2024-05-09

„Co widziała Matka B. Opowieści z Barda” Tomasz Karamon

 

Wydawca: Wydawnictwo Dowody

Data wydania: 22 kwietnia 2024

Liczba stron: 250

Oprawa: zintegrowana

Cena det.: 51 zł

Tytuł recenzji: Ludzie i opowieści

Ten reportaż to znakomity przykład tego, w jaki sposób miłość do danego miejsca oraz fascynację nim można wyrazić w formie przykuwającej uwagę książki. „Co widziała Matka B.” to przede wszystkim rzecz o perspektywie. Tę naczelną i najważniejszą ujawnia sam tytuł. To, co cenne u Tomasza Karamona, to umiejętność swobodnego przechodzenia między stylami i formami opowieści. Najbardziej spodobało mi się tu fabularyzowanie notatek historycznych. Ale są inne rodzaje narracji: klasycznie w przypadku tego gatunku literackiego wywiad, jak również monolog skierowany do oprawcy, a także ciekawe historie opowiadane w pierwszej osobie liczby pojedynczej. W tym wszystkim oczywiście najważniejsza jest Matka Boska Bardzka. Najstarsza drewniana rzeźba w Polsce, o której wiele można przeczytać w Wikipedii. A po tej lekturze warto sprawdzić, co z tym informacjami zrobił Karamon i w jaki sposób stworzył dziennik zdarzeń, pośród których kryją się sugestie dotyczące tego, w co, w jaki sposób i przede wszystkim dlaczego wierzą ludzie. To po części historia o naszych wiecznych tęsknotach do transcendencji i czasami rozpaczliwych próbach uporządkowania chaosu realnego życia poprzez wiarę w jakąś pozaziemską sprawczość. Przede wszystkim jednak świadectwo tego, jak wiele serca Tomasz Karamon ma do dolnośląskiego miasteczka Bardo i z jaką czułością potrafi opowiadać nawet najokrutniejsze historie związane z tym regionem.

Bardo określa się w Internecie mianem Miasta Cudów, ale jest to również opowieść o egzystencji jako cudzie. Autor punktuje cztery istotne kwestie: życie, umieranie, stan po śmierci i odrodzenie – i to na nich się koncentruje. Dlatego jego opowieści w bardzo uporządkowanej strukturze (wielbiciele linearności w literaturze faktu będą zachwyceni) są właśnie wykreowane w takich czterech wymiarach: opowiadają o intensywnych przejawach życia, o tym, co potem umarło, o pozostałościach po tym procesie, ale także o legendzie, czyli formie odradzania się danej historii. Bo sporo jest tu opowieści właśnie o charakterze legendy, w innych zaś funkcja mitotwórcza akcentowana jest pewnymi detalami. Dlatego też warto czytać ten reportaż z wyczuleniem na szczegóły. Nie jest to po prostu zbiór opowieści o miejscu, które fascynuje Tomasza Karamona.

Zanim wejdziemy w tekst, ujrzymy mapę. To ona jest w zasadzie prologiem tej książki. Warto postawić sobie potem pytanie, ile map tworzy tutaj autor, jakiego rodzaju one są i która wydaje się najciekawsza. Moją uwagę najmocniej przykuła mapa mentalna związana z tym, w jaki sposób ludzie przenoszą swoje niepokoje, troski, żale i okrutne doświadczenia w rejon zapominania o nich, a w jego centrum znajduje się tylko, a może aż drewniany posąg ze średniowiecza. Obserwujący w milczeniu wszystko, co dzieje się wokół. Mający faktyczną moc sprawczą albo przynajmniej przypisaną przez lata i usankcjonowaną dzięki zbiegom okoliczności oraz wierze religijnej. Jako ateista czytałem ten reportaż z jeszcze większym zainteresowaniem, bo ciekawe było dla mnie nie tyle to, co się wokół figury Matki Boskiej Bardzkiej rozgrywało, lecz to, czego ona sama nie nazywa jako niema obserwatorka: sposób, w jaki ludzka świadomość racjonalizowała sobie to, co nieracjonalne, a także porządkowała chaos, nadawała znaczenia wydarzeniom być może bez znaczenia. Posąg, który przetrwał tyle wieków, konserwowany i konsekrowany, jest punktem wyjścia opowieści o tym, jak bardzo jesteśmy ciekawi tego, czy poza otaczającą nas rzeczywistością istnieją we wszechświecie inne, magiczne siły.

