Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 4 września 2019
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Po strajku
Książkę Doroty Kowalskiej
odebrałem oczywiście bardzo osobiście i czytałem z dużą uwagą, bo przecież od
kilkunastu lat jestem tym, o kim autorka pisze, w związku z czym uznałem za
zasadne używanie zaimka „my” w dalszej części tego omówienia. „Belfrzy” to –
jak wspomina we wstępie Mira Suchodolska – książka bardzo ważna. Ukazuje się
zaraz po jednym z największych od lat strajków nauczycieli. Wszystkie rozmowy
zawarte w tej publikacji zostały przeprowadzone po akcji strajkowej, ale tylko
w dwóch z nich pojawia się czytelny jej ślad. Bo wydarzenia z kwietnia tego
roku były dla nas, nauczycieli, lekcją, jakiej nie przewidzieliśmy i nie
śmieliśmy nawet sądzić, że taka w ogóle zaistnieje. Lekcją poniżenia i
upokorzenia. Nastroje dominujące wtedy w szkołach dobrze oddaje jeden z
tekstów, przypominający kartki z pamiętnika czasu opresji sformułowane przez
nauczyciela z niedużym stażem i jeszcze mniejszym uposażeniem. Jeśli
„Belfrzy” mają być książką odnoszącą się do dyskusji postrajkowej, bardzo dobrze,
że ukazują się teraz, gdy coraz więcej nauczycieli ma wątpliwości, czy
kontynuować protest, który tak bardzo polaryzuje opinię publiczną. Natomiast
jeżeli rzeczywiście ma to być publikacja o uczących w szkołach, zabrakło mi tu
pewnej panoramiczności perspektywy.
Zacznę może od doboru
rozmówców. Jest ich dziewięciu, z czego dwójka dyrektorów. Ośmioro to
nauczyciele dyplomowani – doświadczeni, ale również umiejętnie odnajdujący się
w świecie absurdów polskiego systemu edukacyjnego, w którym od wielu lat stawia
się na wieczne zmiany bez merytorycznego ich uzasadnienia, a przede wszystkim
bez gruntownego przygotowania. Rozmówcy Kowalskiej – chyba trochę pod tezę – to
ludzie bardzo prężni, asertywni, odważni i przede wszystkim optymistycznie nastawieni
do nowości. Ludzie, którzy sobie świetnie radzą, mają perspektywy, sami je
stwarzają, są ciągle w ruchu, bardzo dzielni i niezłomni. Odnosi się również
wrażenie, że są to ludzie o bardzo silnych osobowościach i charakterach
pozwalających im na elastyczność, dających umiejętność krytycznego patrzenia na
to, co dziś w szkole złe i trudne, ale również zdolność do tego, by całe to zło
oraz trud ich nie pogrążały. Dorota Kowalska nie zdecydowała się na ani
jedną rozmowę ze stażystą, który musi nieść w sobie najwięcej niepokoju i
nieufności. Nie podjęła się rozmów z nauczycielami pracującymi w bardzo
trudnych środowiskach. Wyjątkiem jest rozmowa z nauczycielką zajmującą się
uczniami z niepełnosprawnościami, ale to jednak co innego. Rozmówcy
Kowalskiej osiągają sukcesy, bo być może otrzymali od losu i systemu nieco
więcej niż nauczyciele, których dręczą problemy. Te problemy są w rozmowach
punktowane, ale odnosi się wrażenie, że nie wszystkie dotyczą bezpośrednio
tych, którzy się wypowiadają.
Stąd też spore rozczarowanie,
bo książka o nas nie opowiada naszymi słowami o prawdziwych problemach polskiej
edukacji. To, co zostaje wypunktowane i wspomniane, jest oczywiście bardzo
ważne. Zwrócenie uwagi na system rywalizacyjny placówek szkolnych, na słaby i mało
atrakcyjny system doskonalenia zawodowego, na rzeczywisty czas pracy poza
godzinami spędzanymi przy tablicy. „Belfrzy” to książka o możliwościach, ale
także sporej opresji. Wydobywa się z niej obraz nauczyciela, jakiego nie zna
opinia publiczna. Człowieka, który nieustannie jest pod presją oceny i wymagań.
Wiecznie mierzącego się z tym, że każdy w każdym momencie może kontrolować i
wartościować według swojego kryterium to, czym on się na co dzień zajmuje.
Polski nauczyciel po kwietniowym strajku jest po prostu rozczarowany i
pozostawiony samemu sobie. Od nauczycieli w tym kraju wymaga się bardzo wiele,
ale nikt nigdy nie pyta, jak oni sami się mają. Jak wygląda ich kondycja
psychiczna w obliczu nieustannego poczucia obserwowania i kontrolowania. Czy
ludzie wymagający tyle od pedagogów są w stanie choć częściowo stawiać takie
wymagania samym sobie? Rozmówcy Kowalskiej nie mówią za dużo o przemęczeniu,
obce jest im wypalenie zawodowe. Książka stara się pokazać – i słusznie! – jak
solidnie pracujemy, ile jest w nas energii i potencjału, ale jakby zapomina o
mrocznym obliczu tych, którzy opadają z sił i czują się pozostawieni sami
sobie.
Jest też w „Belfrach” za dużo
polityki, choć analizując to, co w polskiej szkole niewłaściwe, nie sposób
uciec od politykowania. Chyba za mało jest o solidarności nauczycielskiej,
temat szerzej poruszony jest tylko w kilku miejscach. Bo strajk poza
upokorzeniem przyniósł także świadomość, że nasze środowisko mimo różnorodności
i w dużej mierze zachowawczości potrafi solidarnie wyrazić sprzeciw.
Nauczycielka z małego miasteczka wspomina, że coś takiego jak niezależność
nauczyciela to dzisiaj w polskiej szkole mrzonka. A jednak wydobywa się ona z
akcji strajkowej, która jest bardzo słabo zarysowanym tłem tej publikacji.
„Belfrzy” obrazują krajobraz po porażce, lecz w mniejszym już stopniu
zaznaczają, że zawód nauczyciela był deprecjonowany znacznie wcześniej.
Kowalska rozmawia też z hiszpańskim nauczycielem. W Hiszpanii belfrzy są
szczęśliwi. W tej książce polscy nauczyciele chcą opowiedzieć, jak bardzo się
starają i że zwykle dają radę, ale natężenie absurdów i przykrości, z jakimi
muszą się mierzyć, jest czymś naprawdę trudnym do zniesienia.
Mira Suchodolska we wstępie używa
mocnych słów, określając polską szkołę XXI wieku mianem „karykatury samej
siebie”. Rozmówcy Kowalskiej starają się udowodnić, że robią wszystko, aby tak
nie było. Bo ich dokonania są imponujące. Twórczy krakowski nauczyciel,
założycielka świetnej i znanej szkoły społecznej, prężna dwójka dyrektorów czy
zaangażowana w swoją sprawę opiekunka dzieci z dysfunkcjami, dla których wciąż
nie ma właściwego miejsca oraz opieki w szkołach. Całość na pewno ukazuje
nauczycieli w zupełnie innym świetle niż to wykreowane – przypadkiem chyba –
przez akcję strajkową. Ważne jest podkreślenie, że zmiana w funkcjonowaniu
polskiej szkoły oraz podniesienie prestiżu zawodu nauczyciela będą możliwe
tylko wówczas, gdy zależeć będzie na nich całemu społeczeństwu. Szkoła jest
nieodłącznym elementem życia, a z różnych powodów stała się źródłem opresji dla
uczniów, ich rodziców, ludzi tak ochoczo deklarujących, że szkolny czas był dla
nich koszmarem. A co jeśli tak o swojej pracy mogą pomyśleć nauczyciele? Co
może zdziałać zapał do pracy, kreatywność oraz zaangażowanie, kiedy niestety
pojawia się ta opresja, a za nią stygmatyzowanie i poniżenie jak podczas
strajku? Rozwinięcia tej właśnie kwestii zabrakło mi w książce o dzisiejszych
nauczycielach. Mogę jednak powtórzyć za Suchodolską, że mimo wszystko to
bardzo ważna publikacja. Alarmująca, bo za chwilę – z bardzo różnych powodów –
nie będzie komu uczyć w szkole. Nie z powodu tego, że szkoła się zmienia.
Raczej z powodu tego, jak się zmienia. Warto przeczytać, bo w zasadzie nie było
do tej pory podobnej książki. Obawiam się tylko, że Kowalska pewne kwestie
nadmiernie eksponuje, pewne traktuje marginalnie, a o kilku sprawach po prostu
nie pisze, bo to może być z jakichś powodów niewygodne. Jako nauczyciel jestem
trochę rozczarowany książką o mnie. Jako recenzent powinienem ją polecić, bo to
głos tych, których na co dzień się nie słucha.
1 komentarz:
Mnie ten strajk tak wykończył emocjonalnie,
moralnie chyba zresztą też, bo - choć strajkowałam
od początku do końca - do dzisiaj mam niemały dylemat,
czy jako pedagog specjalny powinnam strajkować, że raczej
skupię się np. na nowej biografii geniusza da Vinci, niż na
"Belfrach".
Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz