2024-08-20

„Przewina” Agnieszka Jeż

 

Wydawca: Wydawnictwo Luna

Data wydania: 28 sierpnia 2024

Liczba stron: 328

Oprawa: miękka

Cena det.: 46,90 zł

Tytuł recenzji: W labiryncie

Teza, że Agnieszka Jeż wielką pisarką kryminałów jest, została w moich recenzjach udowodniona już wiele razy, w związku z tym przez chwilę zastanawiałem się nad tym, jak o nowej książce napisać, żeby uniknąć powtórzeń i wydobyć z niej to, co unikatowe. Niecierpliwie czekałem na kolejną odsłonę losów Soni Kranz. Nie tylko dlatego, że Jeż znakomicie portretuje policjantkę z prowincji walczącą z własnymi demonami. Przede wszystkim z powodu nieoczywistości tematów, które porusza ta pisarka. A tym razem będzie o gniewie oraz bezradności. O jednym i drugim w odniesieniu do matek i córek. Agnieszka Jeż wie to, co twierdzę i ja jako pisarz: kobieta to zdecydowanie ciekawsza postać literacka niż mężczyzna, ale w „Przewinie” to wokół mężczyzny koncentrować się będzie intryga kryminalna, która jak zawsze zmierza w kierunku świetnej powieści obyczajowej.

Denat w dość teatralnej pozycji. Przybyły niedawno do ośrodka leczenia uzależnień jest jednym z tych, którzy w pewnym momencie zdają sobie sprawę, że nie są w stanie wygrać z nałogiem mimo bogactwa i idących za nim możliwości. Nieżywy mężczyzna z „Przewiny” czuł się królem życia, ale umiera jak marionetka. Co popchnęło go do desperackiego kroku? Albo kto w niezwykle dyletancki sposób usiłował go zabić? Ile razy ginie ten człowiek? Z własnej ręki czy z pomocą kogoś innego? I kto bardziej cierpi: samobójca, który przestaje być królem życia, czy ktoś, kto chce go zamordować z powodów, które stworzą tutaj świetne społeczne tło skomplikowane głównie przez to, że denat najbardziej na świecie kochał swoją córkę? Agnieszka Jeż opowie wielowątkową historię o tym, że córkę można wielbić ponad życie, ale jest też tak, że córka to balast, postać sama w sobie tragiczna w konfrontacji z toksycznym rodzicem. Taka będzie „Przewina” – kolejna powieść obyczajowa z mocnym wątkiem detektywistycznym, w którym Jeż sama udowodni (bez moich wywodów), że naprawdę wielką pisarką kryminałów jest.

Wspominałem o konsekwencji stosowania przez autorkę jednowyrazowych tytułów, jak również o tym, że potrafi przykuć uwagę czytelnika do detali, które będą mieć kluczowe znaczenie dla rozwiązania zagadki proponowanej za każdym razem w nieoczywisty sposób. Wspomniałem również o tym, że Jeż znakomicie czuje się w tematyce rodzinnej i bardzo wyraziście, choć jednocześnie doskonale dwuznacznie, pokazuje dom rodzinny jako nieprzepracowany problem. Tym razem skoncentruje się głównie na motywie pokrewieństwa jako traumy. Albo na konsekwencjach bycia z kimś spokrewnionym, kiedy trzeba na swoje barki wziąć trudną relację, na którą się nie zasłużyło, bo rodziny się nie wybiera. A bohaterowie Jeż, wybierając właściwie, nie wikłaliby się w tak skomplikowane zależności, które Sonia Kranz odkrywa nie z czujnością policjantki, lecz przede wszystkim empatią kobiety po przejściach.

Ten związek frazeologiczny daje tutaj bardzo ciekawe efekty. Wszyscy bohaterowie, bez względu na płeć, są po przejściach, które w pewnym momencie ich wykoleiły. Poza tym śmierć w „Przewinie” nie pojawia się tylko w postaci wspomnianego już denata. Autorka skrupulatnie i ze świetnym reporterskim sznytem odtwarza po raz kolejny regionalną historię, by opowiadać o uniwersalnym doświadczeniu ludzkiej krzywdy. A najciekawiej wygląda to w odniesieniu do głównej bohaterki, bo w przeciwieństwie do wielu twórców powieści cyklicznych, którzy już w drugiej albo trzeciej książce opowiedzą wszystko o swojej postaci prowadzącej, Agnieszka Jeż udowadnia, że można stopniowo, ale jednocześnie wstrząsająco przedstawiać losy kogoś, kto musi zrekonstruować losy innych, by rozwiązać kryminalną intrygę.

Tymczasem Sonia Kranz jest intrygująca przede wszystkim w swej relacji z matką. Bardzo intensywnej i niezwykle skomplikowanej. Dyskretnie nakreślonej w poprzedniej powieści „Pastwa”, gdzie pojawiła się tylko jedna rozmowa telefoniczna. Jeż idzie tym torem i bardzo mi się podoba to, w jaki sposób autorka opowiada o ludzkich konfrontacjach, które następują bez bezpośredniego kontaktu. W scenach przesłuchań twarzą w twarz również jest bardzo dobrze. Mam wrażenie, że to jedna z niewielu twórczyń kryminałów, która uznaje za ważne, by zindywidualizować postacie epizodyczne. W związku z tym ludzie, z którymi Kranz musi rozmawiać, portretowani są zarówno w sferze zachowań, jak i języka, a właściwie przede wszystkim dzięki językowi. „Przewina” to kolejna powieść kryminalna, w której lingwistycznie z racji gatunku musi być jak najbardziej prosto i przejrzyście, a jednocześnie język – zarówno narracji, jak i dialogów – jest dla autorki tym, czym najprecyzyjniej wyraża wszelkie wątpliwości moralne, etyczne czy egzystencjalne swoich bohaterów. Dlatego bardzo ciekawe są tu postacie pojawiające się na chwilę i tworzące dzięki swoim punktom widzenia oraz wrażliwości możliwość sprawnego ułożenia przedstawionych „puzzli”. W „Pastwie” Agnieszka Jeż zdecydowała się na ujawnienie rozwiązania zagadki już w połowie książki, co w żaden sposób nie odebrało przyjemności dalszego czytania. Tu będzie miało miejsce coś innego: zamykanie opowiadania o tajemnicy zmarłego bogacza w taki sposób, że będzie to przychodzić jakby ewolucyjnie, bez fajerwerków. Z jednoczesnym przytupem, bo „Przewina” to nie tylko powieść ze znakomitym zakończeniem mówiącym o tym, jak wiele kwestii może być wieloznacznych.

Jest to też książka nawiązująca do klasyki gatunku: z miejscem pełnym podejrzanych – i Agnieszka Jeż nie musi zdradzać czytelnikowi, że mamy klimat trochę jak u Agathy Christie, ale przynajmniej ten maleńki dydaktyzm to coś, do czego można się przyczepić. Bo „Przewina” jest kolejnym literackim dowodem na to, że mamy do czynienia z pisarką absolutnie świadomą tego, jak precyzyjnie odtworzyć świat przedstawiony, w którym istotniejsze będzie zadawanie pytań niż uzyskiwanie odpowiedzi. I gdyby zapytać o to, czym jest zło, nowa powieść Jeż przyniesie kilkanaście odpowiedzi, a być może dużo więcej wątpliwości, kiedy na pytanie o istotę zła po prostu nie da się odpowiedzieć.

Sonia Kranz to jednak postać najciekawsza. Niesie na swoich barkach ciężar całej powieści. Jeż świetnie to rozpisuje. Na przykład w jednej z pierwszych scen, kiedy policjantka spaceruje z psem i instynktownie czuje, że coś jest nie w porządku, coś nie na swoim miejscu. Potem już inteligencja, umiejętności dedukcyjne i wyjątkowa wrażliwość tworzą z Kranz filar opowieści o tym, jak trudno w relacjach pokrewieństwa odnaleźć samych siebie, kiedy sama definicja pokrewieństwa narzuca bliskość. A jej brak staje się dylematem, dramatem lub zaskoczeniem. „Przewina” nie zaskoczy zwolenników pisarstwa Agnieszki Jeż, ale jest też książką, która nie ma ambicji rozgniatania wyobraźni i umysłu czytelnika. Chodzi bardziej o pokazanie świata najbliższych ludzkich relacji jako wyjątkowo skomplikowanego labiryntu, który może jednocześnie traumatyzować i dawać siłę. Tytuł nawiązuje także do najbardziej bolesnego rodzaju poczucia winy: kiedy dziecko czuje się winne temu, że pojawiło się na świecie. Jednakże na kartach tej powieści pojawia się dużo więcej złożonych problemów. I wiele z nich problemami pozostanie, bo nie tylko otwarte zakończenie świadczy o tym, że Jeż już niebawem zaproponuje nam kolejną narrację obrazującą to, jak skomplikowany i w tym skomplikowaniu nieszczęśliwy może być człowiek. Bez względu na płeć.

1 komentarz:

Mól Książkowy - Bookomole pisze...

Agnieszkę Jeż zawsze odbierałem jako autorkę wszelkiego rodzaju romansów, takich jak np Dziewczyna z Woli. Może więc będę musiał zweryfikować swoją opinię i "spróbować" kryminalnych książek autorki? Zwłaszcza, że nie ukrywam, wolę ten gatunek literacki od pierwszego :)