Chronologia „Co widziała Matka B.” pozwala spojrzeć na losy miasteczka i okolic od czasu, kiedy pewien rycerz złamał tam nogę, do okresu, w którym komunistyczne służby bezpieczeństwa brały pod lupę działania duchownych mające na celu koronację posągu, nadanie mu wyjątkowego znaczenia. Tymczasem wyjątkowo brzmi to, w jaki sposób Karamon łączy skomplikowane ludzkie historie z mniej skomplikowaną, lecz zawsze silną wiarą w to, że wokół panuje dobra aura zawsze wspierająca w każdym trudzie. I jest tu sporo opowieści miejscami anegdotycznych, kiedy mowa o tym, jak ważna okazała się w historii miasteczka rola pierników, piwa czy… epidemii cholery. Autor stara się stworzyć barwną kronikę dziejów, bo przecież sam posąg jest barwny i wyjątkowy. Otwiera się tu dyskusja na temat tego, w jaki sposób i kogo literacko może on inspirować. Nieprzypadkowo wspomniano o utworze Olgi Tokarczuk. Jednak najważniejsza jest tajemnicza charyzma figury, która przygląda się temu, jak bardzo zmienia się świat i jak zupełnie tacy sami są wciąż w tym świecie ludzie.

Ten żywioł kilkunastu opowieści to też literackie świadectwo tego, że przemijanie jest nieuchronne, ale pamięć pozwala zatrzymać to, co odchodzi. Dlatego „Co widziała Matka B.” to dowód istnienia pomimo odejścia. Ożywiania wszystkiego poza samą figurką. Początek tego reportażu to relacja, jak profesjonalnie konserwuje się posąg. Potem jest znacznie ciekawiej, albowiem czytamy o tym, w jaki sposób konserwują się ludzkie pamięć, mentalność, a przede wszystkim emocje. Bardzo ciekawy jest kontrast przemijania i czegoś stałego, bo zasadniczo wiek oraz kondycja Matki Boskiej Bardzkiej także są tutaj istotne.

Czego jest w nadmiarze? Być może szczegółów topograficznych, ale doskonale rozumiem, że to jest opowieść Tomasza Karamona o miejscu dla niego najważniejszym, w którym każdy element, każde miejsce mają swe znaczenie. Zwłaszcza gdy zmieniają nazwy lub kształty. Bo przecież okolice opisywane przez autora doświadczyły kilku form destrukcji i dramatycznego końca. Nie mam tu na myśli tylko czegoś tak spektakularnego jak pożary czy wspomniana wyżej epidemia. To jest piękna historia o wskrzeszaniu i sytuowaniu we właściwym miejscu: opowieści związanych z danym miasteczkiem, ale i miasteczka, którego tożsamość określają przede wszystkim barwne opowieści.

Autor zastanawia się na wstępie, co miałaby do powiedzenia Matka Boska Bardzka, skoro cała narracja koncentruje się tylko na tym, co mogła zobaczyć, bo to jest po prostu możliwe do opisania. Mam wrażenie, że to nieśmiała próba zabrania głosu za nią przy jednoczesnych staraniach, aby nie przytłoczyć tego reportażu intensywnością miłości samego Karamona do miejsca, o którym opowiada. Bo choć to świadectwo niezwykle silnego kontaktu z tą okolicą, sam autor usuwa się tu jednak w cień. Nie jest to egocentryczna historia o miejscu, które w mniemaniu twórcy powinno wszystkich zainteresować ze względu na osobę opowiadającą. To bardziej filozoficzna i historyczna próba ujęcia tego, jak bardzo złożona była rzeczywistość doświadczana w pewnym miejscu na Dolnym Śląsku, który przynależał do różnych ludzi i państw, ale zawsze był miejscem, gdzie jedno było pewne: wiara w sprawczość niezwykłego posągu.

Brak komentarzy: