Wydawca: Czarne
Data wydania: 6 października 2021
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Podwójne zagubienie
Powrót do macierzystego wydawcy bardzo służy Danielowi Odiji, bo znowu pojawia się ze świetną historią i bezkompromisowym piórem po nieudanej – w moim odczuciu – próbie eksperymentowania z formą w opowiadaniach zbioru „Przezroczyste głowy”. Nie wiem, czy ta narracja o braterskiej więzi jest równie dobra jak najlepsze skandynawskie – choćby „Submarino” Jonasa T. Bengtssona czy „Miód trzmieli” Torgny’ego Lindgrena – ale niewątpliwie to jedna z bardziej poruszających polskich powieści, które ukazały się w tym roku. Świetnie przemyślana w detalach i właśnie nimi najmocniej oddziałująca. Krótka, ale być może w dłuższej wersji byłaby już nie do uniesienia. Inteligentna, smutna i zadająca bardzo wiele pytań.
Mocno przeżyłem spotkanie z tą książką. Czytałem przez pryzmat osobistego doświadczenia, ale cały czas starałem się być czujny i kontrolować, czy jest to tekst dobry literacko. Jest taki jak najbardziej. Reszta to kumulacja moich prywatnych emocji, ale postaram się pisać obiektywnie. Kiedy idzie się przez życie z genetycznym balastem obłędu, każdego dnia ma się nadzieję, że ten obłęd pozostanie uśpiony. Tu się wybudził. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Bohaterowie tej poruszającej powieści mogliby sparafrazować słowa sławnej poetki i powiedzieć, że tyle wiemy o sobie, ile ujrzymy się we własnym szaleństwie. Odija podejmuje udaną próbę opowiedzenia o braterskich demonach tańczących z melancholią. O ludziach, którzy zmuszeni zostali przedefiniować swoja najbliższą relację. Całość skomponowana bardzo kameralnie, niezwykle sugestywnie i doskonale oddaje poczucie utraty, której nie można zwerbalizować. „Pusty przelot” jest książką o tym wszystkim, czego nie umiemy wypowiedzieć albo boimy się to zrobić. Dlatego cenny jest nie tylko dobór tematyki, lecz przede wszystkim środków wyrazu, aby ją dobrze przedstawić.
Narrator jest młodszym bratem, który dość długo czuł się tym gorszym. Pierwszy syn spełnił oczekiwania rodziców, a dwa lata później „wydarzyło się” jeszcze jedno dziecko. Młodszy brat z dużą uwagą podglądał tego starszego, a więź między nimi zacieśniała się wbrew rozpadowi rodziny. Ojciec odpuścił. Pozostał tylko w jednym wspomnieniu świadczącym o tym, że był bliski. Matka zamknęła się w świecie własnych rojeń, ze wszystkimi lękami i uprzedzeniami wobec życia. Zostało ich dwóch. Najbardziej samotne rodzeństwo na świecie. A jednocześnie wzajemnie uzupełniające się i wspierające. Pełne czułości retrospekcje ujawniają, jak silna więź została stworzona. A potem skonfrontowana z czymś równie bezkompromisowym. Starszy brat stał się dziwny. Zaczął się rozpadać. Tracić zmysły. Zachorował jego umysł. I dopiero wówczas obaj bracia zaczynają rozumieć, co jest możliwe, a co niemożliwe w ich relacji. Jak bardzo trzeba zmienić wzajemne stosunki, by iść przez życie razem z chorobą niszczącą wszystko niczym tornado.
Daniel Odija w tym intymnym dzienniku chorowania brata oddaje oczywiście męską bezradność, ale jest to przede wszystkim książka o tym, co się z nami dzieje, kiedy doświadczy nas choroba umysłu. Zaczynając od parafrazy Szymborskiej, chciałem zwrócić uwagę na kwestię, która pada tutaj wprost i nie trzeba jej szukać w symbolicznej warstwie powieści – dopiero konfrontacja z ułomnością własnego umysłu daje prawdziwy obraz tego, kim jesteśmy. A tu do tej mrocznej konfrontacji dołączona jest kolejna. Młodszy brat nie tyle musi, ile chce pojąć, co niszczy najbliższą mu osobę. Przygląda się rozwojowi schizofrenii najpierw z bezpiecznego dystansu. Potem jednak staje się immanentną częścią szaleństwa brata, bo przecież zawsze był nieodłącznym elementem jego tak zwanego zdrowego życia.
