2007-08-15

"Zwał" Sławomir Shuty

Przyznać trzeba, że faktycznie może nam się przytrafić ostry zwał po przeczytaniu powieści Shutego. Mój czytelniczy zwał to było cierpienie spowodowane zarówno treścią, jak i formą książki. Zmęczony okrutnie, długo dochodziłem do siebie po lekturze tej bezpardonowej krytyki świata korporacji, pracy w eleganckich garniturach i niekoniecznie przy zachowaniu elegancji savoir vivre’u. I naprawdę nie mogę pojąć, kto lub co jest celem ataku. Ludzie? Rzeczywistość wokół? Efekty uboczne prężnie rozwijającego się kapitalizmu? Irracjonalna harówka za marne grosze? A może po prostu to jedynie twórcza zabawa, zgryźliwy i kontrowersyjny literacki performance stworzony tylko dla wywołania dyskusji i namiętnego kupowania kolejnych egzemplarzy książki, które to kupowanie w swoim czasie nie ustępowało szaleńczej manii posiadania następnego tomu przygód Harrego Pottera? Bo z pewnością literackim szkicem socjologicznym Polski brutalnej, niesprawiedliwej i wyzyskującej obywateli książka ta nie jest, chociaż bardzo próbuje być.

Liczba wulgaryzmów odwrotnie proporcjonalna do pomysłów i kierunków, w jakim zmierzać ma ta szaleńcza opowieść. Postmodernistyczny i lingwistyczny freestyle. Doprawdy jazda bez trzymanki, bez żadnych hamulców. Wszystko zawieszone w próżni, wszystko niejednoznaczne, wszystko udziwnione i skomplikowane, a ogólne wrażenie tego melanżu po prostu przygnębiające.

Czytanie o perypetiach młodego yuppie pracującego w Hamburger Banku, nienawidzącego szefowej i jak zmiłowania czekającego każdego wolnego weekendu, na pewno nie będzie przyjemnością. Wszystkie jego dylematy, wszystkie frustracje, wybuchy agresji i buntu wobec otaczającego świata są już dość ogranymi chwytami w młodej, zaangażowanej w krytykę codzienności twórczości prozatorskiej. A robienie bałaganu narracyjnego dla samego bałaganienia nie predestynuje do miana literackiego odkrycia, zaś peany na cześć Shutego z pewnością czynią młodzi twórcy grupy krakowskiej ocierający łzy przy czytaniu swoich opowiadań i wierszy na spotkaniach wzajemnej adoracji twórczej.

Zwaliłeś, Panie Shuty, pomysł na dobrą powieść. Bo dałoby się z tej pokracznej makabreski uczynić książkę opiniotwórczą i wartościową. A tak? Cóż, to tylko zwał. Fatalny zwał.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

rzeczywiście, znalazłam gdzieś fragment w sieci i zdziwiłam się, że to takie słabe. Shuty to nie przymierzając taka Doda polskiej literatury. przereklamowany do bólu, powiela tylko klisze w swej książce.

Anonimowy pisze...

Nie czytałem "Zwału", ale "Cukier w normie" też słabiutki. Piszę o nim na swoim blogu reader.bloog.pl

Khem pisze...

Dla mnie powiesc "Zwal" jest w pewnym sensie genialna. Pracowalam w takiej Hamburger Firmie (chociaz akurat nie w banku) i Shuty oddal klimaty i specyfike takiej pracy po prostu IDEALNIE.
Niemal plakalam ze smiechu czytajac, jak bohater jest zmuszany do masy absurdalnych czynnosci albo jak wysluchuje przemowien szefowstwa - tak, to moja firma, jak zywa! ;-)))
(firma, z ktorej ucieklam po pieciu latach, wiec teraz spokojnie moge sie posmiac przy tej ksiazce ;-)) )
Jednym slowem - SWIETNA ksiazka! :-)

Anonimowy pisze...

Pracowałem jako doradca klienta detalicznego w banku. (Zresztą po opisie zawartym w książce, wydaje mi się, że to ten sam co Hamburger:) Shuty perfekcyjne oddał nastrój jaki tam panuje, szkolenia, rozmowy z kierownikami. Spostrzeżenia zgodne 100% z rzeczywistością. Można się czepiać formy, bezcelowości itd, ale zgodność z rzeczywistością 100%. I za to szacunek dla Shutego.