2011-07-12

"Zła Matka" Ayelet Waldman

To książka niekoniecznie dla mężczyzn, chociaż kto wie, czy kartki tego amerykańskiego czytadełka nie będą zachłannie przewracane przez przedstawiciela płci brzydkiej. „Zła Matka” ma bowiem pewne walory poznawcze i opisuje dylematy, z którymi borykają się także mocno zaangażowani w życie rodzinne ojcowie. „Ta książka opowiada o niebezpieczeństwach i radościach towarzyszących próbie bycia przyzwoitą matką w świecie, który chce, bym czuła się zła”. Intrygujące? Myślę, że na tyle, by z zaciekawieniem zacząć czytać…

Ayelet Waldman, matka czwórki dzieci, dostała mocno po nosie w mediach, kiedy powiedziała, iż męża kocha bardziej niż swoje pociechy. Zaczęła się nagonka, podczas której kobiety – bo to one głównie atakowały – przykleiły Waldman etykietkę „Złej Matki”. Autorka pół żartem pół serio próbuje odnieść się do tego medialnego szkalowania, ale w gruncie rzeczy pisze głównie dla siebie i po to, by pewne uczucia oraz emocje nazwać. Chwilami robi to ciekawie, natomiast generalnie „Zła Matka” mnie znudziła tak jak – o tym pisze sama Waldman – nudzi opiekowanie się dziećmi, chodzenie z nimi na plac zabaw etc. Ileż bowiem można czytać o poświęceniach dla swych dzieci! Kilka rozdziałów? Owszem. Ale nie osiemnaście.

Waldman bowiem już na wstępie wychodzi z założenia, iż osiemnaście jest magiczną liczbą dla każdego z rodziców. Swe rozważania zatem zamyka, poruszając tematycznie osiemnaście różnych kwestii związanych z jej macierzyństwem, życiem prywatnym i zawodowym, z wewnętrznym niepokojem i radościami dnia codziennego.

„I tak jak Dobrą Matkę definiuje samowyrzeczenie, tak główną cechą Złej Matki jest egoizm”. Autorka nie wyrzeka się własnego życia na rzecz życia swych dzieci. Z pewnością zgodzi się z powtarzaną tu i ówdzie refleksją o tym, że pewne kobiety decydują się na dziecko wtedy, kiedy kończą im się już plany na ciekawe życie osobiste i wolą się przenieść w świat pieluch oraz smoczków. Waldman wędruje tam, ale nie tkwi w tym wszystkim tak namiętnie. Rozwija się i pokonując nawet schorzenia natury psychicznej, udowadnia iż jest kobietą aktywną w wielu sferach, ceniąc sobie jednocześnie to, że potrafiła wychować czwórkę pociech.

„Zła Matka” opowiada także o mrocznych stronach życia autorki. O dokonanej przez nią aborcji. O chorobie afektywnej dwubiegunowej. O poczuciu porażki, które towarzyszyło jej zwłaszcza po urodzeniu pierwszego dziecka. Co poza tym? Kilka interesujących przemyśleń na temat zazdrości o teściową, wychowywania dzieci w poczuciu równości i szacunku zwłaszcza dla odmiennych orientacji seksualnych, o pożądaniu kolejnego dziecka mimo czwórki już urodzonych i o tym, że stereotypowi macierzyństwa Dobrej Matki nie jest winny amerykański patriarchat, a …amerykańskie kobiety i to głównie matki. Waldman pisze też o żółci na temat macierzyństwa, której tak wiele w Internecie oraz o tym, jak dojrzała kobieta konfrontuje własne doświadczenia z dzieciństwa z tym, co przeżywają jej pociechy.

Właściwie to wszystko, co można napisać, bo „Zła Matka” to nie literatura. Ot, ciekawostka na rynku wydawniczym napisana w obronie własnej prawdopodobnie dla zarobku, który wspomoże rodzinny dom Ayelet Waldman. Celowo nie wspominam o jej mężu, bo zagadkę, czy naprawdę bardziej kocha jego niż swoje dzieci, zostawiam czytelniczkom lub ewentualnym czytelnikom.

Wydawnictwo Znak, 2011

3 komentarze:

Unknown pisze...

"Chwilami robi to ciekawie, natomiast generalnie „Zła Matka” mnie znudziła"

może więc tytuł "Nudna matka" byłby bardziej stosowny? ;)

Anonimowy pisze...

Poniżej link do innego bloga o książkach. Tworzycie jakąś korporację czy to tylko przypadkowa zbieżność projektów graficznych?


http://udebulduzur.blogspot.com/2010/12/harosaw-jaszek-jak-niczego-nie.html

Jarosław Czechowicz pisze...

Marcinie, nudna i owszem :-)

Anonimowy, to jeden z szablonów na bloggerze, wykorzystuję go tak jak inni użytkownicy.