„Pusty przelot” to przejmująca opowieść mająca charakter ostrzeżenia. Każdy z nas stara się twardo stąpać po ziemi, załatwiać wszystkie swoje ważne sprawy, uczyć się życia, dorastać, dojrzewać. Tymczasem może nadejść chwila nieposłuszeństwa mózgu. Takiego rodzaju słabości, wobec której jesteśmy bezradni na równi z lekarzami, którzy oczywiście chcą – przynajmniej w tej powieści – profesjonalnie pomóc, ale jeden z nich pozostaje zaledwie smutnym mentorem wzbudzającym wściekłość. Odija sugeruje, że wszystko, co uznajemy za stałe, bezpieczne i dające życiowy komfort, może się bezpowrotnie rozpaść. A kiedy to się dzieje, pozostają już tylko kompulsywne próby ucieczki od szaleństwa. Albo dramatyczne metody oswojenia się z nim, by dalej żyć. Dla bohaterów tej książki nie ma chyba takiej alternatywy. Tu wszystko jest po dwakroć napięte, trudne, niebezpieczne i przerażające. To są dwa oblicza obłędu – portretowanego ze strony mężczyzny, który go doświadcza, i tego drugiego, patrzącego na wszystko i analizującego raz po raz swoją rolę. Bo kim ma się stać młodszy brat w obliczu utraty zmysłów tego starszego? Opiekunem? Żałobnikiem po normalnym życiu? Pielęgniarzem? Czy może najbardziej bezradnym człowiekiem, który mimo wszystko najmocniej kocha, cierpiąc w tej bezradności?
Ta bardzo skondensowana w treści, chwilami przeraźliwie bolesna powieść opowiada o dwóch drogach poszukiwania ratunku w sytuacji groźnej, patowej, wymagającej uległości i kompromisów. Dwie prywatne Golgoty zestawione są ze wspomnieniami – razem tworzą wyjątkowo sugestywny fundament narracji o tym, że w zderzeniu z obłędem nie sposób pytać o przyczyny. Dramat, który opisuje Daniel Odija, może być sumą przypadków, zbiegów okoliczności i genetycznego obciążenia. Za każdym razem jest to nowa forma życiowego wyzwania. Nie ma bowiem trudniejszej konfrontacji niż ta ze swoim szaleństwem. „Pusty przelot” niesie w sobie wiele smutku i melancholii, ale opowiada również o determinacji w utrzymaniu najważniejszej relacji, gdy bierna w swym cierpieniu matka się odsunie, a bracia pozostaną sami ze sobą. I z obłędem rozbijającym dotychczasową więź. Najmocniejsze fragmenty powieści to te obrazujące, jak nieuchronnie rozpadała się ta więź. Jakby braterska miłość rozwiewała się niczym dym. I wtedy pojawiają się sugestie, o których wspomniałem – co jest możliwe, a co niemożliwe w tak nadwątlonej relacji.
Odija dyskretnie też daje znać
o tym, o czym często się zapomina, a co jest oczywistą formą nielojalności
wobec chorego psychicznie. To stygmatyzacja, która często niszczy dużo bardziej niż sama
choroba, a w zderzeniu z nią ujawnia się również obrzydliwa hipokryzja.
„Pusty przelot” jest opowieścią bardzo bezpośrednią w wyrazie. Zrywającą z
pomnikową martyrologią polskiej rodziny, lecz pełną fatalizmu. Autor opowiada
mocną historię w taki sposób, że wchodzimy w sam środek skomplikowanego dramatu.
A może w miejsce, w którym musimy zapytać retorycznie o to, co sami
zrobilibyśmy z chorobą swojego umysłu. Albo umysłu najbliższej osoby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz