Wydawca: Czwarta
Strona
Data wydania: 18 lipca 2018
Liczba stron: 424
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Mnogości
To moje pierwsze spotkanie z
prozą Remigiusza Mroza, w związku z tym z góry przepraszam, jeśli będę
wymieniał cechy dystynktywne jego pisarstwa, analizował oswojoną przez niego
strukturę albo odwoływał się do czegoś, co dla mnie nowe, a dla innych oczywiste,
więc tym samym nudził swoim odbiorem gorliwych czytelników tego twórcy. „Hashtag”
to powieść, która doprowadziła mnie do bólu głowy. Ogrom pomysłów autora i
zwroty akcji na początku były naprawdę intrygujące, ale pod wpływem ich
mnogości w pewnym momencie zacząłem się czuć, jakby ktoś trzaskał mnie po
twarzy pięścią uzbrojoną w kastet. Nim zatamowałem krwawienia, udało mi się
jakoś dotrzeć do finału, po którym zadawałem sobie jedno zasadnicze pytanie:
jaki cel przyświecał tak zręcznie skonstruowanej postaci oprawcy w tej książce?
Rozumiem, że czytelnik miał być
pozostawiony w stanie zdumienia i dość mocno zmanipulowany, ale czy po tak
energetycznej lekturze nie powinno pozostać we mnie coś więcej niż zwykłe
zdumienie tym, po co to wszystko? Mróz w posłowiu wyraża swoje zadowolenie
z „Hashtagu” i to dobre samopoczucie autora jest jak najbardziej wskazane. Nie
zdarzyło mi się bowiem czytać narracji tak niebywale pomysłowej. Jednocześnie
nasyconej wspomnianą mnogością – dosłownie wszystkiego. Tak, szeroko pojęta
mnogość to najważniejszy zarzut wobec nowej powieści Remigiusza Mroza. Ale nie
tylko to.
„Hashtag”
serwuje dosłownie wszystko. Od rozważań Durkheima po filozofię Platona. Od
krytyki kapitalizmu opartego na wadze pieniądza po analizę zaburzeń osobowości.
Najciekawsi wydają się ci nieobecni. Ale najważniejsza właściwie jedna osoba,
która bierze na siebie ogrom tych wszystkich intryg wydobywających się z siebie
jak kolejne matrioszki. Trudne to do uniesienia i trudne też do
zrozumienia, kiedy autor atakuje nas pojęciami z zupełnie nieprzystających do
siebie dziedzin oraz rzekomym slangiem młodych ludzi, których mam przyjemność
na co dzień słuchać i jakoś nie udało mi się wychwycić żadnego z interesujących
neologizmów, jakie proponuje jeden z bohaterów powieści. W to wszystko włączony
jest jeszcze temat mediów społecznościowych funkcjonujący tutaj dość fasadowo i
raczej szybko – dla uważnego czytelnika – przestający być fundamentem zagadki. Wokół
niej koncentrują się wpisy na Twitterze pochodzące od ludzi, którzy z różnych
powodów nie powinni już korzystać z serwisu. Jeśli dodać fantazje o byciu swoistym
demiurgiem, jakimś współczesnym Prometeuszem i wymierzającym zemstę światu
psychopatą, stworzy się z tego dość niebezpieczny koktajl. Działający
doskonale, jeśli stawiać na to, że w powieści naprawdę dużo się dzieje. Trujący
nieco, gdy ujrzy się już w całości formę i koncepcję książki. Wciąż pozostając
z zasadniczym pytaniem czytelniczym: czy kogokolwiek w tej galopadzie tropów i
rozmaitych wątków pobocznych możemy tak naprawdę zrozumieć? Czy nie chodzi
tutaj jedynie o zrobienie zamieszania i zachwyt nad tym, jak doskonale wodzi
się czytającego za nos, nie zostawiając mu jednak żadnej istotnej myśli na sam
koniec?
Wszystko zaczyna się
naprawdę wybornie. Tesa, otyła bohaterka zmagająca się ze swą aspołecznością i
innymi problemami życia codziennego, otrzymuje tajemniczą wiadomość tekstową,
która każe jej udać się do pobliskiego paczkomatu i odebrać enigmatyczną
przesyłkę. To początek gry, której końca Tesa nie jest świadoma. Dziewczyna ma
za sobą przeszłość łączącą w trudny sposób obecnego męża i byłego wykładowcę. Dom i mąż tworzą jedyną ostoję ładu Tesy.
Kompulsywnie liczącej kalorie, ale konsekwentnie jedzącej wciąż za dużo. Co
kryje się za jej potrzebą pochłaniania pokarmu i tak silnym przywiązaniem tylko
do jednego człowieka? Kim jest Tesa dla siebie, a jak postrzegają ją inni?
Dlaczego to jej sartrowskie przerażenie ludźmi tak mocno się nawarstwia i ku
czemu ją prowadzi? Mróz każe nam konfrontować się z bohaterką, która będzie
zagadką dla samej siebie. Jednocześnie zaproponuje odważną fantazję opartą na
platońskiej idei jaskini i powiązaną z przeszłością na tyle silnie, że od
samego początku powinniśmy czytać tę powieść bardzo uważnie.
Ceną za to są wspomniane już
nokauty. Czasem irracjonalne, niekiedy bardzo spójnie wynikające z fabuły.
Zazębiające się albo wykluczające. Ciąg przyczynowo-skutkowy trochę się
chwieje, ale autor panuje nad tym w miarę dobrze, bo jednak całość się nie
rozpada. O mały włos. „Hashtag” jest nierówny, kiedy chce wciąż na nowo
stopniować napięcie, ale w pewnym momencie można się już tylko śmiać z
niektórych absurdów… albo kompletnie odkleić się od logiki i porządku zdarzeń,
co w dużej mierze gwarantuje pełne zmierzenie się z zasadniczym przesłaniem
książki. Remigiusz Mróz wykazuje się
ogromną nonszalancją i dezynwolturą słowną – nie musimy czytać posłowia, by mieć
wrażenie, że doskonale się czuje jako kreator świata przedstawionego. Taki
specyficzny jego Architekt. Przytaczam to słowo, bo będzie miało duże
znaczenie. Znaczenie ma też sposób, w jaki autor prowadzi czytelnika przez
mroczne konfabulacje zderzające się z tym, co tworzy świat rzeczywisty. W
pewnym momencie zagubienie jest już całkowite. Pozostaje pytanie o celowość
tego środka. Pytanie retoryczne przynajmniej dla mnie, bo – jak wspomniałem –
zwroty akcji od pewnego momentu nie są czytelniczą frajdą, lecz bolesną udręką.
I znika gdzieś cały entuzjazm, z jakim rozpoczyna się lekturę „Hashtagu”.
Nie wypowiem się na temat
płodności literackiej Remigiusza Mroza, ale z całą pewnością mogę zauważyć, jak
kipi on pomysłami i jak trudno jest mu poradzić sobie z ich zalewem. Mam
wrażenie, że to pisarz, któremu zwroty akcji przychodzą spontanicznie i który
nie robi sobie żadnych drabinek czy tabelek, nim rozpocznie pisanie tak
wielowątkowej narracji. Obfitość
oferowanych historii, rozmaitych problemów, wykładni tych problemów, a także
stopień skomplikowania wewnętrznego bohaterów – to wszystko tworzy dość
zabójczą mieszankę, niekoniecznie do uniesienia i niekoniecznie do wytrzymania.
Inteligencja, erudycja i bujna wyobraźnia to jednak za mało, by stworzyć
naprawdę hipnotyzujący thriller. Trzeba się raczej pozbawić niecierpliwości,
której potem oczekuje się od czytelnika. Mróz chyba rozpędził się za bardzo. A
może po prostu napisał powieść, w której chodzi jedynie o pewną formę
pogubienia się.
5 komentarzy:
Swego czasu przeczytałam dwie książki pana Remigiusza Mroza. Pierwszą z ciekawości, bo zrobiło się wtedy głośno o płodności twórczej tego autora, a drugą dla potwierdzenia badź zaprzeczenia, że to, co pan autor proponuje, mnie nie odpowiada. Niestety potwierdziło się i wiecej już się na pana Mroza nie skusiłam.🙃 Pozdrawiam serdecznie.
Z żalem, bo zdążyłam Mroza polubić za serię o Chyłce (choć z licznymi zastrzeżeniami), ale muszę to powiedzieć - 'Hashtag' to dla mnie bełkot, przepraszam.
Wszędzie ten Remigiusz Mróz - być może dam mu szansę, u mnie w Kolporterze są nawet jego książki...
Dzien dobry "Hashrag" to moj pierwszy Mroz. Ciekawie sie czyta ALE : NIC Z TEGO NIE ZROZUMIALAM: Co znaczy scena gdize Tesa przed oczami Stracha... pociag... nie chce robic spoilera? Jak sie uklada linia Igor/Strach i kto tu ma wlasciwie rozdwojenie jazni... Jak Igora juz nie ma to gdzie jest??? Itt itp. Jesli ktos bylby tak uprzejmy i moglby mi na barbaramillerenator@gmail.com WYTLUMACZYC ta historie.... DZIEKI WIELKIE.. (@apsyda ma znaczyc co? czy Mroz to wytlumaczyl? Wydaje mi sie ze autor wysywa mnostwo madrych i madrzejszycn watkow i propozycji ale nie doprawadza ich do konca i NIE DAJE WYTLUMACZENIA°; Pozdrawiam wszystkich i oczekuje SWIATLA; bm
Czy jest gdzieś jakieś forum, gdzie dyskutują jedynie osoby, które przeczytały daną książkę? Gdzie spojlery są regułą. Gdzie można rozłożyć na czynniki pierwsze ostatni rozdział książki i nikt nie będzie się oburzał, że zdradzana jest fabuła.
Prześlij komentarz