Wydawca: Wydawnictwo Aletheia
Data wydania: 22 maja 2014
Liczba stron: 226
Tłumacz: Bogdan Baran
Oprawa: miękka
Cena det: 49,85 zł
Tytuł recenzji: Boska nieobecność, boskie powroty
Kiedy przed dwoma laty
czytałem "Zło" Terry'ego Eagletona, pozostałem z poczuciem głębokiego
niedosytu, bo esej ten wydał mi się jedynie potwierdzaniem cudzych tez, opinii,
sądów i spekulacji. "Kultura a śmierć Boga" to rzecz zupełnie inna. Nic
wtórnego! Prowokacyjna w dużej mierze dzięki temu, że autor podejmuje się
odważnego procesu śledzenia filozoficznej myśli europejskiej, która nazywała
relacje między kulturą a religią, wskazywała ich wzajemne powiązania,
uwypuklała zależności i zwracała uwagę przede wszystkim na różnice.
Analizując
tezy myślicieli od oświecenia po postmodernizm, Eagleton zadaje dużo trudnych pytań
- nie o to, gdzie jest Bóg w kulturze, która go nie chce albo zastępuje, lecz o
to, jak umysł ludzki na płaszczyźnie doświadczeń osobistych, społecznych i przede
wszystkim politycznych rozstrzygał kwestie obecności Wszechmogącego, usilnie
spychanego w niebyt. Już we wstępie pada znaczące zdanie, które
określi charakter tej publikacji. "Ta
książka mniej dotyczy Boga, a więcej kryzysu wywołanego jego widomym
zniknięciem". Eagleton prześledzi głównie oświeceniową myśl społeczną,
by wskazać moment, w którym nadawano Bogu świeckie imię, nieustannie poszukując
odpowiedzi na pytania o to, w jaki sposób scalić społeczeństwa, nie odwołując
się do enigmatycznej sfery wiary i wyobrażeń. Angielski intelektualista nie
może dokonać wyraźnego rozróżnienia między Bogiem a kulturą, a jedynie stara
się pytać o to, czym przez wieki te rozróżnienia były warunkowane. W jaki
sposób obecność boskości była zastępowana ideami oraz jak to się stało, że po
11 września 2001 roku "pochowany" Bóg śmieje się ironicznie,
przypominając o tym, że pozbyto się go przedwcześnie.
Zdecydowanie
najważniejsze i na pewno najciekawsze są rozważania tyczące się oświeceniowych
wizji zamieniania wiarę na rozum oraz obserwacja badań relacji między rozumem a
zmysłami czynionych przez niemieckich idealistów. Oświecenie
dawało ludzkości komfort pozbycia się lęku przed boskością, ale w znacznym stopniu
utwierdziło tę samą ludzkość w zachowaniu szacunku względem Boga. Nie odesłano
go w niebyt, bo oświeceniowy Bóg mas i Bóg filozofów niebezpiecznie się
różniły; trzeba było znaleźć zatem narzędzia do nazywania religii w sposób
nowoczesny, bo nie dała się odesłać w niebyt. Idealiści kreślili związki
religii z mitologizowaniem. Kwestionując ją, nadawali jednocześnie nowy status
czemuś, co w dużej mierze wyrosło z przekonań tłumu, a stało się tematem
rozważań intelektualistów.
Eagleton stawia dość wyraźną
tezę. Religia ujednolica ludzi. Jest narzędziem, dzięki któremu rodzi się jakże
często nieuzasadnione poczucie sprawiedliwości dziejowej czy społecznej. Jak
traktować religię? Cytowany jest między innymi Herder, który głosił, że "religia tkwi w samym sercu
kultury". Tymczasem Eagleton tytułuje książkę niejako w opozycji do
tej tezy. Nowoczesne społeczeństwa europejskie równie chętnie oddawały się
rozmyślaniom o tym, jak wiarę zastąpić rozumem, co mało rozumnie ufały, iż
kulturowy ład to nowa jakość, rodząca się gdzieś obok religii i w opozycji do
niej. Terry Eagleton przygląda się tym
wszystkim ideom, które jednocześnie separując się od boskości, wszczepiały ją stale
kolejnym pokoleniom, nazywając wciąż na nowo. Legitymizacją dla nich była
odwieczność owej boskości, która towarzyszyła ludzkości zawsze pod różnymi
postaciami.
Autor "Zła"
przygląda się uważnie procesowi utraty wiary i odchodzenia od religii, kreśląc
trudność i niejednoznaczność samego ateizmu, jaki pojawił się w kulturze dużo
wcześniej niż sami ateiści. To rzekomo od Nietzschego zaczyna się świadomy
ateizm i to jego myśl szybciej niż jakakolwiek inna każe dystansować się od
religii całkowicie, a nie za pomocą różnego rodzaju surogatów wiary religijnej.
Nietzsche sprawił, że Bóg przestał
wchodzić w kolejne zastępcze role. Nie został tym samym zdegradowany, tak naprawdę
na chwilę przestał istnieć. O ile poczucie braku dostrzegano w myśli
Nietzschego, o tyle postmodernizm - co sugeruje Eagleton - świetnie radził
sobie z tym brakiem i uznawał go za coś oczywistego przy jednoczesnej
nieufności do wiary w ogóle. Tymczasem coraz skuteczniejsze rugowanie Boga oraz
religii niespodziewanie szybko i zaskakująco uciął rozwój barbarzyńskiego
fundamentalizmu. Terry Eagleton w niespokojnej końcówce rozważań stawia pytanie
o to, na ile Zachód zrodził fundamentalizm i jak w XXI wieku społeczeństwa
radzą sobie z tak inteligentnymi i skomplikowanymi jednocześnie próbami
wypychania religii z kultury, którym poświęciło się wielu intelektualistów na
przestrzeni wieków. Boga pożegnano niejeden raz i na wiele sposobów. Co jednak
zrobić z faktem, że jego idea wciąż jest obecna, zmieniając być może tylko
położenie geograficzne?
"Kultura a śmierć Boga" to książka z
rozważaniami na temat trudów kwestionowania wiary oraz trudności w jej
zachowaniu. Bada powiązania religii z myślą społeczną i polityczną. Rozważa
tendencje służące wypieraniu Boga z kultury i wskazuje jednocześnie ich
iluzoryczność. Udowadnia też, iż kultura asymilowała wszystko to, co w religii
było najważniejsze. Każdą cząstkę dystynktywną wtopiła w rozwijający się model bez
boskości. Eagleton pisze: "Religia jest zarówno wizją, jak i
instytucją, odczutym doświadczeniem i uniwersalnym projektem, a najbardziej
pewna siebie kultura starała się mieć wszystkie te cechy". Bez względu
na czas i miejsce religia zawsze w pewnym stopniu porządkowała życie społeczne.
Ta publikacja stara się pokazać, na jakie wyżyny wspięła się intelektualna myśl
społeczna minionych wieków kwestionująca boskość na rzecz kultury i z jak
wysokiego konia spadła, nie przewidując czegoś tak bolesnego jak religijny
fanatyzm, nie przewidując dramatu 11 września i nie uświadamiając sobie faktu,
że bez względu na ustrój i kulturę, religii i boskości pod wieloma postaciami
nie można się bezwzględnie oraz jednoznacznie pozbyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz