2015-12-28

"Życie i śmierć na Drodze Umarłych" Tomasz Grzywaczewski

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 2 grudnia 2015

Liczba stron: 252

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: W syberyjskiej pustce

Przykro jest pisać krytycznie o reportażu, bo za każdą książką tego rodzaju stoi ważna wyprawa i emocjonalne zaangażowanie. Problemem Tomasza Grzywaczewskiego jest wybranie sobie bardzo ciekawego tematu i napisanie na jego temat słabej książki. "Życie i śmierć na Drodze Umarłych" to efekt wyprawy, której autor podjął się z grupą przyjaciół, by na własne oczy zobaczyć, co pozostało po Transpolarnej Magistrali Kolejowej, szalonym planie Stalina, po tym morderczym absurdzie dziejów i po inwestycji nie tylko chybionej, lecz przede wszystkim bezsensownej i pochłaniającej tysiące ludzkich istnień. Grzywaczewski tworzy jednak książkę o czymś innym. Przede wszystkim o samej Syberii i o żyjących tam ludziach. O oswajaniu pustkowia i o mierzeniu się z przeciwnościami ze strony natury oczywistymi dla tej szerokości geograficznej. Nawet przeprowadzone w kraju rozmowy z tymi, którzy przetrwali piekło łagru i katorżniczą pracę przy Martwej Drodze, oraz z ich rodzinami naprawdę niewiele wnoszą do samego tematu przewodniego. Opowieść ogranicza się w gruncie rzeczy do suchego sprawozdania okraszonego informacjami o sytuacji deportowanych na Syberię i strukturze obozowej zdobywanymi jeszcze w szkole.

To byłaby świetna rzecz dla wielbicieli surowej Północy, gdyby była o czymś. Gdyby zmuszała do rozmyślań nad tym, co dotychczas niewyobrażone albo przynajmniej nienazwane. Nie tyle mnożyła tajemnice, ile je wyjaśniała bądź sygnalizowała. Pokazywała niejednoznaczny świat stworzony w chaosie terroru i w tym chaosie potem upadający. Gdyby wdzierała się w tajgę i wydobywała z niej coś naprawdę niezwykłego. Ton relacji i opisu to za mało, bo nic nie iskrzy między słowami. Odnosi się wrażenie, że symbolicznie książka ta jest czymś w rodzaju syberyjskiej pustki. Nie pozwala zajrzeć w głąb, bo niewiele tam jest. Szkoda.

Bohaterowie wyprawy chcą zbadać ślady ludzkiej bytności na nieludzkiej ziemi, gdzie dodatkowo syzyfowy trud okupiony był utratą życia, a celowość przedsięwzięcia syberyjskiej kolei wiązała się być może przede wszystkim z przerostem ego dyktatora. Starają się zdążyć, bo wrota do przeszłości zamykają się powoli w dwóch możliwych wymiarach. Po pierwsze - upływ czasu zacierający ślady po zbrodniczej machinie. Po drugie - rosyjskie blokady mnożone dziś celowo, by za bardzo nie eksplorować niewygodnych faktów z przeszłości. W gruncie rzeczy wyprawa - w opisie autora - opiera się głównie na tym, żeby przetrwać w trudnych warunkach atmosferycznych, przedrzeć się przez niedostępne dla człowieka rejony, obejrzeć i sfotografować kilka obiektów, a następnie wrócić z poczuciem dobrze wykonanej misji. Uproszczenie? Tak to wygląda, niestety, na kartach tego reportażu. Sporo w nim wniosków i refleksji o charakterze ogólnym, zbyt wiele truizmów. Taki choćby opis przemierzanej krainy: "Syberia poraża dlatego właśnie, że jest nieporuszona. Zatrzymana w kadrze. Niepodatna na upływ czasu".

