2008-01-26

"Drobny kłopot" Mark Haddon

Oto mamy kolejnego po Helen Fielding i Tonym Parsonsie współczesnego angielskiego grafomana, który usilnie próbuje przekazać czytelnikom szereg „odkrywczych” mądrości życiowych, siląc się na kiepski dowcip i tnąc życie społeczne mocno stępioną brzytwą ironii. Ta wielowątkowa opowieść o problemach rodziny Hallów dłuży się niemiłosiernie, rozciąga niczym jakaś semantyczna guma i po kilku godzinach lektury pozostaje już tylko odliczanie (zaliczanie) kolejnych rozdziałów rodzinnego komediodramatu, a jest ich niestety grubo ponad sto…

Każdy z bohaterów ma kłopot i bynajmniej nie jest on drobny. Senior rodu – George – któregoś dnia dostrzega na biodrze dość pokaźny wykwit skórny, uznając go za preludium do pełnej cierpienia i zmierzającej do zgonu walki z nowotworem. Po nieudanych próbach samodzielnego pozbycia się problemu (lepiej wcześniej nie wiedzieć, w jak makabryczny i kompletnie pozbawiony pisarskiej fantazji sposób George rozprawi się z naroślą…), senior popada w depresję (nadzwyczaj szybko – niczym grypa – zdiagnozowaną przez lekarzy i otoczenie) pogłębioną dodatkowo ujrzeniem obcych męskich pośladków rytmicznie unoszących się nad ciałem jego żony w ich sypialni. George ma także problem z akceptacją wyboru życiowych partnerów własnych dzieci, ale o tych wyborach i wynikających zeń kłopotach za chwilę. O ile już na wstępie poznajemy filozofię życiową George’a, o tyle następujące po sobie wydarzenia pokażą bohaterowi, że jednak niezwykle trudno pozostać jej wiernym. „Sekret życia, jak sądził George, polega na umiejętności całkowitego ignorowania pewnych rzeczy.” Domniemanego raka i problemów własnej rodziny nie da się jednak ignorować.

Jean ma inny drobny kłopot. Przede wszystkim miota się między przywiązaniem do George’a a romantycznymi wizjami wspólnego życia, jakimi kusi ją David, z którym spotyka się potajemnie. Kobieta ma także problemy z porozumieniem się z własną córką, żywi też niechęć do wybranka jej serca, którego bezpretensjonalność i prostota nijak nie mogą być zaakceptowane przez osobę czyniącą wciąż ze swego życia teatralny spektakl udawania. Szereg perturbacji, jakich doświadczy Jean pozwoli jej dojść do bardzo głębokiej konkluzji o tym, iż „Może cały sekret polega na tym, żeby przestać szukać zieleńszych pastwisk. Jak najlepiej wykorzystać to, co się ma”.

Świadomość i mentalność dzieci Jean i George’ a znajdują się mniej więcej na tym samym poziomie co ich rodziców, bowiem ich poczynania i wnioski z tych poczynań wypływające także „porażą” czytelnika świeżością i oryginalnością. Drobny kłopot Katie polega na tym, iż do końca nie wie, czy kocha swego przyszłego męża, a jednocześnie nie wyobraża sobie życia bez zapewnienia bezpieczeństwa, które daje instytucja pełnej rodziny i męskiego ramienia, jakie tak potrzebne jest przede wszystkim dorastającemu synowi. Jej brat Jamie natomiast ma już kłopot znacznie bardziej nowoczesny i wpisujący się w trend literatury zaangażowanej w problemy seksualnej mniejszości. Trudno jest bowiem Jamiemu dojść do porozumienia ze swoim chłopakiem w kwestii wspólnego udania się na ślub Katie bez wzbudzania obyczajowego skandalu, którego boją się także jego rodzice. Sprzeczki między nim a Tonym doprowadzą do rozstania, a potem zaskakującego i spektakularnego powrotu do siebie.

Właśnie wokół ślubu Katie i Raya koncentrują się wydarzenia opisywane mozolnie przez Haddona, albowiem ta połączona z tradycją rodzinnego biesiadowania i pozornej integracji uroczystość, której przebieg wykreuje finał powieści, doskonale połączy ze sobą wszystkie wątki i pozwoli im w dość naturalny sposób się rozwiązać. „Drobny kłopot” był zapewne w autorskim zamierzeniu sugestywną próbą oddania złożoności relacji międzyludzkich poprzez nagromadzenie jej w – przyznajmy to uczciwie – dysfunkcyjnej rodzinie. Opowieść to jednak banalna, nużąca i do bólu przewidywalna. Chociaż cenię sobie angielskie poczucie humoru (dokonania komików grupy Monty Pythona rozbawiają mnie do łez), nie znalazłem w tej rzekomo zabawnej powieści ani jednego momentu, w którym choćby kąciki ust uniosły mi się ku górze. Jeśli przyjrzeć się tej historii jako dramatowi, nie przekonuje mnie ani jeden kłopot ani jednej papierowej postaci.

Drobny kłopot Haddona polega na tym, że po prostu nie potrafi frapująco pisać.

Wydawnictwo Świat Książki, 2008

8 komentarzy:

kszy-kszy pisze...

To naprawdę świetna książka. Przeczytałam ją w jeden wieczór śmiejąc się do łez przy niej. Chociaż z drugiej strony po skończeniu jej miałam jakiś smutek w sobie. Refleksję może to lepsze słowo. Refleksję na temat: cholera w dzisiejszych czasach już nikt ze sobą nie rozmawia?

Jarosław Czechowicz pisze...

To już kolejna przeczytana przeze mnie opinia o tym, że ta książka jest ciekawa. Naprawdę trudno mi zrozumieć, co tak bardzo podoba się zwolennikom pisarstwa Haddona. I co może w tej książce rozbawić aż do łez...

kszy-kszy pisze...

Co? Bardzo NIE klasyczny angielski humor. Zabawnie opisane ludzkie słabości lęki i dylematy.
Haddon może nie zostanie klasykiem i nie postawię go na półce z Kunderą ale w dziedzinie książek zabawnych jest niezły. Może nawet konkurować z Chmielewską.

Sara Deever pisze...

Jak dla mnie książka świetna(zgadzam się z kszy-kszy).
Widocznie coś jest w tej książce, że potrafi rozbawić, wystarczy tylko na to odpowiednio spojrzeć.

Anonimowy pisze...

Zdecydowanie nie zgadzam się z recenzją. Dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak błyskotliwym językiem,przewrotnym humorem i ciekawą konstrukcją splecionych ze sobą wątków.Proszę mi pokazać jakąś współczesną powieść,która by się wyróżniała tymi trzema,w tym wypadku spójnie i niezwykle ciekawie ze sobą zespolonymi,elementami.

Kinga pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kinga pisze...

Wyjątkowo dobra recenzja.
Zgadzam się w zupełności i miałam podobny drobny kłopot z tą książką.

http://literackie-dywagacje.blogspot.co.uk/2012/11/mark-haddon-drobny-kopot.html

pycia pisze...

Książki nie czytałam, ale mam ochotę. Chciałam sprawdzić recenzje, by wiedzieć, czy warto ją dać komuś w prezencie. Po przeczytaniu tej recenzji mam wrażenie, że wiem nieco zbyt wiele, by ją w końcu wziąć do ręki. Recenzja powinna być recenzją, a nie SPOILEREM.