2018-03-23

„To, co zostaje” Wojciech Pieniążek


Wydawca: JanKa

Data wydania: 9 marca 2018

Liczba stron: 244

Oprawa: miękka lakierowana

Cena det.: 30 zł

Tytuł recenzji: Czas, kobieta, pożądanie

Rzadko zdarza się taka książka, tak pozostawiająca w zdumieniu, tak wymagająca podczas czytania, tak inteligentnie igrająca z czytelnikiem oraz jego percepcją. To dwa opowiadania, które pozornie są od siebie całkowicie różne. W tematyce, stylistyce opowieści, w konstrukcji fabularnej i przesłaniu. Autor pozostawia jeden czytelny łącznik między tekstami, którym są powtarzające się imiona bohaterów, ale to jedyne, co daje nam pewnego, czego się można uchwycić w tradycyjnej interpretacji, takim prostym odbiorze tej narracji, jej przesłania. To, co zostaje” to bardzo inteligentna fantazja na temat tego, czego nam brakuje w sferze emocjonalnej, kogo poszukujemy jako zamiennika braku, a także o tym, kim się stajemy w takich poszukiwaniach. Wojciech Pieniążek unika spektakularnych wolt fabularnych. Stawia na interpretacje, a nawet na niuansowanie ich. Otrzymujemy dwa teksty, gdzie ukryło się mnóstwo nawiązań i asocjacji, których genezy możemy się nie doszukać – przez mnogość, ale też zawoalowanie. To wspomniana gra z czytelnikiem, ale także autoironiczna igraszka pisarza z własną wyobraźnią i erudycją. Nie jest to łatwe w odbiorze, ale pozwala się oswoić, jeśli podejmie się wysiłek uważnego czytania. Opowiadanie o ludzkich namiętnościach w półtonach niedopowiedzeń i w licznych aluzjach do literatury, filozofii, ale też muzyki daje ostatecznie obraz książki, dzięki której uzyskujemy coś tylko wówczas, gdy damy też coś z siebie. Uwagę i otwartość. Specyficzna składnia oraz fraza narzucą już potem rytm wędrówki przed te dwa teksty. Pieniążek sporo ryzykuje taką formą, bo oferuje zagubienie i rozpacz. Ale o tych dwóch stanach emocjonalnych także opowiada. I nie tylko o nich. także o dwóch różnych wizjach tego, czym jest upływ czasu.

To bowiem dwugłos w sprawie pewnej gładkości przemijania. Autor w specyficznym rytmie długich zdań zdaje się zachowywać sytuacje i przemyślenia, na które realnie potrzebne jest kilkanaście sekund, ewentualnie kilka minut. Z jednej strony buduje przez to dość skomplikowane dygresje, z drugiej jednak – potrafi zaczarować czas, nadać mu inne znaczenie. Co więcej, zbudować pewną czytelniczą teraźniejszość, która spaja dwa pozostałe czasy. Bohaterowie tego raczej nie doświadczają, intensywnie skupieni na swoim „teraz”, ale czytelnik towarzyszy im na nieco innych warunkach, w nieco innej logice i innym stylu. Pieniążek opowiada o tym bolesnym tragizmie czasu przeszłego, który potrafi odbierać i bywa okrutny, ale jednocześnie mówi też o roli przypadku ingerującego w historię. Opowiada dwie różne historie utrat. Konfrontuje to z utratami, jakie zawsze towarzyszą upływowi czasu.

„Porucznik Golicyn” to tekst mniejszych rozmiarów, ale bardzo specyficzny. Autor w wywiadzie wspomina, że inspiruje go Iwaszkiewicz, i w jego duchu stworzył opowieść o pewnym rozszarpanym między dwóch najeźdźców miasteczku o enigmatycznej nazwie Posługa. Oddanie hołdu Iwaszkiewiczowi wyszło tu dużo lepiej niż w „Miłości” Ignacego Karpowicza. Nie chodzi bowiem o frazę i relacje między bohaterami, ale o specyficzny klimat niedopowiedzeń. Sporo ich tutaj. Wszystko skoncentrowane wokół kobiety. Tej, która stoi w ciemnoczerwonej sukience w oknie plebanii? Obserwujemy skomplikowane relacje, które budują wizerunek mistycznych trochę bohaterów usiłujących z okrucieństwa dogorywającej drugiej wojny światowej wydobyć coś bezbolesnego i trwałego dla siebie. Są emocje, są różne oczekiwania, jest czytelnie wyeksponowany motyw kobiecości w kilku funkcjach… i pozostają fantazje. Jest ich więcej, dużo więcej w drugim tekście. Szeroka perspektywa oglądu i zmieniające się punkty widzenia zastąpione zostaną neurotycznym monologiem pewnego mężczyzny muszącego się spowiadać – kobiecie! – ze swych czynów, które doprowadziły do zbrodni.

„Pompes funèbres” to tekst dużo bardziej swobodny, nasycony licznymi odniesieniami, dekonstruujący mit jako opowieść i zderzający się z pewnymi nakreślanymi dyskretnie kwestiami antropologicznymi. Nade wszystko jednak jest to świadectwo emocjonalnego upadku męskości. Narrator – doświadczony życiem intelektualista – z pewną dozą goryczy, cynizmu, ale też ironii spogląda wstecz i poszukuje odpowiedzi na pytanie o to, w jaki sposób wpłynęła na jego myślenie i działanie znajomość z kobietą oddającą swe wdzięki za pieniądze. Autor wkłada w usta swego bohatera dużo bardziej dosadne określenia, ale każdy wulgaryzm jest u Pieniążka wyjątkowo dobrze przemyślany, w związku z tym docieranie do wulgaryzacji języka i myślenia jest także pewnym etapem rozpoznania wewnętrznego – gdzie mężczyzna widzi siebie i lepiej dostrzega konteksty towarzyszące fatalnemu zauroczeniu. Niezwykła znajomość. Ona prostytuująca się, on wspominający czas pracy w branży reklamowej. Oboje oferują światu złudzenia. Sobie także. Wszystko ich dzieli, tak wiele połączy. Co jednak stanie się ze zdystansowanym wobec rzeczywistości uciekinierem z Wrocławia, który uświadomi sobie, w jak zaskakujący sposób i w kilku znaczeniach stał się tak zwanym mężczyzną domowym?

„Pompes funèbres” opowiada o wszystkich męskich bolączkach wywołanych obecnością kobiety, nad którą nie można panować, nie można jej zdobyć, nie można także zbliżyć się do jej systemu wartości i zaingerować weń. A przecież Pieniążek portretuje mężczyzn zdobywców. Czasem w groteskowym płaszczu szowinizmu, ale zawsze rozpaczliwie pragnących czegoś, czego nie może im dać obiekt pragnień. W tym rozumieniu bohater drugiego opowiadania przygląda się sobie i swemu egzystencjalnemu umęczeniu, a mężczyźni z „Porucznika Golicyna” mogą jedynie poddać się emocjom, których nie analizują, ale są równie zdesperowani, by zdobyć coś, co da im emocjonalną satysfakcję. Należy jednak pamiętać o tym, że – posługując się metaforą przekształcania czasu i „przepowiadania opowiedzianego” – Wojciech Pieniążek konsekwentnie pisze o utratach, nie zaś zyskach. O mężczyznach uwikłanych w relacje z kobietami, z których wydobywa się jedynie utrata pewności siebie, satysfakcji zdobywania. W relacjach damsko-męskich ukryta jest ścieżka interpretacyjna czasu jako zguby i zbawienia. Jest to skryte w wielu niedopowiedzeniach albo żartach – lingwistycznych przede wszystkim – samego autora, który potrafi być rubaszny, ale przede wszystkim trzymać nas w pewnym dystansie do opowiadanych historii.

„To, co zostaje” to intrygująca, rozpisana na dwie narracje opowieść o pożądaniu jako towarze przechodnim oraz środku płatniczym w relacjach międzyludzkich, ale także o tym ucieleśnieniu miłości, które trudno jest zdefiniować, a które wybiega poza instynkt i jego zaspokojenie. Pierwsze opowiadanie dyskretnie sugeruje pewne rozwiązania i filozofię. Drugie, bardziej dynamiczne i dosadne, komponuje się z pierwszym na zasadzie specyficznego kontrastu. W zasadzie to zastanawiałem się nad tym, czy sugerowana tu dychotomia płci ma jakoś na serio wskazywać odbiorców wśród czytelniczek czy czytelników. Myślę, że to książka dla każdego, kto czasem nie jest świadom tego, jak wiele traci - nie mogąc realizować własnych pragnień albo potrzebując potwierdzenia i kontekstu, by wyjść im naprzeciw. To też rzecz o samotności jako konsekwencji niepodejmowania walki, by spełnić marzenia oraz pragnienia.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy: