Wydawca: Czarne
Data wydania: 14 sierpnia 2013
Liczba stron: 436
Tłumacz: Barbara Matusiak
Oprawa: miękka
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Z miłości i w samotności…
To nie jest powieść
kryminalna. Absolutnie nie. Trzyma w napięciu, uwodzi atmosferą grozy i mnoży
tajemnice. Realne trupy pojawiają się w zakończeniu – jeden świeży, drugi
wygrzebany. Ale nie o to, naprawdę nie o to w „Świętym Psycholu” chodzi, bo to
przede wszystkim doskonały przykład na to, w jaki sposób o miłości i samotności
napisać tak, by czytelnik zapomniał, iż oba te tematy literatura –
niekoniecznie skandynawska i tym bardziej nie kryminalna – wykorzystała już na
wiele, może nawet na nazbyt wiele sposobów. Potraktowane przez Johana Theorina
z nadzwyczajną troską o psychologiczną wiarygodność, dają nam w gruncie rzeczy
mroczną rozprawę o miłości na zawsze i samotności, której końca nie ma, bo tak
jak miłość zrodziła się w lęku i w lęku pozostanie; przy kimś, kto wiecznie
pamięta o minionych krzywdach i jedyne relacje, jakie jest w stanie zbudować,
to relacje z dziećmi, gdyż one nie są dwulicowe, nie oszukają, nie skrzywdzą…
Jan Hauger od piętnastu lat
walczy z bolesnymi wspomnieniami o dzieciństwie i dorastaniu, jakie naznaczono
śladem po okrucieństwie. Jego życie zawodowe to kolejne umowy na zastępstwo w
przedszkolach i świetlicach. Nie jest dana Janowi stała praca, ale on sam
doskonale wie, w jakiej pracy jest w stanie naprawdę się odnaleźć. Dlaczego? „Przedszkola
są jak oazy spokoju i bezpieczeństwa”. W otoczeniu dzieci Jan czuje się
swobodnie, bezpiecznie. Tylko one gwarantują mu to, iż może jeszcze wierzyć w
człowieczeństwo, może czuć się drugiemu człowiekowi potrzebny i może mieć
nadzieję na to, że kiedyś czas uśmierzy ból skrzywdzenia przez ludzi, z powodu
których wciąż ucieka i z nikim nie dzieli się powodami swej ucieczki. Kiedy
odkrywa, że może dostać pracę w przyszpitalnym przedszkolu w Valli, postanawia
ją zdobyć, albowiem nie tylko o kontakt z dziećmi tym razem chodzi. Jan chce
zrealizować plan, który pomoże mu odnaleźć w życiu to, co kiedyś stracił, a
zyskanie tego czegoś być może da mu szczęście i pozwoli pogodzić się z
przeszłością, odegnać dręczące go demony.
Przedszkole w Valli to placówka,
do jakiej uczęszczają dzieci, których rodzice osadzeni są w pobliskim szpitalu
psychiatrycznym. Pracownicy są świadomi, że oddalenie od rodziców wzmacnia
dodatkowo traumatyczne przeżycia, jakie tkwią w dzieciach i próbują badać, na
ile stały kontakt z zaburzonymi rodzicami jest w stanie wpływać na – mimo
wszystko – harmonijny rozwój pociech, które nie muszą przecież odpowiadać za
błędy swoich najbliższych. Nie wiemy wiele o dzieciach, ale przede wszystkim praktycznie
niczego o pacjentach szpitala Świętej Patrycji. Otrzymując pracę w przedszkolu,
Jan dowiaduje się także, iż jednym z najważniejszych zakazów jest zakaz
podejmowania jakichkolwiek rozmów na temat pacjentów placówki. Szybko okaże
się, iż nie jest to jedyna kwestia w zasłonie milczenia, a inni pracownicy
przedszkola także znaleźli się w nim nieprzypadkowo i mają pewne swoje plany.
Takie jak Jan.
