2011-11-09

"Powiedz wszystko" Chuck Palahniuk

Mijający rok był bardzo hojny dla wielbicieli twórczości Chucka Palahniuka. Czyli dla mnie. Bo to, co mnie podnieca, to dobra amerykańska proza serwowana przez niego. Zaczęło się od przyzwoitego „Pigmeja”, którego od biedy mogę nazwać książką dobrą, przymykając oko na fabularne i satyryczno-komiczne wpadki autora, jaki tym razem ani ironią ani groteską przekazu raczej nie zaskoczył. Potem wziąłem się za rewelacyjnych „Potępionych”, którzy dają nadzieję na to, że Palahniuk ma o czym pisać i ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. Trzecią książką 2011 roku (podobno to rok Miłosza, nie Palahniuka) jest rzecz, do której trudno się ustosunkować. „Powiedz wszystko” to książka, w której zieje nudą. Okropne! Niespodziewane jak na pisarza tak dynamicznego, tak nieprzewidywalnego. Możliwe, że mało przewidywalny był fakt, iż zagłębianie się przez niego w codzienność blichtru i sławy Hollywood może stanowić jakąś literacką wartość. Obawiam się, że jest to najsłabsza powieść Palahniuka i pokazuje w niej wszystko to, co już pokazał, czyli – nic nowego. A musi być nowe, musi być zaskakujące, musi elektryzować czytelnika, żeby było jakością. Tymczasem przy lekturze „Powiedz wszystko” śpimy. Snem głębokim, niestety.

Lata trzydzieste i czterdzieste minionego stulecia to dla Hollywood okres bardzo prężnego rozwoju i dojrzewania do tego, by amerykańskiemu widzowi pokazać prawdziwe kino. Nieprawdziwa za to jest główna postać tej książki, wiekowa aktorka Katherine Kenton, która w swoim curriculum vitae obok filmowych kreacji może wpisać siedem rozwodów, trzy liftingi i uzależnienie od środków nasennych. Sama aktorka nie zabiera głosu, albowiem w jej imieniu wypowiada się Hazie Coogan, opiekunka gwiazdy i kuratorka celebrytki w jednym, wścibska, bezkompromisowa i przekonana o tym, iż to jej zasługą jest fakt, że panna Kathie błyszczy w świetle reflektorów. „Do niej należy tron, na którym siedzi w tym samym lodowym panteonie co Greta Garbo, Grace Kelly i Lana Turner, ale to moje ramiona utrzymują ją tak wysoko”. Nie możemy zatem Hazie odmówić braku skromności, ale i uwagi, bo to postać koncentrująca ją na sobie mimo średnio udanej fabuły i rozwlekłych opisów kulis światowego kina amerykańskiego, które kondycyjnie ma się bardzo kiepsko - wedle autora - nawet w swej złotej erze.

Kathrine to raczej ucieleśnienie idei, swoisty fantazmat. Chodzi o ideę pięknego upadku, o ile można o czymś takim mówić, analizując jej niesceniczne poczynania. „Kariera gwiazdy filmowej to pomaganie wszystkim innym w zapomnieniu o ich problemach. Korzystanie z wdzięku, piękna i dobrych myśli, by sprawić, że życie wyda się łatwe”. Tymczasem Hazie nie pozwala nam zapomnieć o problemach swojej pani, deprecjonując ją ustawicznie i wskazując wszelkie możliwe słabości. Tyle tylko, że to właśnie z tuszowanych słabości składa się Hollywood widziany oczyma Palahniuka. Jesteśmy atakowani nazwiskami sławnych osób, zapisanymi pogrubioną czcionką. Autor pogrubia także słowa-tropy do dekonspiracji kultury masowej, jaka w hollywoodzkich gwiazdach znajdowała odniesienie do własnych pragnień i emocji. Można więc traktować „Powiedz wszystko” jako swoistą antybiografię Hollywood ze wszystkimi mankamentami, widocznymi przed laty i dostrzeganymi teraz. Trudno orzec, czy ta książka ma z hollywoodzkich manier kpić, czy skupia się na nich z innego powodu. Palahniuk niezbyt udolnie próbuje parodiować język i zachowania bohaterów, a gdyby zrobić na podstawie tej książki film, byłby chyba niezłym kiczem.

Jedynie postać opowiadającej wzbudza jako taką uwagę. Przez lata pielęgnowała talent, za który czuje się odpowiedzialna. Gloryfikuje Kathrine Kenton i jednocześnie z niej kpi. Broni ją dzielnie przed zakusami Webba Westwarda, który zapisuje w swym prywatnym scenariuszu śmierć aktorki, poprzedzoną otruciem jej ukochanego pekińczyka i pokazującą kilka możliwości, za pomocą których Kathie może zejść ze sceny i z życia. Dorobek Kenton nie jest imponujący. Jej prywatne życie to gruzy, nieudolnie zamiatane przez Hazie. Palahniuk odkrywa przede wszystkim cienie kariery filmowej, ale w kręgu cieni znajduje się cała ta książka i nic nie pozwala uznać choćby jej fragmentów za świetliste i interesujące.

Jeden z moich ulubionych pisarzy popełnił chyba spory błąd w sztuce. Być może chodzi o to, że mało przekonująco wniknął w świat, do którego od dawna już nie mamy dostępu. Prawdopodobnie nieprzekonująco wyszła mu demitologizacja splendoru życia, o jakim mówiono i mówi się obecnie w zupełnie inny sposób. Nie wiem, czy to kwestia doboru środków wyrazu czy też zwyczajnie słaba forma przy pisaniu. „Powiedz wszystko” chciałaby być powieścią brawurową i demaskatorską. Jest dość statycznym sprawozdaniem i w gruncie rzeczy do naszej wiedzy na temat tego, czym jest Hollywood nie wnosi niczego nowego. Szkoda.

Wydawnictwo Niebieska Studnia, 2011

Brak komentarzy: