróci.

Szymska opowiada o utracie jedynego syna. Eliasz nie żyje. I w zasadzie to wszystko mogłoby już zdefiniować tę narrację, nie trzeba dodawać żadnych słów, by skierować baczną uwagę czytelnika na to, w jaki sposób o śmierci opowie matka, która chce zrozumieć siebie w żałobie, a po tym zrozumieniu – odbudować się, bo przecież ona w przeciwieństwie do syna nadal żyje. Dla mnie jako ateisty i zwolennika przekonania, że śmierć jest absolutnym końcem, bez taryfy ulgowej w postaci nadziei na jakieś spotkania ze zmarłym w zaświatach, „Nieumieranie” było bardzo ciekawym doświadczeniem czytelniczym, bo próbowałem zrozumieć zupełnie inną perspektywę. A raczej obserwowałem, w jaki sposób Marta Szymska dobierze słowa i sformułuje zdania, bym nie przerwał lektury, bo jej takt opowiadania o swoich emocjach z pewnością nie pozwala na to, by autorka sugerowała, że jej punkt widzenia na życie po śmierci jest słuszny i konieczny do naśladowania.

Tymczasem wiara w Boga, jego sprawczość, celowość spowodowania tragedii, która ma nieść w sobie i naukę, i próbę – to wszystko daje Szymskiej siłę, aby przetrwać najgorsze. Przede wszystkim nie ugrzęznąć we wszechogarniającej pustce. Korespondując z przyjaciółką, autorka zaznacza, że wcale nie jest dzielna, jak jest jej to sugerowane. Ona jest przede wszystkim świadoma. Jej opowieść będzie właśnie o samoświadomości. O okrutnym dyskomforcie straty, który może sparaliżować, i o racjonalizowaniu sobie własnego bólu wraz z próbami jego odpychania, co prowadzi do specyficznej formy ekspiacji. Marta Szymska opowiada o cierpieniu jednostkowym, lecz również uniwersalnym. O tym, jak niezwykle trudno jest zajrzeć w głąb siebie, kiedy stoi się wobec najbardziej przerażającego faktu. Bo przecież rodzice nie powinni żegnać swych dzieci w sposób ostateczny. A Eliasz umarł. Zrozumienie tego zdania, ukorzenienie go w świadomości, która nie będzie później zmierzać do destrukcji, jest piekielnie trudne, jednak możliwe.

Dlatego ta z jednej strony wstrząsająca, a z drugiej niezwykle czuła książka o samotności żałoby staje się na pewno czymś na kształt prozy konfesyjnej, kierującej się gdzieś do wewnątrz przeżyć samej Szymskiej, ale również jest tekstem mogącym inspirować innych zrozpaczonych rodziców, którzy musieli pożegnać swoje dzieci. Autorka już na wstępie zaznacza, że dochód ze sprzedaży „Nieumierania” zostanie przekazany instytucjom charytatywnym. Już samo to jest znaczącym argumentem, by tę książkę kupić. Tym bardziej że Szymska w swojej prywatnej opowieści wyraźnie sugeruje, które segmenty działalności charytatywnej w Polsce domagają się wsparcia. Jak trudno jest to wsparcie uzyskać, kiedy nie ma się samozaparcia, determinacji i zwyczajnej siły do walki o normalność wtedy, kiedy przecież nic już nie jest normalne, a z pewnością nie jest postrzegane jako warte jakiejkolwiek walki.

Autorka odnalazła wiele szczęścia w nieszczęściu. Jej opowieść jest świadectwem tego, ile życzliwości i empatii kryje się w każdym z nas. „Nieumieranie” to rzecz o tym, że umysł w rozpaczy zamyka się na racjonalizacje oraz wyjaśnienia ze strony świata, który – tak nie do zniesienia okrutnie – jest dokładnie taki sam jak przed piekielnym doświadczeniem śmierci dziecka. Na drodze Szymskiej stają ludzie, którzy pozwalają jej znaleźć kontakt z jej emocjami w taki sposób, by stopniowo wyzwalała się z rozpaczy. Nie chodzi tylko o wspaniałego partnera, który towarzyszy jej na każdym kroku od momentu, w którym Eliasz znika, do czasu, kiedy w głowie boleśnie kołacze się myśl, że to już rocznica jego odejścia. To, co opowiada autorka, a co przecież jest prawdą, bo każde zdanie tej książki jest raz bolesne, raz melancholijnie piękne, to również ważne i cenne świadectwo. Opowieść o dobrych ludziach, która ukazuje się w kraju, gdzie często innych posądza się o znieczulicę. Tymczasem „Nieumieranie” to wzruszająca opowieść nie tylko o tym, który nagle odszedł, ale również o ludziach, którzy zostali. Ze swoją troską i umiejętnością wsparcia, które nie są ani nachalne, ani pozbawione szczerości.

Skoro wraz z dzieckiem umiera przyszłość rodziców, Szymska usiłuje pokazać, w jaki sposób najpierw uczyła się koncentrować tylko na tym, co jest tu i teraz, a następnie przyzwyczaiła się do takiego sposobu funkcjonowania, w którym nie było już odpowiedzialności za przyszłość. A jednak pozostawienie za sobą przeszłości także było bardzo trudne. Bo przecież Eliasz odszedł tylko fizycznie. Największy ładunek emocjonalny mają z pewnością fragmenty, w których autorka opowiada o tym, jak i gdzie szuka obecności zmarłego syna. Jest w tym i przejaw pięknej, bezgranicznej miłości, ale również wzruszająca chęć zrozumienia, że doświadczenie graniczne nie stało się doświadczeniem z nieuniknionymi konsekwencjami. „Nieumieranie” ze swoim niezwykle trafnie dobranym tytułem jest książką o tym, w jaki sposób nazwać, a potem zwalczać złe emocje. Wtedy gdy one wszystkie mówią o bezwzględnym końcu. Bo jakbym ja zachował się w sytuacji bohaterki? Nie mam dzieci i nie wierzę w Boga. Teoretycznie niepotrzebnie szukałem w tej książce siebie albo czegoś dla siebie. A jednak dużo znalazłem. Wiele mądrych refleksji, jak zwalczać strach, który staje się bezpośrednim doświadczeniem i gotów jest sparaliżować na zawsze. Jak przetrwać, kiedy to, czego nawet nie można sobie wyobrazić, staje się nad wyraz realne. „Nieumieranie” to piękne epitafium. Nie literacka próba opowiadania o rozpaczy po utracie bliskich, którą znaleźć można na przykład w „Bezmatku” Marcinów czy w „Umarł mi” Ingi Iwasiów. Książka absolutnie dla każdego, choć absolutnie nikomu nie można życzyć tak przerażającego doświadczenia, o którym Szymska opowiada jako o losie, który po prostu trzeba zrozumieć i zaakceptować. Piękna jest ta prostota opowieści. To, że autorka jest bezpretensjonalna i bardzo szczera, a łzy można ronić wraz z nią podczas lektury. Co jest naprawdę ważne w takim rodzaju doświadczenia? Marta Szymska mówi wprost i nie musi to brzmieć literacko: „Akceptować swój smutek”. I o tym przede wszystkim jest ta warta uwagi (oraz kupna!) narracja.

1 komentarz:

Beata Woźniak pisze...

Żałoba to proces i każdy ją przechodzi inaczej. Świadomość - tak ona jest ważna. Dziękuję za opiniowanie tej książki. Pozdrawiam serdecznie