2024-09-19

„Kos kos jeżyna” Tamta Melaszwili

 

Wydawca: Wydawnictwo Filtry

Data wydania: 11 września 2024

Przekład: Magdalena Nowakowska

Liczba stron: 240

Oprawa: miękka

Cena det.: 54,90 zł

Tytuł recenzji: Osobna i świadoma

Dotychczas czytałem tylko męskie narracje pochodzące z Gruzji. Obie w zasadzie panoramiczne, choć w swej intymnej opowieści Tamta Melaszwili także sugeruje nam kilka panoram, bo celowo zawęża i z rozdziału na rozdział oddala perspektywę. Dato Turaszwili w „Pokoleniu dżinsów” czy Zaza Burczuladze w „Adibasie” starali się zobrazować pewną grupę ludzi dzięki figurom obserwatorów zdefiniowanych przed doświadczenia egzystencjalne. W „Kos kos jeżyna” jest kameralnie przede wszystkim z tego względu na to, że konkretne doświadczenia warunkuje tutaj płeć. Melaszwili opowie o kobiecie, która miała odwagę żyć po swojemu i nie wpisać się w tradycyjne role jej płci, którą patriarchat uprzedmiotawia tak bardzo, że – jak twierdzą koleżanki głównej bohaterki uznające, że ze swoimi biodrami powinna już urodzić wiele dzieci – „kobieta nie potrafi mówić, że czegoś nie chce”.

Etero wie, co powiedzieć i jak zaakcentować swoją autonomię. Kiedy przegania z wiatrówką natrętnego mężczyznę, a wcześniej jako dziewczynka obiecuje sobie, że nigdy nie da się upodlić przez płeć przeciwną, gdy widzi, jak upodlona jest pozornie charyzmatyczna kobieta, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że żyć osobno będzie bardzo trudno. Przede wszystkim dlatego, że jest kobietą na gruzińskiej prowincji. Pośród sennych albo pijanych mężczyzn, których zna na wylot. Stała zawsze w opozycji do nich. A jednocześnie wychowała się z nimi. Z agresywnym bratem narkomanem i biernym ojcem, którego życie odstawiło na boczny tor jak komunistyczny relikt, bez możliwości powrotu. Etero wie, że musi żyć na przekór, wbrew, w ciągłej opozycji. Mężczyzna potrafi tylko zawłaszczyć. Narzucić przewidywalny rytm istnienia, w którym model prokreacji i wykonywania ściśle określonych obowiązków definiuje to, co znaczy być kobietą spełnioną. Melaszwili portretuje także kobietę w sidłach lęków, która z jednej strony czuje się wolna dzięki odwadze osobistej, z drugiej jednak – wciąż toczy nierówną walkę z samą sobą pomiędzy tym, co ją przeraża, a tym, co daje jej poczucie życia na własnych zasadach. Narracja jest więc niespokojna od początku do końca. W dużym stopniu – co bardzo atrakcyjnie w czytaniu – nieprzewidywalna. A przecież opowiadająca o czymś, co z odrobiną wyobraźni można antycypować.

Na przemian buntując się i skrywając przed światem swoją bezradność wobec tak buntowniczej siebie, bohaterka tej książki zadaje sobie fundamentalne pytania: „(…) jaka ja jestem? Dojrzała? A może przejrzała, nadpsuta?”. Etero ma już sporo lat, a także nadwagę i przez całe swoje życie zaspokajała samodzielnie potrzeby seksualne. Do momentu, w którym pojawia się w jej życiu kochanek. Też zawłaszczający. Przede wszystkim w seksie. Melaszwili portretuje bohaterkę, która o narządach płciowych i samym akcie zbliżenia opowiada, używając wulgaryzmów. Jakby świat, w którym przyszło jej żyć, tę sferę ludzkiej aktywności jednoznacznie zwulgaryzował, by uprościć. Potrzeby, oczekiwania, pragnienia, fascynacje. Na gruzińskiej prowincji kobiety mają zająć się dziećmi, a nie myśleniem o satysfakcji z pożycia seksualnego. Mężczyźni wspomagają się viagrą, bo i oni w tej sferze widzą jedynie to, co konieczne: płodzenie. Tymczasem starzejąca się Etero wraz z całym swoim nadmiarem – ciała oraz niespokojnych myśli – odnajduje spełnienie w relacji, której nie ma zamiaru pogłębiać. Chce skupić się na przeżywaniu tego rodzaju rozkoszy, który nigdy nie był jej dany. Chce poza seksem spróbować wszystkiego po raz pierwszy i nasycić się – nie tylko seksualnie – życiem, w którym może dokonywać wyborów, jest wolna.

A jednak nie do końca. Bo to przecież historia bardzo przewrotna, z niezwykle ciekawą kompozycją klamrową. Między Etero, która na wstępie przekornie mówi: „(…) postępuję zgodnie ze zwyczajem”, a w finale coraz bardziej osuwa się w bezradność, Tamta Melaszwili opowiada o świecie wystawiającym bardzo wysoki rachunek kobiecie, która chce być sobą. O świecie, w którym wciąż ważne jest poszukiwanie, kiedy rzeczywistość ma bardzo sztywne ramy i niczego w nich dla siebie nie można znaleźć. Bohaterka tej powieści nie chce być żoną ani matką, a kochanką godzi się być na swoich warunkach. W tym znaczeniu wybiera świadomie, jednakże nie ma wielu możliwości. Zamknięta na prowincji między górami i winoroślami tęskni za prawdziwym śniegiem, który dawno przestał padać w zimie. Tęskni w życiu za czymś, czego kiedyś posmakowała, ale nie umiała tego zdefiniować ani ustalić, co dokładnie miało smak spełnienia. I teraz znajduje się w trakcie swojej egzystencjalnej odysei, którą Melaszwili ukazuje z niezwykłą empatią, choć Etero bywa szorstka, obcesowa, czasem wpisuje się w krzywdzący schemat tak zwanej baby ze wsi. Ale to opowieść drogi. „Kos kos jeżyna” opowiada o tym, że najtrudniejsza jest droga wewnętrzna do ukształtowania swego życia tak, by satysfakcjonowało, co przecież wydaje się niemożliwe w pojedynkę. Nie gdy jest się gruzińską kobietą z prowincji. Nie wtedy, kiedy wyrasta się w domu bez kreatywnego wzorca kobiecości, pośród męskiej opresji, gdy bunt może zrodzić się jedynie z niezgody, stanowczej opozycji, a w związku z tym nie jest pogłębiony. Etero jest samowystarczalna i sama o sobie stanowi, jednak wpada w sidła, które zastawia na nią jej umysł – niezależny, a jednocześnie tworzący jakąś pułapkę.

To także przejmująca opowieść o tym, jak bardzo się boimy, że nic po nas nie pozostanie, i o tym, że ten lęk towarzyszy nam bez względu na płeć. Pozorne spełnienie życiowe bohaterki to samotność, która niekoniecznie jest tym komfortowym stanem bycia z samą sobą. Kobieta u Melaszwili jest nieszczęśliwa, tkwiąc w określonych rolach społecznych, ale również nieszczęśliwie pogubiona, kiedy z tych ról się wydostaje, stając się autonomicznym reżyserem swojego życia. Charakterystyczne jest też to, w jaki sposób na niepokoje bohaterki odpowiada jej ciało. Dlatego „Kos kos jeżyna” to intymna powieść o każdym aspekcie bycia kobietą, która wie, że będzie o sobie stanowiła. To także piękny i chwilami poetycki obraz kobiecego wzruszenia tymi przejawami życia, które być może nie mogą zostać dostrzeżone, kiedy pozostanie się w narzuconej roli. Lecz także książka o tym, że kobieca solidarność to coś niezwykle trudnego do osiągnięcia. Dlatego Melaszwili zadaje dużo pytań, a robi to w obrębie krótkiej powieści z intrygującym zakończeniem otwartym. Mam wrażenie, że to bardzo ważny głos w gruzińskiej literaturze współczesnej, którą znam na razie jedynie z trzech tytułów. Ten zrobił na mnie największe wrażenie.

Brak komentarzy: