Statystycznie blisko co szósty mieszkaniec naszego globu jest Hindusem. Co tak naprawdę wiemy o kraju, w którym żyje ponad miliard ludzi i który jak chyba żaden inny stanowi tak barwną mozaikę kulturową? Czy współczesne Indie to kreowany w bollywoodzkich produkcjach filmowych świat pełen barw, ruchu, witalności i szczęścia? A może w kraju, w którym codziennie umierają z głodu i wycieńczenia ludzie, a gdzie na co dzień próbuje się utrwalić wizerunek prężnie wciąż rozwijanego ośrodka demokracji i kapitalizmu w samym sercu zacofanej cywilizacyjnie części Azji, życie płynie swym własnym, nieznanym tak naprawdę przez ludzi spoza Indii nurtem? Nurtem, w którym pławią się bolączki i absurdy ludzi, jakim uczyniono wielką krzywdę, dając do rąk narzędzia demokratycznego i wolnego państwa, a nie tłumacząc, w jaki sposób mądrze ich używać.
Zastanawiam się nad tym, czy Aravind Adiga otrzymał tegoroczną Nagrodę Bookera za treść czy formę swojej powieści. Bezdyskusyjnie „Biały Tygrys” zasługuje na wyróżnienie choćby dlatego, że po raz pierwszy w historii światowej literatury tak przekonująco opisuje mrok życia w państwie, w którym udaje się wciąż, że tego mroku nie ma. Dokonania Kiran Desai czy Jhumpy Lahiri ukazywały nam już literackie obrazy kraju nad Gangesem i robiły to tak różnobarwnie, jak różnobarwny jest hinduski świat. Adiga natomiast ukazuje realia jednostronnie, bezkompromisowo i przede wszystkim przerażająco prawdziwie. Wraz z nim poznajemy egzystencjalną i społeczną granicę między sferą Ciemności (z jakiej wyłoni się główny bohater książki) a Jasności i cały szereg barier, które oddzielają od siebie świat Indii majętnych, rozwiniętych cywilizacyjnie i często bałwochwalczo propagujących zachodnie wzorce konsumpcyjne od Indii, w których żyje się po to, by każdego dnia walczyć o przetrwanie, rodzić się i umierać w brudzie, zaniedbaniu, bez możliwości jakiegokolwiek rozwoju i szansy na to, by odmienić swój los.
Balram Halwai, prosty chłopak z typowej hinduskiej wsi (wspaniale i wieloaspektowo stworzone opisy obyczajowości nieskomplikowanych, chłopskich rodzin i ich systemu wartości), przez lata służy swojemu majętnemu panu, by pod wpływem impulsu z wiernego sługi stać się mordercą, a potem przedsiębiorcą i człowiekiem, który świadomie weźmie los w swoje ręce. Jego filozofia życia jest prosta i sprowadza się do następującego wniosku: „Dawniej w Indiach było tysiąc kast i ludzkich losów, teraz są tylko dwie kasty: Wielkie Brzuchy i Małe Brzuchy. I tylko dwa możliwe losy: zjesz albo zostaniesz zjedzony”. Kiedy wydaje mu się, że zawsze już będzie sługą, wożącym swego pana po zatłoczonych ulicach Delhi, dociera do niego sens powyższego wniosku i… tu tak naprawdę rozpoczyna się rozwinięcie zasadniczej myśli tej powieści zbudowanej z nocnych wyznań do szefa chińskiego rządu, mającego niebawem odwiedzić Indie. Dawna kastowość podporządkowana obecnie klarownemu podziałowi na sytych i głodnych stanie się punktem wyjścia do buntu, którego poszczególne etapy Adiga sportretuje w mistrzowskim stylu.
Nie sposób o tej rewelacyjnej powieści napisać krótko. Od pierwszych stron daje się zauważyć, że autorem jest dziennikarz. Wnikliwość, pasja i wyczulenie na szczegóły czynią z tej książki kontrowersyjny wręcz manifest antyindyjskości. Manifest powstały jednak z autentycznej troski o to, co dzieje się w Indiach. Myślę, że autor zrobił to, o co zapewne mu chodziło – wstrząsnął opinią publiczną i pokazał im subiektywne, ale porażająco prawdziwe oblicze kraju, który tak naprawdę potrzebuje gruntownych zmian, jakich nie uda się przeprowadzić, nie zmieniając mentalności Hindusów. Jednocześnie nie ma w tej książce żadnego dydaktyzmu, choć czarno – biały podział bohaterów jest dość widoczny. Siłą tej książki są właśnie niejednoznaczne skojarzenia, różne punkty widzenia na różne problemy, przekonująca wyrazistość każdego eksponowanego w niej sądu.
O jednej kwestii wspomnieć należy koniecznie. „Biały Tygrys” to przejmujące studium psychologiczne służącego, wiecznego niewolnika, człowieka dla którego nie istnieje pojęcie wolności i prywatności, a jedynie imperatyw moralny, nakazujący mu zawsze i wszędzie służyć swemu panu. Balram jest tutaj egzemplikacją tezy o permanentnej służebności, wpisanej w losy Hindusów. „Codziennie miliony ludzi budzą się o świcie – stoją w brudnych, zatłoczonych autobusach – wysiadają koło eleganckich domów swoich panów – a potem odkurzają podłogi, zmywają naczynia, plewią ogród, masują panom stopy, karmią ich dzieci – wszystko za psie pieniądze”. Nędznie opłacani, i tak wykonują swoje obowiązki z oddaniem. Lata niewolnictwa w białych rękawiczkach odcisnęły tak trwałe piętno na psychice biednych mieszkańców Indii, że świat służenia bogatym za pieniądze pozwalające jedynie na marną egzystencję, jest jedynym światem, jaki znają, a samodzielne życie, w którym decyduje się tylko o swoim własnym losie, stanowi dla nich abstrakcję.
Należy zadać sobie pytanie o to, czy zmiany na lepsze są możliwe w społeczeństwie, w którym skorumpowani są nauczyciele, lekarze i policjanci, a nabór do pracy to przerażające wręcz widowisko, które ukazuje całkowite uprzedmiotowienie jednostki ludzkiej? Czy książka Avigi ma jedynie wstrząsnąć, ma stanowić nieprzyjemną odtrutkę na cukierkowy, kształtowany od lat wizerunek Indii jako krainy specyficznego szczęścia i afirmacji życia? Jedno jest pewne. Po lekturze trudno jest ochłonąć (trudno też się od niej oderwać i naprawdę warto sprawdzić, w jaki sposób autor tego dokonuje) i można wysnuć wniosek, powtarzając za żoną pracodawcy Balrama, komentującej hinduską rzeczywistość - „what a fucking joke”!
Niestety, ta książka to nie „fucking joke”. To okrutnie prawdziwy i doskonale skonstruowany obraz Indii, o którym trudno będzie zapomnieć.
Wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2008
Zastanawiam się nad tym, czy Aravind Adiga otrzymał tegoroczną Nagrodę Bookera za treść czy formę swojej powieści. Bezdyskusyjnie „Biały Tygrys” zasługuje na wyróżnienie choćby dlatego, że po raz pierwszy w historii światowej literatury tak przekonująco opisuje mrok życia w państwie, w którym udaje się wciąż, że tego mroku nie ma. Dokonania Kiran Desai czy Jhumpy Lahiri ukazywały nam już literackie obrazy kraju nad Gangesem i robiły to tak różnobarwnie, jak różnobarwny jest hinduski świat. Adiga natomiast ukazuje realia jednostronnie, bezkompromisowo i przede wszystkim przerażająco prawdziwie. Wraz z nim poznajemy egzystencjalną i społeczną granicę między sferą Ciemności (z jakiej wyłoni się główny bohater książki) a Jasności i cały szereg barier, które oddzielają od siebie świat Indii majętnych, rozwiniętych cywilizacyjnie i często bałwochwalczo propagujących zachodnie wzorce konsumpcyjne od Indii, w których żyje się po to, by każdego dnia walczyć o przetrwanie, rodzić się i umierać w brudzie, zaniedbaniu, bez możliwości jakiegokolwiek rozwoju i szansy na to, by odmienić swój los.
Balram Halwai, prosty chłopak z typowej hinduskiej wsi (wspaniale i wieloaspektowo stworzone opisy obyczajowości nieskomplikowanych, chłopskich rodzin i ich systemu wartości), przez lata służy swojemu majętnemu panu, by pod wpływem impulsu z wiernego sługi stać się mordercą, a potem przedsiębiorcą i człowiekiem, który świadomie weźmie los w swoje ręce. Jego filozofia życia jest prosta i sprowadza się do następującego wniosku: „Dawniej w Indiach było tysiąc kast i ludzkich losów, teraz są tylko dwie kasty: Wielkie Brzuchy i Małe Brzuchy. I tylko dwa możliwe losy: zjesz albo zostaniesz zjedzony”. Kiedy wydaje mu się, że zawsze już będzie sługą, wożącym swego pana po zatłoczonych ulicach Delhi, dociera do niego sens powyższego wniosku i… tu tak naprawdę rozpoczyna się rozwinięcie zasadniczej myśli tej powieści zbudowanej z nocnych wyznań do szefa chińskiego rządu, mającego niebawem odwiedzić Indie. Dawna kastowość podporządkowana obecnie klarownemu podziałowi na sytych i głodnych stanie się punktem wyjścia do buntu, którego poszczególne etapy Adiga sportretuje w mistrzowskim stylu.
Nie sposób o tej rewelacyjnej powieści napisać krótko. Od pierwszych stron daje się zauważyć, że autorem jest dziennikarz. Wnikliwość, pasja i wyczulenie na szczegóły czynią z tej książki kontrowersyjny wręcz manifest antyindyjskości. Manifest powstały jednak z autentycznej troski o to, co dzieje się w Indiach. Myślę, że autor zrobił to, o co zapewne mu chodziło – wstrząsnął opinią publiczną i pokazał im subiektywne, ale porażająco prawdziwe oblicze kraju, który tak naprawdę potrzebuje gruntownych zmian, jakich nie uda się przeprowadzić, nie zmieniając mentalności Hindusów. Jednocześnie nie ma w tej książce żadnego dydaktyzmu, choć czarno – biały podział bohaterów jest dość widoczny. Siłą tej książki są właśnie niejednoznaczne skojarzenia, różne punkty widzenia na różne problemy, przekonująca wyrazistość każdego eksponowanego w niej sądu.
O jednej kwestii wspomnieć należy koniecznie. „Biały Tygrys” to przejmujące studium psychologiczne służącego, wiecznego niewolnika, człowieka dla którego nie istnieje pojęcie wolności i prywatności, a jedynie imperatyw moralny, nakazujący mu zawsze i wszędzie służyć swemu panu. Balram jest tutaj egzemplikacją tezy o permanentnej służebności, wpisanej w losy Hindusów. „Codziennie miliony ludzi budzą się o świcie – stoją w brudnych, zatłoczonych autobusach – wysiadają koło eleganckich domów swoich panów – a potem odkurzają podłogi, zmywają naczynia, plewią ogród, masują panom stopy, karmią ich dzieci – wszystko za psie pieniądze”. Nędznie opłacani, i tak wykonują swoje obowiązki z oddaniem. Lata niewolnictwa w białych rękawiczkach odcisnęły tak trwałe piętno na psychice biednych mieszkańców Indii, że świat służenia bogatym za pieniądze pozwalające jedynie na marną egzystencję, jest jedynym światem, jaki znają, a samodzielne życie, w którym decyduje się tylko o swoim własnym losie, stanowi dla nich abstrakcję.
Należy zadać sobie pytanie o to, czy zmiany na lepsze są możliwe w społeczeństwie, w którym skorumpowani są nauczyciele, lekarze i policjanci, a nabór do pracy to przerażające wręcz widowisko, które ukazuje całkowite uprzedmiotowienie jednostki ludzkiej? Czy książka Avigi ma jedynie wstrząsnąć, ma stanowić nieprzyjemną odtrutkę na cukierkowy, kształtowany od lat wizerunek Indii jako krainy specyficznego szczęścia i afirmacji życia? Jedno jest pewne. Po lekturze trudno jest ochłonąć (trudno też się od niej oderwać i naprawdę warto sprawdzić, w jaki sposób autor tego dokonuje) i można wysnuć wniosek, powtarzając za żoną pracodawcy Balrama, komentującej hinduską rzeczywistość - „what a fucking joke”!
Niestety, ta książka to nie „fucking joke”. To okrutnie prawdziwy i doskonale skonstruowany obraz Indii, o którym trudno będzie zapomnieć.
Wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2008
3 komentarze:
Kolejna pozytywna recenzja z którą się spotkałam. Bez wątpienia więc po książkę warto sięgnąć - i tak też uczynię. Pozdrawiam
Niezła recenzja. "Tak naprawdę" razi jedynie używanie "tak naprawdę" w co trzecim zdaniu.
Bardzo dobra recenzja, czytałem kiedyś tę książkę. ;)
Blog o podłogach: https://opodlogach.pl
Prześlij komentarz