Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 16 stycznia 2019
Liczba stron: 416
Przekład: Jacek Żuławnik
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Niezwykła podróż
Julia Heaberlin napisała
nietuzinkowy thriller. Taki, w którym z jednej strony żaden z bohaterów nie
może stać się nam bliski przez swą wieloznaczność, z drugiej jednak – śledzimy
ich poczynania z pewną dozą sympatii. Kibicujemy w rozwiązywaniu mrocznej zagadki.
A cała narracja opiera się na trzech elementach: determinacji młodej narratorki
chcącej odkryć tajemnicę śmierci siostry, inteligentnej grze z tą narratorką
człowieka cierpiącego na demencję i na teksańskich bezdrożach. Heaberlin opowiada zatem trzy historie. O
tym, jak obsesja wpływa na sposób postrzegania świata pośród pielęgnowanych
latami lęków i neuroz. O tym, co jest odbierane człowiekowi przez utratę
pamięci, a co on paradoksalnie dzięki niej zyskuje. I o tym, jak niesamowita i
pobudzająca mroczną wyobraźnię może być wielka przestrzeń Teksasu. Tego
Teksasu, któremu oddawali hołd między innymi Philipp Meyer w „Synu” czy
Paulette Jiles w „Nowinach ze świata”. Julia Heaberlin portretuje ten stan
współcześnie. Pokazuje, z jaką łatwością można tam ukryć każdą ludzką zagadkę.
Jak trudno znaleźć jej rozwiązanie pośród pustyń, gęstych lasów i hektarów
niczego, gdzie może ukryć się strach…
Główna bohaterka tej
historii przez cały czas ukrywa swą tożsamość i ważny jest moment, w którym ją
odsłania, wymawiając swoje imię. Ale to dużo później, a Heaberlin jest przede
wszystkim mistrzynią otwarcia. Oto bowiem przed nami symboliczna scena, w
której starsza siostra narratorki wpada do grobu. To Rachel, z którą relacje
były na tyle silne, by po jej śmierci determinować myśli i działania tylko w
kierunku odkrycia mordercy. Czy tym mordercą jest Carl, który również na samym
początku zadaje bohaterce pytanie: „Kim, do diabła, jesteś?”? Bo „Papierowe
duchy” to przede wszystkim powieść o tożsamości. O tym, co ją kształtuje, ale
przede wszystkim o tym, jak możemy ją mistyfikować. Amerykańska autorka połączy
ze sobą ekscentryczne postacie, które zagrają w charakterologiczną grę.
Dziewczyna będzie chciała wydobyć prawdę z mężczyzny. Mężczyzna będzie na tyle
zaintrygowany postawą i celami dziewczyny, że zdecyduje się z nią przemierzać
Teksas. Potencjalny seryjny zabójca i
owładnięta chęcią zemsty młodsza siostra? Oboje tracą instynkt samozachowawczy,
skoro decydują się na wspólną podróż. A może jednak wcale nie? Może z tej
ekscytującej i mocno toksycznej relacji wyłoni się prawda, której czytelnik
oczekuje od samego początku?
Julia Heaberlin podejmuje
się rozważań o tym, jak wiele tracimy z odejściem bliskiej osoby i jak
niemożliwe jest uporządkowanie świata po tym nagłym odejściu. Bo obsesja będąca
motorem napędowym działań w powieści przeniosła się na całe życie porzuconej
siostry. Tej, która w retrospekcjach przedstawia skomplikowane relacje z Rachel
i zwraca uwagę na to, że przez lata musiała mierzyć się z wewnętrznymi
demonami, dopóki nie dojrzała do zemsty. Okazuje się jednak, że stąpa po bardzo
grząskim gruncie. Samodzielnie wiąże sobie sprawę zniknięcia siostry, której
ciała nie odnaleziono, z enigmatycznymi odejściami trzech innych dziewcząt. Śledzi
tropy, poznaje ich historie, usiłuje znaleźć jakiś wspólny mianownik… i trafia
do Carla. Kto wie, czy nie jednego z najciekawszych bohaterów literatury tego
gatunku, z jaką dane mi było obcować w ostatnim czasie.