Dużo ważniejsze jest jednak życie niż śmierć. To, które toczy się dziś na dalekiej Północy. To historia oddanych i dobrych ludzi, którzy zmartwili się tym, że grupa młodych Polaków będzie podążać samotnie po tajdze, i postanowili jej pomóc na miarę swoich możliwości. A mieszkańcy Syberii nie mają ich wiele. Żyją w kostycznej symbiozie z miejscem, w którym nie ma możliwości decydowania o sobie, bo bardzo często decyzje o ludzkim losie podejmuje natura. Mieszkańcy wtulonych w siebie wiosek gdzieś, gdzie ląd jest wieczną zmarzliną, budują sobie własną filozofię przetrwania - są w niej konsekwentni i zdecydowanie odsunięci od tak zwanej cywilizacji. Potrafią miłować swą samotność w izolacji, a jeśli mają z nią problemy - zapijać rzeczywistość i zniekształcać nieco jej trudną obecność. Grzywaczewski z przyjaciółmi spotyka na swojej drodze ludzi niezwykle otwartych. Otoczonych lasami i zaginionych gdzieś w zimnym bezkresie, ale bardzo empatycznych i pomocnych. Wśród nich wyróżnia się lokalny przewodnik grupy, Dima. Nieco egzotyczny, na pewno ekscentryczny. Portretowany jednak w taki sposób, że można przyjrzeć się temu, w jaki sposób ludzka mentalność dopasuje się do miejsca, jego spowolnionego rytmu i przewidywalnej cykliczności. Ale przecież wyprawa nie poznaje prawdziwej surowości Syberii, bo wszyscy chcą zdążyć przed zimą, a  i tak w wielu miejscach pojawiają się jednak zbyt późno - mimo pośpiechu.

"Życie i śmierć na Drodze Umarłych" to relacja z realizowania przedsięwzięcia wydającego się równie enigmatyczne jak decyzja Stalina o budowie Transpolarnej Magistrali Kolejowej. Rozumiem, że polscy badacze chcieli po prostu dotrzeć w określony rejon i zobaczyć pewne rzeczy na własne oczy. Sfotografowanie tego, co pozostało po łagrze zero, i dodanie garści faktów z Sołżenicyna czy Herlinga-Grudzińskiego to trochę za mało. Ta Syberia obok oddycha przecież zupełnie inaczej, kusi i odpycha. A grunt pełen spróchniałych desek to arena walki o przetrwanie. O ludzką godność i świadomość. Grzywaczewski pochyla się nad śladami, ale one do niego nie przemawiają. Obserwuje ludzi, ale jest w stanie skreślić dość płytkie komentarze na temat tego, jak żyją i co stanowi sens ich istnienia. Autor próbuje udowodnić, że surowa Syberia to miejsce, gdzie człowiek może jednak żyć, może się rozwijać i prowadzić sensowne, zorganizowane życie. Ta natura jest dzika, ale nie zabija. Dostrzega w swej podróży wiele śladów życia, jednak o samej śmierci w różnych jej wymiarach nie znajdziemy wiele.

Niedosyt jest spory, bo reportaż traktuje o konsekwencjach bezsensownej inwestycji w pustkę, ukazując jednocześnie, jak wiele zainwestowali młodzi Polacy, by dotrzeć tam, skąd każdy chciał zawsze uciekać. Problem publikacji polega na tym, że nadmiernie rozbudza oczekiwania, a potem staje się uporządkowanym i spójnym sprawozdaniem, w którym trudno o niejednoznaczności, symbole. Przecież wędrowcy podróżują po świecie zaginionej tożsamości oraz znajdują się pośród ludzi kurczowo walczących o ocalenie swego języka czy kultury. Zdaje się, że są gdzieś obok tego. Ważna jest przeprawa i zdobycie celu. Bez wchodzenia w intymną bliskość z tym, co dookoła.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Książa niesamowita, prawdziwa i pełna emocji.Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam przeczytać tę pozycję, czując wzruszenie między innymi dlatego, iż zawarta jest w niej historia mojego dziadka. Jestem pewna, że jeszcze nieraz usiądę wieczorem i po raz kolejny przeczytam tę opowieść, która tak bardzo porusza i daje wiele do świadomości. Brawa dla autora, który przeszedł długą i ciężką drogę tworząc tak wspaniałe dzieło.Serdecznie polecam.