2022-09-07

„Manifest” Bernardine Evaristo

 

Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 7 września 2022

Liczba stron: 264

Przekład: Kaja Gucio

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: O niezależności

To lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy zachwycili się powieścią „Dziewczyna, kobieta, inna”. Nie tylko dlatego, że opowieść o jej tworzeniu jest równie fascynująca co sama książka. Przede wszystkim dlatego, że „Manifest” jest – między innymi – inspirującą narracją o tym, w jaki sposób dojrzewa się twórczo, i o tym, że twórczość to pokłosie wielu lektur, uważnych obserwacji oraz doświadczeń różnorodności, które czasem przychodzą nieco później i nie trzeba ich wymuszać, bojąc się swej metryki oraz tego, że na danym etapie życia nie osiągnęło się tego, co być może jest od nas oczekiwane. Bernardine Evaristo jest orędowniczką różnorodności. Jeśli można byłoby pokusić się o inne określenia jej drogi twórczej, to z pewnością trzeba byłoby wypunktować tak: intelektualistka, aktywistka, kontestatorka, feministka. To oczywiście nie wszystko, bo ta publikacja jest bogata w rozmaite tropy, jest też zbiorem przemyśleń o całokształcie życia, w którym ważne jest na równi to, w jaki sposób Nagroda Bookera zmienia świadomość twórcy, jak i to, co nauczyło twórczynię szybko oddawać mocz. Evaristo nie pyta o to, co stworzyło jej artystyczną tożsamość i wrażliwość. Ona się z tymi doświadczeniami świadomie konfrontuje. Opowiadając o życiowych wyzwaniach oraz gotowości do dialogu ze sobą, proponuje nam książkę, która nie jest kolejną publikacją artysty zawierającą refleksje o jego własnym życiu, którą warto wydać, bo zrobiło się o tej osobie głośno. Tu jest znacznie więcej i ta narracja ma swoją niepowtarzalną wartość.

Niesamowita jest siła sugestywności, którą „Manifest” jest przepełniony. Przekonują zarówno opowiadanie o dorastaniu do siły, otwartości i niezależności, jak i wszelkie osobiste refleksje o tym, jak trudno w życiu zaakceptować różnego rodzaju niepowodzenia. W rozdziale poświęconym bliskim relacjom pisarka śmiało wspomina o przemocy domowej. Takiej, której sprawczynią była czarna kobieta. Bo nie ma definicji i rozróżnień tego, w jaki sposób doświadczamy zła oraz uprzedzeń. Otwartość na to, co nas kształtuje jako ludzkość, jest w „Manifeście” najważniejsza. Zwłaszcza gdy punktowane jest tu, w jaki sposób rodzą się uprzedzenia i jak nierówne szanse rozwoju mogła mieć dorastająca w Wielkiej Brytanii kobieta, córka „brązowego emigranta”, osoba społecznie i kulturowo wykluczana już za samo to, jaka się urodziła, kim się urodziła i jakiej jest płci. Widać wyraźnie, że tendencja do działań społecznych i pomagania innym przeszła na Evaristo z rodziców, którym autorka uważnie przygląda się z dystansu. Przede wszystkim ojcu, którego była w stanie zrozumieć i pokochać dopiero w dorosłym życiu. Ale również matce, bo to opowieść o tym, jak jest postrzegane wielokrotne macierzyństwo oczyma jednej z licznego rodzeństwa. Bardzo podoba mi się – obecny we wszystkich rozważaniach o rodzinie – szacunek do tego, co w rodzicach było niezrozumiałe, jak również do tego, w jaki sposób ukształtowała się domowa wspólnota stworzona przez białą kobietę i nigeryjskiego imigranta. Rodzina, która każdego dnia uczyła samowystarczalności oraz dbałości o to, by po upadku zawsze się podnieść.

Czy jest to opowieść o dorastaniu dziewczyny, która bardzo chciała awansować z klasy robotniczej do średniej, czy historia pisarki mogącej dzisiaj wspierać młodych twórców i im pomagać, czy też zagubionej w skomplikowanych relacjach kobiety odważnie mówiącej o tym, że seksualność to również poszukiwanie – za każdym razem wybrzmiewa tu charyzma bycia niepokonaną przez życie i jego okoliczności. Dlatego jest to jedna z naprawdę cennych publikacji motywacyjnych, a jednocześnie mądra opowieść o tym, że każda porażka może być konstruktywna. Jeśli tylko zostanie potraktowana jako cenne doświadczenie życiowe. A pisarka uznaje za cenne absolutnie wszystko, czego doświadczyła. Kłania się sobie i swoim błędom z przeszłości, a jednocześnie sprawia wrażenie, że doskonale wie, iż tamta dziewczyna i kobieta to wciąż ta sama osoba, która niczego się nie wstydzi, a każde wspomnienie chce wykorzystać twórczo.

Bernardine Evaristo nie kryje tego, ile ma lat. Nie jest to dla niej – wciąż z niezrozumiałych dla mnie względów ukrywany przez wiele osób – fakt, wobec którego odczuwa się jakiś rodzaj frustracji. „Manifest” opowiada o tym, że nikt z nas nie ma wyznaczonego czasu na osiągnięcia, nikt też nikogo nie powinien z tego rozliczać. Pewne doświadczenia mogą przyjść późno i ma to swoje zalety. Evaristo wspomina, że kredyt hipoteczny wzięła dopiero w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, rozpoczęła fascynujące ją studia po czterdziestce, a dzisiaj ma tyle lat, ile ma, i jako osoba twórcza nie przestaje się rozwijać, nie traci również pokory oraz czujności w obserwowaniu tego, jak wygląda otaczający ją świat. To niezwykle cenne móc przeczytać, że nie ma żadnych granic wiekowych dla konkretnych osiągnięć. Mało kto mówi o tym głośno i wyraźnie. Bardzo często kwestia wieku i związanych z nim doświadczeń wzbudza wiele frustracji, a za nimi zwykle stoją blokady. Bernardine Evaristo nie tylko barwnie opowiada o tym, jak przez całe życie poszukiwała przynależności i nie poświęciła niczego, by przynależeć za wszelką cenę, bo tak wypadało. Pisarka ponownie spotyka się z samą sobą sprzed lat. Jest gotowa na zrozumienie oraz szacunek dla każdej emocji i każdego, najbardziej nawet nieudanego życiowego kroku, dla każdej konsekwencji swoich decyzji. To wszystko buduje narrację harmonii i zrozumienia dla siebie. Ale „Manifest” jest najciekawszy jako opowieść o dojrzewaniu do bycia artystką, a także o tym, że najcenniejszym doświadczeniem egzystencjalnym może być kreowanie opowieści dla innych ludzi.

Wytrwałość, konsekwencja, bezpieczny dystans wobec swoich emocji umożliwiający niezrażanie się. W karierze pisarskiej Evaristo proces twórczy to nieustanne eksperymentowanie ze sobą. Bardzo ciekawe jest na przykład śledzenie, w jaki sposób doświadczenie teatru wpłynęło na wrażliwość, a potem pomysłowość poetki i prozaiczki. Jednocześnie jest to opowieść o tym, że na równi z kreowaniem fikcyjnych fabuł dla Evaristo zawsze ważne były problemy społeczne i kwestie związane z tym, jak wciąż kolor ludzkiej skóry wpływa na sposób myślenia, działania i kształtowania rzeczywistości tak społecznej, jak i politycznej. Czarnoskóra Brytyjka doświadcza wyznaczanych przez społeczeństwo granic intuicyjnie, rodząc się z gotowością do konfrontacji oraz czujnością wobec dyskryminowania. „Manifest” punktuje to, co zmieniło się w postrzeganiu, a także funkcjonowaniu rasizmu, jak również to, co prawdopodobnie pozostanie niezmienne. Interesujące staje się, w jaki sposób płaszczyzna prywatnych doświadczeń łączy się tu z rozważaniami o tym, kim jesteśmy z historycznym oraz społecznym bagażem doświadczeń swoich przodków, z którymi chcąc nie chcąc mamy zawsze kontakt. Jednakże najciekawsze jest to, w jaki sposób autorka opowiada o drogach i możliwościach uzyskania cennego dystansu wobec każdej formy uprzedzenia. I tu wrócić trzeba do szeroko rozpatrywanego pojęcia różnorodności. Bernardine Evaristo opowiada o tym, że dostrzegając i doceniając różnorodność, zawsze można ukształtować satysfakcjonujące życie. Wierzy się komuś, kto jednocześnie ma tak wiele pokory i czujnej empatii wobec przejawów tego życia. Jedna z bardziej inspirujących do działania i wiary w siebie książek, jakie przeczytałem w tym roku.

Brak komentarzy: