2020-09-01

„Szaniec” Agnieszka Jeż


Wydawca: Burda Książki

Data wydania: 2 września 2020

Liczba stron: 384

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Krzywda i przemoc

Agnieszka Jeż zmienia kierunek swojej twórczości. Jakkolwiek nieznana jest mi ta wcześniejsza, po lekturze „Szańca” jestem przekonany, że autorka powinna dalej iść w tę stronę. Nie chodzi tylko o to, że jest nieszablonowa i z tematu elektryzującego opinię publiczną po filmach braci Sekielskich, a także podjętego już w tym roku w „Piętnie” Przemysława Piotrowskiego, potrafi stworzyć zajmującą historię. Podoba mi się także autotematyczna gra z konwencją powieści kryminalnej egzemplifikowana w słowach charyzmatycznej i zdeterminowanej prokuratorki, jednej z wielu barwnych postaci tej powieści. Jeż dba o detale i eksperymentuje, choć bazuje również na znanych wzorcach. Choćby konwencja à la Agatha Christie, czyli poszukiwanie mordercy w gronie ludzi zamkniętych w jednej przestrzeni, którzy muszą mierzyć się z tym, że jedno z nich straciło życie i nie mógł zamordować nikt z zewnątrz. „Szaniec” to przejmująca powieść o krzywdach z dzieciństwa i młodości. O tym, jak bardzo uwierają, jak niemożliwe jest pożegnanie z nimi. Funkcjonuje tu w dwóch wymiarach – głównej intrygi kryminalnej i w wizerunku młodej policjantki prowadzącej śledztwo, która wciąż na nowo mierzy się z kompleksami i poczuciem winy. Nad wszystkim zaś pojawia się wielki znak zapytania w ocenie zbrodni. Czy zabicie jest tu uczynkiem podłym, czy wręcz przeciwnie? Wspomniana policjantka dusi się w małomiasteczkowej atmosferze przewidywalnych spraw do rozwikłania i marzy jej się „morderstwo z morałem”. No to takie dostanie. A Agnieszka Jeż prowokacyjnie zada kilka ważnych pytań, które nie wybrzmiewają do końca wyraźnie, kiedy rozważamy krzywdę wyrządzaną przez pedofilię księży.

Tytułowy szaniec to ekskluzywny hotel dla bogaczy, którzy w ciągu dwóch tygodni w warunkach odosobnienia mają zajrzeć w głąb siebie. Jeden z gości hotelowych zajrzy bardzo głęboko. A być może będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobi za życia. Jeż świetnie konstruuje prolog, przedstawiając wizytę kogoś tajemniczego u księdza, który incognito przebywa w miejscu, gdzie chce zapomnieć o przeszłości. Krótka, intensywna i pełna sugestywnego mroku scena pokazuje, że autorka skupi się na jednym zdarzeniu i nie będzie później podejmowała sztucznych prób wyzwolenia adrenaliny u czytelnika. Jedno morderstwo, jedna sprawa, jeden tok poszukiwań zabójcy. Czy aby na pewno? „Szaniec” okaże się nie tyle świetną powieścią kryminalną, ile przede wszystkim bardzo dobrą obyczajówką z istotnym problemem społecznym. Ten problem to przemoc – ta wobec dzieci ze strony tych, którym ufa społeczeństwo, ale również ta domowa. Zwłaszcza ta na prowincji, albo uchodząca za niegroźną, albo sankcjonowana, bo na przykład kobiecie czasem należy przyłożyć.

Najciekawsza postać tej powieści, sierżant Wiera Jezierska, wydobyła się właśnie z takiego przemocowego domu. Latami przyglądała się bierności matki, która brała na siebie kolejne ciosy. Dlaczego? Wiera nie może jej tego wybaczyć. Nie może znieść faktu, z jakiego środowiska wyszła w świat, i że właśnie przez to środowisko musiała walczyć o swoje o wiele mocniej. Wiera być może powinna przeczytać „Aż do śmierci” Darii Górki, by zrozumieć tak częstą bezradność i przyzwolenie maltretowanych kobiet na to, by trwać w toksycznym związku z oprawcą. Ale jej nie czytała. Jest złością i wściekłością na przeszłość. Zdaje sobie także sprawę z tego, że jej rzutowanie na codzienność jest tak silne, iż Jezierska nie może uciec… od siebie samej. Agnieszka Jeż świetnie portretuje kobietę rozumiejącą mechanizm odrzucania od siebie młodzieńczej traumy i jednocześnie funkcjonującą w środowisku, w którym trauma wciąż na nowo wywołuje konflikty, z jakimi Wiera – stróż prawa – musi sobie radzić. Ale ta postać to również świadectwo idealizmu życiowego połączonego z dużą dozą czujności i uważności w obserwacji świata. Wiera może zbyt często i zbyt pochopnie ocenia, jednak w ostateczności potrafi dotrzeć do prawdy i prawdopodobnie będzie w przyszłości bardzo dobrą śledczą. O ile pozostanie w zawodzie i pozbędzie się uprzedzeń do samej siebie. Jeż konstruuje dynamiczną bohaterkę mierzącą się nie tylko z zagadką morderstwa, ale przede wszystkim z zagadką egzystencji ludzi, którzy muszą walczyć z czymś, co stygmatyzuje na zawsze. I Wiera również będzie walczyć. Dzięki temu „Szaniec” jest głębszą i ciekawszą powieścią.

„Szczytem niesprawiedliwości jest uchodzenie za sprawiedliwego” – tak cytuje Platona przełożony Wiery, szorstki dziwak Janusz Kosoń, który z perspektywy czasu i doświadczenia przygląda się uważnie młodszej koleżance, ale przede wszystkim antycypuje to, z czym jej przyjdzie się z trudnością mierzyć. Bo denat uchodził za przejaw cnót obywatelskich. To on był tym, który określał, co jest sprawiedliwe i komu co się należy. On też, korzystając ze swojej pozycji społecznej, nie tylko jej nadużywał. Rozgościł się w piekielnej sferze swoich żądz, które sankcjonował. A wraz z nim jego otoczenie. Agnieszka Jeż chce ponownie nakreślić problem kościelnej pedofilii, ale ukazać go w taki sposób, by wyjątkowo mocno uwierał. To powieść o tym, jak bezradność zderza się z bezkompromisowością, ale również o tym, jak dany system świetnie tuszuje aberracje. Bohaterowie tej książki, prowincjonalni policjanci z dużym potencjałem, zderzą się z szerszą perspektywą postrzegania problemu. Bez zaskoczenia odkryją, jak jedna brudna ręka myje drugą. Ale Jeż nie zrobi z tego przewidywalnej historii o tym, że tak naprawdę nic się nie da zrobić. Nie. Ważne jest zwrócenie uwagi na to, jak zarysowany problem elektryzuje i bulwersuje samą autorkę, której poglądy i przekonania prawdopodobnie skrywają postaci z książki. Zdecydowane, by stawić opór systemowej patologii. I dać to zrozumienia, że obrzydliwa krzywda zawsze nią pozostanie, czekając na osądzenie oraz konsekwencje sądu.

„Szaniec” to również ciekawa narracja o obyczajach i codziennym życiu północno-wschodnich rejonów Polski. Miejsca, do którego zwykle przyjeżdża się, by odpocząć pośród jezior i dziewiczej przyrody. To specyficzny rodzaj prowincji. Można w tym pięknie utknąć ze swoimi traumami na zawsze. Bezkompromisowe jest to, w jaki sposób prowincja kategoryzuje i ocenia. Wielu nie ma nakreślonych alternatyw – nie da się stamtąd wydostać. I nie mam na myśli dosłownego znaczenia. Agnieszka Jeż zderza ze sobą ludzi, którzy za duże pieniądze chcą z Warmii i Mazur wyciągnąć to, co im potrzebne do zrelaksowania się, ale także tych, których te rejony zamykają w specyficznym więzieniu. Bohaterowie „Szańca” idą przez życie z podniesioną głową, lecz ktoś lub coś bardzo się stara, by tę głowę pochylić. A najciekawsze jest obserwowanie, jak wzajemnie oddziałują na siebie tak zwani tubylcy i ludzie, którzy przybyli z daleka w określonym celu. Chcieli odpocząć, a skonfrontowali się ze zbrodnią. Powieść Agnieszki Jeż pokazuje, że mroczne zdarzenie może nas dotknąć w każdej chwili. Ale interesująco również przedstawia wykładnię tego mroku. Dlatego „Szaniec” jest tak niejednoznaczny w swej wymowie i jest to książka, po lekturze której pozostają w świadomości trudne pytania bez odpowiedzi. Jedno z nich to: czy możliwe jest skuteczne uciekanie od samego siebie? Barwna, inteligentna i plastyczna narracja, która wcale w gruncie rzeczy nie jest tendencyjną antyklerykalną opowieścią, bardzo przejmuje i pozostawia w nas świadomość, jak mocno pewne sprawy tego kraju powinny nas dotykać i nie pozostawiać obojętnymi.

1 komentarz:

Olga pisze...

Z recenzji wynika,że „Szaniec”to zupełnie odmienna tematyka od tej,którą do tej pory poruszała autorka w swoich powieściach.Aczkolwiek „zmiany kierunku” dostrzegłam już w dwutomowej powieści”Miłość warta wszystkiego”i „Spotkajmy się po wojnie”.Czy będzie to lepsze,korzystniejsze dla czytelników - ocenię po przeczytaniu „Szańca”