Bo Carl to nie tylko zagadka
tego, co tkwi w jego głowie, ale również intrygująca przeszłość. Fotografa
mistyfikatora, który jest bardzo inteligentny i odnosi się wrażenie, że pamięta
dużo więcej, niż zdradza to innym. „Papierowe
duchy” to będzie przecież też powieść o pamiętaniu i zapamiętywaniu ważnych
zdarzeń. A także o filozofii fotografii. Nie takiej, jaką proponowała Susan
Sontag, ale wystarczająco ciekawie zaprezentowanej, by wejść w tryb analizy
wszystkich niewiadomych związanych z działaniami Carla jako fotografa. On sam
to największa zagadka powieści. Znaleziony przy autostradzie traci
świadomość tego, kim był i co robił. A stawiane mu zarzuty nie pozostawiały
wątpliwości, że tkwią w nim pewien mrok i niebezpieczeństwo. Bohaterka powieści
podejmuje ryzyko obcowania z tym groźnym człowiekiem. Dużo bardziej groźne
okaże się jednak to, co zaoferuje tej dwójce Teksas, po którym będą jeździć
śladami zaginięć dziewcząt.
To powieść drogi
opowiadająca o realnych miejscach i nawiązująca do prawdziwych zdarzeń. Na
przykład do głośnego morderstwa studentki czy jednego z najbardziej
przerażających aktów samosądu w historii USA, o którym dokładniej wspominała Linda Polman w swym reportażu „Laleczki skazańców”. Wszędzie czai się groza i Julia Heaberlin podtrzymuje ją bardzo
umiejętnie. Pozorna sielankowość podróży i to, jak podróżujący przedstawiają
się mijanym ludziom, kontrastuje z ogromem napięcia i kumulacją silnych emocji,
dla których nie ma ujścia, dopóki podróż nie dobiegnie końca. „Papierowe duchy” to historia specyficznej
relacji, która w niepokojący sposób się zacieśnia. Ale jednocześnie opowieść o
ludziach, którzy skrywają tajemnice świadomie i zupełnie nieświadomie.
Iskrzy w narracji Heaberlin przez cały czas i chociaż są pewne przestoje akcji, cała powieść konsekwentnie zmierza ku temu, by demaskować
to, co nieodkryte. A i tak całkiem sporo zostanie do odkrycia tylko przez
czytelnika.
Czy Carl staje się
specyficznym przewodnikiem po krainie obłędu narratorki? Czy jest może jej
empatycznym kompanem szaleństwa? Czy przemierzanie przestrzeni, na której
rozegrały się enigmatyczne zdarzenia, przybliży choć trochę do prawdy o
znikających dziewczętach? Autorka zadaje
bardzo wiele pytań, zwracając uwagę na to, ile może ich w nas namnożyć poczucie
zagrożenia albo niepewności tego, kim jest osoba tuż obok. Ale „Papierowe
duchy” to także powieść z bardzo specyficznym poczuciem humoru. Również z
polskim akcentem – nic to, że zbudowanym na stereotypie. Heaberlin intryguje i
pokazuje, że motyw zbrodni może w sobie kryć dużo więcej, niż można byłoby wyobrazić
sobie, analizując pobieżnie sytuację bohaterów. Przykuwająca uwagę książka o
przekleństwie (nie)pamięci i potrzebie oswojenia pustki. Ale także o tym, w
jaki sposób świat mogą opowiadać zdjęcia i duchy. Towarzyszą Carlowi na co
dzień. Próbują uzyskać dostęp do świadomości tej, która nie chce mieć z nimi do
czynienia. Ale nie straszą. Dużo wyjaśniają. „Papierowe duchy” pozostawią nas
także z tym, co niewyjaśnione.
To już druga czytana przeze mnie recenzja tej książki. Zachęcająca. Pozdrawiam imiennika :)
OdpowiedzUsuńNiedawno skończyłam czytać - taka sobie jak dla mnie
OdpowiedzUsuń