Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Data wydania: 5 marca 2025
Przekład: Tomasz Pindel
Liczba stron: 254
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 46,90 zł
Tytuł recenzji: Ból milczenia
Służący, sprzątacze, pracownicy marketów. Osoby niewidzialne. Stół się sam nakryje i zastawi potrawami, pomieszczenie samo się posprząta, towary same wyłożą się na półkę. Przecież to takie proste: nie patrzeć, przede wszystkim zaś nie słuchać. „Do czysta” to wstrząsająca opowieść o współczesnej niewidzialnej niewolnicy. Nawet jej imienia nikt nie jest w stanie usłyszeć, a domaga się ona wysłuchania już we wstępie, który jest dramatycznym początkiem, gdyż ta powieść – co sugerowane jest wprost i ma też kilka symbolicznych znaczeń – jest historią początków i jednego tragicznego końca.
Estela wyrusza z biednej rodzinnej prowincji do wielkiego miasta – ku lepszemu życiu. Scenariusz tak banalny, że wydaje się zupełnie absurdalne, by tworzyć z tego powieść. A co dopiero stworzyć powieść głęboko wstrząsającą. Rozpięta pomiędzy ciszą a kakofonią odgłosów wrogiego otoczenia intymna spowiedź kobiety, która oddaje swoją podmiotowość w zamian za etat, jest także opowieścią osadzoną w politycznej i społecznej sytuacji kraju toczonego przez niesprawiedliwość. Gdzieś na marginesie czytamy, że jakiś mężczyzna w geście rozpaczy spalił się na ulicy. Jakaś staruszka utyskuje na swój los. Gdzieś mają miejsce napady, a w mieście panuje przemoc. Jednak nie tam, dokąd trafia główna bohaterka. Nie w bezpiecznym, oddzielonym od rzeczywistego świata deficytów domu, w którym jej pracodawcy mają absolutnie wszystko. Tyle tylko że Alia Trabucco Zerán opowiada nam zupełnie inną historię. O strukturalnej przemocy, wielopoziomowych manipulacjach, o świecie pełnym ciosów zadawanych dosłownie i w przenośni. Wkraczamy do domu bogatych ludzi: ona wciąż zakłada maskę perfekcyjności i łyka kilogramami leki odkształcające rzeczywistość na jej potrzeby, on odlicza w nieskończoność czas od jednej do drugiej czynności, pomiędzy którymi pozwala sobie na jego wyłączenie, gdy staje się potworem, także dla własnej córki.
Chilijska autorka stawia na ciekawą koncepcję swojej powieści. Mamy nie tyle ujrzeć fakt, ile przede wszystkim zrozumieć jego uwarunkowania oraz konteksty. Nie jest ważne, co się stało – a stała się śmierć – lecz istotne jest dochodzenie do tego, co to znaczy umierać powoli, tragicznie, tracić kontrolę nad sobą, doznawać rozmycia swojej tożsamości, funkcjonując w rytm czasowników w bezokolicznikach, i przede wszystkim: co znaczy uczyć się cierpienia w ciszy. Estela wydaje się tym ciekawsza, im więcej trudnych doświadczeń staje się jej udziałem. Usiłuje je zwerbalizować, ale nawet niezwykłe wyczulenie na detale (ta powieść jest najlepsza w kreowaniu miniscen, dramatów o potężnej sile oddziaływania) nie pozwala na żadną linearną narrację i książka ta wymusza specyficzny rodzaj czujności. Odbiorca w żadnym momencie nie może mieć pewności, że dana dygresja opowiadającej jest odbieganiem od tematu. Że cokolwiek tutaj jest zbędne, nieistotne dla zrozumienia brutalnego faktu określanego zdaniem oznajmującym już na początku.
