Dotychczas – jak do niedawna z Maciejem Malickim – nie było mi z Anną Onichimowską po drodze. Ponieważ nie mam nic do powiedzenia w sprawie jej dotychczasowej twórczości, skupię się na jedynej książce, jaką przeczytałem i postaram się pochylić nad nią z uwagą. „Koniec gry” zaintrygował mnie… koszmarną okładką. Zastanawiałem się nad tym, czy pod czymś takim kryje się dobra treść. Zatem czytanie książki Onichimowskiej odbyło się z przypadku i na przekór. Rozczarowanie może nie jest tak silne, jak być powinno, niemniej jednak żal mi czasu poświęconego tej autorce. Anna Onichimowska opisała dramat nastolatka, który odkrywa swą prawdziwą naturę i postanawia obwieścić wszem wobec, iż jest homoseksualistą. Troska o to, by najbliższe bohaterowi środowisko sportretować dokładnie i wieloaspektowo nie pomogła tu niestety. Chciałbym napisać o tym, dlaczego Aleksander jest moim zdaniem niewiarygodny i dlaczego nie wierzę żadnemu zdaniu z tej opowieści.
Wszystko zaczyna się od śmierci. Okazuje się, że brat – bliźniak Alka, który przed laty nazywał go popaprańcem, wiernie oddany Młodzieży Wszechpolskiej, miał pecha na Bliskim Wschodzie i zakończył swój żywot tragicznie. Poznajemy już dorosłego Aleksandra, w którym ta śmierć wydaje się nie wzbudzać żadnych emocji. Drobiazgowo opisuje sytuację pogrzebu i stypy, na której nie jest mile widziany, nie zdradzając się z żadnym większym uczuciem. Taki będzie niestety także potem, kiedy wrócimy do czasu, gdy kończył osiemnaście lat i zmagał się nie tylko ze swoją seksualnością. Reżyser Wądołowski, u którego pracował, określił go następująco: „Jesteś najbardziej emocjonalnym chłopakiem, jakiego znam”. Jeśli bohater nakreślony piórem Onichimowskiej jest emocjonalny, to ja naprawdę nie zrozumiałem tej książki albo coś po drodze ominąłem, choć wydaje mi się, iż uważnie przeczytałem tę historię.
Zarówno Aleksander dorosły jak i Alek dorastający tak relacjonują zdarzenia ze swojego życia, że wychodzi z tego jakiś suchy, lakoniczny protokół. A przecież życie bohatera aż kipi od emocjonujących zdarzeń, zaś w nim samym burza emocji winna być wręcz nie do opanowania. Tymczasem jest inaczej. Chłodny, zdystansowany styl. Czasami pretensjonalny. I z takimi oto „kwiatkami”: „Odmiana słowa „kocham” i „tęsknię” we wszystkich przypadkach”. (To o mailu do Alka od dziewczyny). Jeżeli według Onichimowskiej można odmieniać czasowniki przez przypadki, równie dobrze można pisać o dramacie ujawnienia swej homoseksualnej orientacji za pomocą powściągliwych zwrotów, pustych zdań i beznamiętnie odnotowywanych kolejnych zdarzeń, podczas czytania których naprawdę można dostać gęsiej skórki (z emocji, naturalnie).
Wydaje się, jakby Alek postanowił być gejem na złość innym. Poznajemy jego relacje z bratem. Im mocniej Andrzej angażuje się w działalność młodzieżówki, tym silniej Alek pokazuje, że go nienawidzi. Podobne uczucia żywi do ojca – kostycznego, suchego, mało zainteresowanego synami. Nieco ciepła w relacje ojca i syna wniesie wypadek samochodowy tego pierwszego, po którym długo dochodzić będzie do siebie i stanie się po prostu milszy. Mimo wszystko i jemu trzeba pokazać figę, ogłaszając się gejem. Zwrócić należy uwagę na to, iż pierwsza świadomość tego, że Alek jest homoseksualistą wiąże się z uczuciem gniewu i złości (bardzo marnie zarysowanymi). Oto bowiem gejem jest Kacper, chłopak Kaśki, koleżanki siostry Alka, za którą nasz bohater przez jakiś czas szaleje. Dzięki wsparciu Andrzeja i jemu podobnych łysych w kominiarkach Kacper otrzymuje za swoje, co początkowo cieszy Alka, potem zaś zaczyna wzbudzać w nim wyrzuty sumienia. Pierwszym słowem w tej opowieści, wyraźnie usankcjonowanym, jest słowo „pedał”. Nie gej, nie homoseksualista. U Alka poznawanie siebie to odkrywanie czegoś, co będzie stanowić źródło kontestacji. Bo Alek jest inny i chce to pokazać.
Właściwie musi pokazać, gdyż zrywająca z nim Renia nakłada na niego absurdalny obowiązek publicznego wyjaśnienia na Facebooku powodów zerwania. Alek przystaje na to i po jakimś czasie umieszcza w sieci tekst, który widnieje na okładce książki i ma rzekomo zamiar skusić czytelnika do lektury. Renia wydaje się nie przeżywać bardzo rozstania. A przecież tyle planowali, tak bardzo byli sobą nienasyceni… Dla partnerki Alka ważna jest nieposzlakowana opinia znajomych. I oczywiście fakt, iż kogoś takiego jak ona nie można po prostu porzucić.
Onichimowska wspomina o heteroseksualnych i homoseksualnych zbliżeniach bohatera. Stara się pokazać drogę jego poszukiwań. Wydana niedawno, mało wartościowa literacko książka Mikołaja Milcke „Gej w wielkim mieście” kwestię poznawania siebie i swej homoseksualnej tożsamości ukazuje dużo ciekawiej niż „Koniec gry”. Onichimowska tymczasem tworzy naszemu bohaterowi piekło na ziemi. Wyrzeka się go rodzina, musi zmienić szkołę. Potem, po latach, rozstaje się z partnerem. W zasadzie poza reżyserem, autorem cytowanych i nietrafnych słów o Alku (także gejem, a jakże!) i starszym kamerdynerem z Anglii nikt nie daje Aleksandrowi żadnego wsparcia. Nie ma happy endu, bo życie nie składa się z kolorowych rozwiązań. Płakać ani wzruszać się losem Alka też nie ma jak. Książka nie pozwala ani na chwilę zajrzeć do jego serca, przyjrzeć się emocjom, dać szansę ich zrozumienia. Bohater Onichimowskiej – choć stworzony w słusznej sprawie, bo przecież tematyka ciekawa i warto o niej pisać – jest bohaterem papierowym. Bez wyrazu i chwilami bez sensu. Nie pomaga żaden formalny zabieg narracyjny, by tę opinię zmienić.
„Koniec gry” to w gruncie rzeczy książka bardzo smutna i niewiele dająca nadziei. Tyle tylko, że aby naprawdę wczuć się w dramaty opisywanych osób, trzeba sobie pewne rzeczy dopowiadać, a poszczególne rozdziały rozbudowywać dzięki wyobraźni. Takim formalnym, mało wyraźnym i zdystansowanym wobec świata przedstawionego książkom mówię stanowcze „nie”.
Wydawnictwo Znak, 2012
Wszystko zaczyna się od śmierci. Okazuje się, że brat – bliźniak Alka, który przed laty nazywał go popaprańcem, wiernie oddany Młodzieży Wszechpolskiej, miał pecha na Bliskim Wschodzie i zakończył swój żywot tragicznie. Poznajemy już dorosłego Aleksandra, w którym ta śmierć wydaje się nie wzbudzać żadnych emocji. Drobiazgowo opisuje sytuację pogrzebu i stypy, na której nie jest mile widziany, nie zdradzając się z żadnym większym uczuciem. Taki będzie niestety także potem, kiedy wrócimy do czasu, gdy kończył osiemnaście lat i zmagał się nie tylko ze swoją seksualnością. Reżyser Wądołowski, u którego pracował, określił go następująco: „Jesteś najbardziej emocjonalnym chłopakiem, jakiego znam”. Jeśli bohater nakreślony piórem Onichimowskiej jest emocjonalny, to ja naprawdę nie zrozumiałem tej książki albo coś po drodze ominąłem, choć wydaje mi się, iż uważnie przeczytałem tę historię.
Zarówno Aleksander dorosły jak i Alek dorastający tak relacjonują zdarzenia ze swojego życia, że wychodzi z tego jakiś suchy, lakoniczny protokół. A przecież życie bohatera aż kipi od emocjonujących zdarzeń, zaś w nim samym burza emocji winna być wręcz nie do opanowania. Tymczasem jest inaczej. Chłodny, zdystansowany styl. Czasami pretensjonalny. I z takimi oto „kwiatkami”: „Odmiana słowa „kocham” i „tęsknię” we wszystkich przypadkach”. (To o mailu do Alka od dziewczyny). Jeżeli według Onichimowskiej można odmieniać czasowniki przez przypadki, równie dobrze można pisać o dramacie ujawnienia swej homoseksualnej orientacji za pomocą powściągliwych zwrotów, pustych zdań i beznamiętnie odnotowywanych kolejnych zdarzeń, podczas czytania których naprawdę można dostać gęsiej skórki (z emocji, naturalnie).
Wydaje się, jakby Alek postanowił być gejem na złość innym. Poznajemy jego relacje z bratem. Im mocniej Andrzej angażuje się w działalność młodzieżówki, tym silniej Alek pokazuje, że go nienawidzi. Podobne uczucia żywi do ojca – kostycznego, suchego, mało zainteresowanego synami. Nieco ciepła w relacje ojca i syna wniesie wypadek samochodowy tego pierwszego, po którym długo dochodzić będzie do siebie i stanie się po prostu milszy. Mimo wszystko i jemu trzeba pokazać figę, ogłaszając się gejem. Zwrócić należy uwagę na to, iż pierwsza świadomość tego, że Alek jest homoseksualistą wiąże się z uczuciem gniewu i złości (bardzo marnie zarysowanymi). Oto bowiem gejem jest Kacper, chłopak Kaśki, koleżanki siostry Alka, za którą nasz bohater przez jakiś czas szaleje. Dzięki wsparciu Andrzeja i jemu podobnych łysych w kominiarkach Kacper otrzymuje za swoje, co początkowo cieszy Alka, potem zaś zaczyna wzbudzać w nim wyrzuty sumienia. Pierwszym słowem w tej opowieści, wyraźnie usankcjonowanym, jest słowo „pedał”. Nie gej, nie homoseksualista. U Alka poznawanie siebie to odkrywanie czegoś, co będzie stanowić źródło kontestacji. Bo Alek jest inny i chce to pokazać.
Właściwie musi pokazać, gdyż zrywająca z nim Renia nakłada na niego absurdalny obowiązek publicznego wyjaśnienia na Facebooku powodów zerwania. Alek przystaje na to i po jakimś czasie umieszcza w sieci tekst, który widnieje na okładce książki i ma rzekomo zamiar skusić czytelnika do lektury. Renia wydaje się nie przeżywać bardzo rozstania. A przecież tyle planowali, tak bardzo byli sobą nienasyceni… Dla partnerki Alka ważna jest nieposzlakowana opinia znajomych. I oczywiście fakt, iż kogoś takiego jak ona nie można po prostu porzucić.
Onichimowska wspomina o heteroseksualnych i homoseksualnych zbliżeniach bohatera. Stara się pokazać drogę jego poszukiwań. Wydana niedawno, mało wartościowa literacko książka Mikołaja Milcke „Gej w wielkim mieście” kwestię poznawania siebie i swej homoseksualnej tożsamości ukazuje dużo ciekawiej niż „Koniec gry”. Onichimowska tymczasem tworzy naszemu bohaterowi piekło na ziemi. Wyrzeka się go rodzina, musi zmienić szkołę. Potem, po latach, rozstaje się z partnerem. W zasadzie poza reżyserem, autorem cytowanych i nietrafnych słów o Alku (także gejem, a jakże!) i starszym kamerdynerem z Anglii nikt nie daje Aleksandrowi żadnego wsparcia. Nie ma happy endu, bo życie nie składa się z kolorowych rozwiązań. Płakać ani wzruszać się losem Alka też nie ma jak. Książka nie pozwala ani na chwilę zajrzeć do jego serca, przyjrzeć się emocjom, dać szansę ich zrozumienia. Bohater Onichimowskiej – choć stworzony w słusznej sprawie, bo przecież tematyka ciekawa i warto o niej pisać – jest bohaterem papierowym. Bez wyrazu i chwilami bez sensu. Nie pomaga żaden formalny zabieg narracyjny, by tę opinię zmienić.
„Koniec gry” to w gruncie rzeczy książka bardzo smutna i niewiele dająca nadziei. Tyle tylko, że aby naprawdę wczuć się w dramaty opisywanych osób, trzeba sobie pewne rzeczy dopowiadać, a poszczególne rozdziały rozbudowywać dzięki wyobraźni. Takim formalnym, mało wyraźnym i zdystansowanym wobec świata przedstawionego książkom mówię stanowcze „nie”.
Wydawnictwo Znak, 2012
7 komentarzy:
Hej, zlikwiduj weryfikację obrazkową :-) Rano napisałam długi komentarz, ale nie mogłam go wysłać. Wciąż pokazywał mi się napis, że wpisywane słowa są niepoprawne.
Ciekawe, dla mnie też bardzo popularne książki Onichimowskiej o narkotykach nie były przekonujące. Jakbym czytałam prace na temat, a nie tekst płynący z głębi serca.
Koczowniczko, nie chcę tego zmieniać, żeby mi posty nie zaśmiecały spamem automaty. Ponieważ sam też tak kiedyś miałem, polecam skopiować tekst przed weryfikacją. Jak nie pójdzie, wklejasz i za drugim razem już idzie. Sprawdzone :)
Ja tez mialam klopoty z dodaniem komentarza - cos zmienili w tej weryfikacji i litery, ktore trzeba wpisac, sa niemal nieczytelne, wpisuje sie je i wpisuje, i ciagle jest zle.
Ciekawy wpis. Blog naprawdę rewelacyjny.
Sprawdź blog ogień i woda
Prześlij komentarz