Akcja rozgrywa się niespiesznie
i w kilku czasach. Poznajemy stopniowo przeszłość głównego bohatera i
motywacje, jakie nim kierują po latach. Szpital z przedszkolem łączy tajemne
przejście. Piwnice prowadzą z jednego świata do drugiego. Dzieci odwiedzają
rodziców tylko dzięki tej umownej przestrzeni pod ziemią, ale ma ona także inne
znaczenie. Dużo bardziej mroczne niż można byłoby przewidywać. Zastanawiając
się nad wyborem miejsca pracy przez Jana Haugera, dowiadujemy się także o tym,
co się stało przed dziewięcioma laty, kiedy popełnił poważny błąd i uczynił
dziecku coś niewątpliwie strasznego. Myśląc o tym, dlaczego przyciąga go do
szpitala postać pewnej wokalistki jednego albumu, zdobywamy wiedzę na temat
tego, co działo się, gdy dorastał i gdy został naznaczony pobytem w miejscu, z
którego nie chciał się wydostać, bo bał się świata. Hauger to postać
niejednoznaczna tylko na początku i na tym Theorin doskonale buduje napięcie.
Potem jego działania są dość statyczne, ale tak naprawdę nie wpadnie nam do
głowy, w jaki sposób szwedzki pisarz pokieruje zdarzeniami rozwijającymi się
pozornie bardzo przewidywalnie. Nie zrozumiemy tak szybko, jak bardzo bolesna
jest samotność Jana i jak mocno wciąż kocha kogoś, kogo nie może przestać
darzyć uczuciem. Dlaczego? „Prawdziwa miłość nie umiera śmiercią naturalną.
Mordują ją ci, którzy nami rządzą”. Jan i bliska mu osoba zostali poddani
próbie. Ich miłość ktoś próbował zamordować. Dwójka smutnych outsiderów
odnalazła wreszcie bratnią duszę. Po to, by stracić zbyt wiele i zbyt szybko. A
może nieodwracalnie.
Jan Hauger sam o sobie mówi,
że jest zagubioną duszą w lodowej pustyni. To jedyny moment, kiedy Theorin
zagrywa dość pretensjonalnym patosem. Opowiada o dramacie samotnego chłopca w
taki sposób, że wciąż na nowo odkrywamy, dlaczego został pozostawiony samemu
sobie i jak bardzo zmieniło go życie, którego objawami zewnętrznymi była chęć
grania na perkusji czy obsesyjne tworzenie mrocznego komiksu z niejakim
Lękliwym. Jan w przedszkolu odnajduje smutne bajki o smutnych ludziach, które
stara się zilustrować; podczas lektury zmierzyć się z tym, co w nim skryte i
nienazwane. Z tym, co nigdy nie pozwoliło mu się zbliżyć do nikogo dorosłego.
Poza osobą, którą pokochał. Bezwarunkowo i na zawsze, choć w lęku i z wiecznym
lękiem o to, iż nigdy tej miłości nie dane będzie się spełnić.
Dramatyczna historia utkana
ze wspomnień bohatera zaczyna coraz silniej wiązać się z przestrzenią dość
klaustrofobiczną. Mamy bowiem szpital psychiatryczny, którego wnętrze ukryte
jest przed światem. To taka tajemnicza twierdza dla tych, którzy poddali się
obłąkaniu albo też uwierzyli w to, iż są obłąkani. Tam znalazł swoje miejsce
psychopata oskarżony o morderstwa na dzieciach i prędzej czy później ten, który
dzieci wielbi bezwarunkowo, będzie musiał się z nim skonfrontować, co uczyni
fabułę intensywniejszą i bardziej mroczną.
A w gruncie rzeczy
Theorin w swej najnowszej książce nie tylko straszy, ale przede wszystkim
zmusza do refleksji o tym, dlaczego i pod jakim wpływem możemy odciąć się od
świata na tyle, by traktować go jedynie jako coś opresyjnego, gdzie nigdy nie
można się odnaleźć ze swoimi mrocznymi wspomnieniami i równie przerażającymi
fantazjami. Do ostatniej strony mierzymy się z zagadkami wynikłymi nie z tego,
iż mamy tu gdzieś w tle dość wyraźne intrygi sensacyjno-kryminalne. Nie
dostajemy odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Pytanie o to, czy miłość, jakiej
nie zamordowano, pozwoli pożegnać się z samotnością, tak bolesną i tak
nieznośnie wieczną. Mocny psychologiczny traktat o wyobcowaniu i nieśmiałych
próbach jego przełamania. Dodatkowo świetna powieść z dreszczykiem, choć może
odrobinę zbyt długa, przez co bohaterowie za często błądzą po mrocznych
korytarzach czy gęstych ciemnych lasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz