2012-07-14

"Łóżko" David Whitehouse

Powieściowy debiut brytyjskiego dziennikarza Davida Whitehouse’a to dość specyficzna i oryginalna jakość. Myślę, że dużym nadużyciem jest porównanie tej prozy do pisarstwa Topora oraz Palahniuka, które proponuje Piotr Kofta na okładce książki. „Łóżko” to faktycznie mroczny dramat egzystencjalny, ale także ironiczny obraz świata rzekomo ustabilizowanych wartości, spraw, gestów i słów, które po jakimś czasie mogą jedynie wydać się nudne. Potworny grubas Mal, którego poznajemy w pierwszym rozdziale, to – po dwudziestu latach żarcia i leżenia w łóżku – nowy produkt popkulturowy, który trudno sprzedać, bo nijak nie można określić, czym jest decyzja życiowa Malcolma Ede; deklaracja o tym, iż od momentu 25 urodzin nie wstanie z łóżka, bo nie ma już celu, by to robić.

Mroczny komizm i świetne, satyryczne pióro Whitehouse’a być może powodują, iż należy umieszczać jego twórczość w konwencjach, jakie prezentują Topor lub Palahniuk. Autor idzie jednak swoją, własną drogą. Jego historia iskrzy od początku do końca, chociaż staje się przewidywalna, a momentami zmusza do zadania kilku prostych pytań, na które nie ma odpowiedzi. Takich w rodzaju – skąd matka Malcolma czerpie środki (bo siłę być może z miłości) na to, by paść go jak słonia przez dwadzieścia lat? Wydaje się, że historia opisana w „Łóżku” da się dość jasno wytłumaczyć. Bunt głównego bohatera ma charakter swoistej autodestrukcji. Mal chce uciec od konformizmu, wpadając w kolejny konformizm, który tłumaczy tym, iż nadaje sens życiu nadopiekuńczej matce. Ona przecież nie potrafi niczego innego, jak dbać o obiekty swej miłości. Malcolm chce wypowiedzieć wojnę światu, ale wypowiada ją przede wszystkim własnemu zdrowemu rozsądkowi, jak również rodzinie, włożonej w pewne społeczne ramy, które pękają i rozsadzają ją tak, jak otyłe cielsko Malcolma rozsadza łóżko, na którym tkwi od lat.

Kluczowymi pytaniami, jakie zadają sobie media i obserwatorzy wegetacji Mala na całym świecie, są pytania o to, dlaczego postanowił usankcjonować przestrzeń łóżka jako miejsca, w którym może wypowiedzieć wojnę normom społecznym oraz co takiego się stało w dotychczasowym, w miarę poukładanym życiem niesfornego 25-latka, że zdecydował się na stagnację, jednocześnie powodując, iż jego najbliższe otoczenie zaczęło wirować, gubiąc się w tym i męcząc? Malcolm Ede któregoś dnia stwierdza: „Pracuję za biurkiem. Gram w komputerowe bijatyki. Gdy idę na wybory, mój głos niczego nie zmienia. Nie mogę niczego kupić za moje zarobki. Może moim celem jest wskazać cel innym?”. Jakie przesłanie ma nieść wieloletnie pozostawanie bez ruchu i obżeranie się prawie do nieprzytomności? Czym jest akt szaleństwa, któremu rodzina Mala próbuje nadać znamiona czegoś zwyczajnego, efektu złego samopoczucia i złości na świat? Mal skupia na sobie uwagę świata i mediów, ale tak naprawdę nie potrafi nic z tym robić. Będąc dotychczas krnąbrnym dzieckiem, które rówieśnicy uważali za świra, a ukochana Lou za wyraziciela nowatorskich myśli inteligenta, Mal polegując w łóżku staje się bierny i porzuca wszystko to, co nazywało go wcześniej. Pozostaje jedynie nagość. Ekshibicjonizm młodego chłopca, który rozbiera się nawet w miejscach publicznych, staje się ekshibicjonizmem chorego od monotonii grubasa, do którego już nie sposób się zbliżyć.

Jedyną osobą, której Mal przez lata pozwala się do niego zbliżyć jest Mama. To istota dobrotliwa, która wszystko wybaczy. Bez żadnej większej refleksji przechodzi do porządku dziennego nad decyzją swego syna, który nie zamierza opuszczać łóżka. Karmi go, opiekuje się nim. Ma wyraźny cel. Ma obiekt, któremu może się poświęcić bezgranicznie. Troska tej smutnej postaci jest jednak bardzo toksyczna. Brat Mala zauważa: „Jej troska była niczym koc, który dusił nas, a zarazem ogrzewał”. Mal przekonany jest o tym, iż swą biernością wyzwala w niej życie. Jego brat widzi, jak latami odmierzanymi przez wyświetlacz na ścianie, Mal skutecznie gasi w matce pragnienie życia innego niż kucharki i opiekunki wielkiego wieloryba, który nigdy nie okazuje jej wdzięczności.

Ciekawa jest anonimowa postać brata, którego oczyma będziemy przyglądać się dorastaniu Mala do decyzji o tym, by przestać się rozwijać i pozostać biernym. Mal zawsze był wyraźny, dostrzegany przez innych, często uznawany za fascynującego egocentryka. Mal to także prawdziwy mężczyzna, przyjaciel, kochanek. Do czasu, kiedy rzuca wszystko w diabły i kładzie się na przeklętym łóżku. Choć jego brat chce zerwać z chorym przyzwyczajeniem do dziwactw Mala, nie jest w stanie – dosłownie i metaforycznie – opuścić ich wspólnego pokoju i poddać się rytmowi życia, które ofiaruje mu między innymi obiekt miłości, jaki wcześniej odrzucił jego brat, czyli fascynującą Lou.

„Łóżko” to poruszający obraz ruchu bez wartości i bezruchu jako filozofii. Whitehouse stworzył historię człowieka, który nie uczestniczy w życiu, jednocześnie angażując do tego uczestnictwa wszystkich innych wokół siebie. To także błyskotliwy obraz toksycznej rodziny, w której każdy skazany jest na samego siebie. To opowieść o rozpadzie świata, wartości, miejsc i relacji międzyludzkich. Jednocześnie dowcipna historia o świecie, z którego można kpić, ale nie można się od niego uwolnić. Tak jak Mal z czasem nie może się uwolnić od łóżka, które jego życiu nadało sensu w bezsensie.

Wyrazista i przejmująca rzecz o samotności, wyobcowaniu. Niewiele dająca nadziei, a jednocześnie bardzo witalna i powodująca, że zdajemy sobie sprawę z tego, iż łóżko może i lubimy, ale świat poza nim także wart jest tego, by go polubić i z niego nie rezygnować. Wygrywa bowiem nie ten, który leży w łóżku, lecz jego brat, pełen prostolinijnego umiłowania życia. Właśnie życie wygrywa. I sympatię czytelnika, który czytać będzie „Łóżko” w napięciu i z przyjemnością.

tłum. Anna Popiel

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2012



KUP KSIĄŻKĘ

3 komentarze:

DoDeski.pl pisze...

Czytam Twojego bloga i dziękuję Ci za wpis
oraz zapraszam także do moich recenzji książek na stronę
http://dodeski.pl

Gorąco polecam :)

blannche pisze...

Myśle, że wielu ludziom przydałoby się przeczytanie takiej książki. Ja też się do nich zaliczam. Każdy ma swoje "łóżko" z którego niechętnie chce wyjść. Czasami jednak warto.

Anonimowy pisze...

Cóż, najfajniejsza jest niestety okładka tej marniutkiej książki. Jak czytam w kilku miejscach opinie, że jest wielowymiarowa, psychologicznie wnikliwa to mam wrażenie, że mam do czynienia z czytelnikami, którzy nigdy nie mieli kontaktu z literaturą przez duże L. Powieść nie stawia przed czytelnikiem żadnych wymagań, ani intelektualnych, ani estetycznych, grzeszy brakiem prawdopodobieństwa postaci i wydarzeń. Psychologia postaci jest niestety na poziomie opowiadania czwartoklasisty.