Do mnie najbardziej przemówiło w „Do czysta” zobrazowanie tego, jak wiele traum, niepowodzeń i niespełnionych oczekiwań przenosimy do swojego życia, będąc nieodłączną częścią fatalizmu swojej matki. Bo bardziej niż szukanie odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego zaistniał wskazany na wstępie fakt, wydało mi się analizowanie niebywale silnych powiązań między matką a córką, odczytywanie ich relacji w kategorii żelaznej pępowiny, która na zawsze wyznacza życiowy azymut, nie pozwala na inne życie. „Tacy jesteśmy” – mówi matka Esteli o sobie, córce i ludziach z ich najbliższego otoczenia. Jacy? Skazani na klęskę? Bezwolni wobec losu? Niegotowi na jakąkolwiek formę spełnienia, bo jedynym spełnieniem jest niewolnicza praca stająca się fundamentem życia bez głębszej filozofii? Tu jednak niespodzianka: u Zerán młoda bohaterka, która pozornie powinna wejść w tor życiowej uległości wobec tego, co niesprawiedliwe, podejmuje kilka odważnych prób zmiany kolei losu. Odrzucenia matczynej spuścizny. To tylko próby, usiłowania spojrzenia na życie z innej perspektywy. Jednakże to dziennik walki o godność. Przegranej z powodu milczenia. „Do czysta” udowodni na kilka sposobów, że milczeć to tak naprawdę rozdzierająco krzyczeć z bezradności. Dlatego kontrastowość wymowy tej powieści jest tak spektakularna.
Bohaterka słyszy w dzieciństwie, że „każdy z nas ma swoją granicę”. Ta z natury subiektywna spowiedź jest jednocześnie wnikliwie zarysowaną panoramą ludzi, którzy konfrontowani są z przekroczeniem jakiejś granicy. Nie ma znaczenia stan majątkowy. Tu ani pieniądze szczęścia nie dają, ani ich brak nie doprowadza do jakiejś skrajnej rozpaczy. Tutaj dzieją się rzeczy bardziej nieoczywiste. Meandrujemy po świecie, który uważnie obserwuje bohaterka gotowa do doświadczeń granicznych, lecz dostrzegająca też to, że wyrafinowana przemoc nie zna granic. Przemocowi są tu dla siebie wszyscy: małżonkowie, posiadacze córki jedynaczki, uległa służąca do wszystkiego, nawet zwierzę domowe, które nie może znaleźć swojej przynależności. Dziecko dorasta w atmosferze okrutnej opresji. Egzemplifikuje ją kilka scen. Ta najważniejsza dla wymowy książki to scena nauki pływania, w której ojciec zmusza córkę do zdobycia umiejętności, której ona nie pragnie. Z drugiej strony mamy świadomą możliwości buntu osobę podlegającą zasadom i normom, ale taką, która pozwala swojej młodziutkiej podopiecznej wygrzebać palcem marmoladę ze słoika. W przestrzeni, w której wszystko ma być uporządkowane – od spożywania posiłków po formy spędzania czasu.
Upływ czasu w „Do czysta” nie jest linearny ze względu na charakter narracji, ale jednocześnie przestaje mieć znaczenie, kiedy główna bohaterka przywyka do tego, iż wciąż na nowo robi to samo i że tak już będzie. Skąd ta bierność? Skąd momenty, w których rodzi się w niej potężna siła sprzeciwu? Co dzieje się z umysłem kobiety zniewolonej na każdym poziomie? Kobiety, która ma się stać czymś w rodzaju przedmiotu pasującego do ułożonych przez innych puzzli? Scena masturbacji to jedna z kilku pokazujących podmiotowość i pragnienia Esteli. Tej, która zmuszona jest tłumaczyć się ze wszystkiego, z każdej odrobiny przyjemności. Tymczasem przemoc w białych rękawiczkach wkraczająca w jej życie odbiera jakąkolwiek satysfakcję. Pozostają ból i niezrozumienie. Przecież nikt nie chce słuchać nawet po fakcie, kiedy każdy detal wydaje się wart wyjaśnienia, opowiedzenia.
Alia Trabucco Zerán genialnie prezentuje procesy stawania się bierną i wybijania się na niepodległość. To także opowieść o tym, jak rodzi się gniew, jak dotyka każdego i jak niemożliwy jest do uniesienia – choć w finale uniesienie kamienia w dłoni staje się symboliczną kontestacją gniewu, który nie ma już innego ujścia niż zareagowanie przemocą na przemoc. Znamy tragiczny finał historii, lecz nie wiemy niczego o tym, w jaki sposób doszło do tej tragedii. Możemy szybko się zorientować, że zanim zdarzyła się śmierć, życie pokazało niejedno oblicze okrucieństwa. I niesprawiedliwości, w której trzeba szukać bezpiecznych ram. Czasem milcząc. Czasem zadając bolesne ciosy.