Tytuł powieści jednoznacznie wskazuje, z jakim okresem własnego życia rozliczy się w niej południowoafrykański laureat literackiej nagrody Nobla. Perypetie, myśli, emocje i rozterki Johna będą się tutaj ocierać o pretensjonalny banał, ale Coetzee dzięki temu silniej przemówi do wyobraźni czytelnika i pozwoli mu poznać samego siebie takim, jaki był w okresie dość gwałtownego przejścia z niezobowiązującej do niczego młodości do dorosłości nakazującej mu brać odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny i słowa.
Bohater postanawia wyjechać z rodzinnego RPA, aby na drugim końcu świata – w Londynie – na nowo budować własną tożsamość albo odkrywać w niej to, czego południowoafrykańskie warunki nie pozwoliły mu odkryć. Matematyk z wyboru, twórca z zamiłowania, zagubiony w gąszczu własnych myśli i przeżyć samotnik z góry zakłada, iż jego stanie obok głównego nurtu życia jest swoistą karmą, z jaką musi się pogodzić, aby potem tworzyć dla następnych pokoleń. Norwidowskie poczucie niezrozumienia przez współczesnych i nadzieja właściwego odebrania jego dzieł przez „późnego wnuka” czyni z Johna niepoprawnego idealistę i romantyka, który nie może dojść do porozumienia z samym sobą zarówno w ojczyźnie, jak i w dalekiej Anglii. Bohater jednak już na wstępie tłumaczy sobie taką, a nie inną drogę własnego życia: „Dawno już zostało postanowione, że będzie artystą. Jeśli chwilowo musi być zapoznany i śmieszny, to tylko dlatego, że artyście sądzone jest cierpieć z powodu zapoznania i śmieszności, póki nie objawi się w całej pełni swoich mocy, a wtedy szydercy i kpiarze umilkną”.
Ważnym wątkiem ściśle związanym z rozwojem bohatera są jego relacje z kobietami. Bardzo sugestywnie opisana jest ta najbardziej toksyczna więź, z własną rodzicielką. Obok niej pojawi się cała galeria mniej lub bardziej kuszących piękności, z którymi John nie będzie w stanie odnaleźć porozumienia. Trauma kontaktów z kobietami jest jednocześnie piętnem inicjacji, z jakim mierzy się bohater, dorastając w nieprzyjaznym mu kraju, żyjąc na smaganej deszczem i tak bardzo klimatycznie różnej od ojczyzny wyspie. John nijak nie jest w stanie stworzyć trwałej więzi z żadną kobietą. Co gorsza – wiele kontaktów z nimi na trwale negatywnie zapisze się w jego pamięci, jak choćby Sarah, która musi dokonać aborcji jego przyszłego potomka, czy Marianne, którą zdefloruje i porzuci zaraz następnego dnia. Kobiety stają w opozycji do jego toku myślenia o sobie i porządku świata. Ranią i odchodzą, ale chyba bardziej pozostają zranione i czują się oszukane.
Drugim istotnym wątkiem jest próba uwolnienia się od kajdan, jakie nakłada na bohatera jego własna ojczyzna. Kraj, od którego John chce się odseparować, jest jednocześnie jego blizną na sumieniu i bolesnym dowodem na to, iż od przynależności uciec nie sposób. Pisze zresztą o RPA w następujący sposób: „Południowa Afryka wisi mu na szyi jak albatros. Chciałby się od niej uwolnić - obojętne, jakim sposobem – żeby nareszcie zacząć oddychać”. Okaleczony obraz ojczyzny i niezgoda na panujący tam porządek prawno – społeczny nakazują mu za wszelką cenę identyfikować się z Londynem, mieszkańcami Wielkiej Brytanii, z nowym miastem, państwem i nową dla niego mentalnością. Nieudane próby identyfikacji wywołają w Johnie smutną konstatację, której zdradzić tutaj nie zamierzam, aby nie psuć przyjemności czytania książki.
Mimo swej bolesności i introwertycznej dokładności, „Młodość” czyta się – i smakuje – bardzo dobrze. Perypetie Johna toczą się w wyraziście zaprezentowanych realiach społeczno – politycznych. Będzie to opowieść o dojrzewaniu z amerykańsko – rosyjskim konfliktem rozbrojeniowym w tle, ze wspomnieniem zesłania Josifa Brodskiego, z ważnym dla nas – Polaków – zasygnalizowaniem wielkości poezji Zbigniewa Herberta. Nade wszystko zaś „Młodość” jest piękną i wzruszającą opowieścią o wyalienowaniu i próbach jego przezwyciężania.
Chociaż zakończenie pozostawia nas z czytelniczym niedosytem, książka sama w sobie ujmuje i w bardzo ciepły sposób przekonuje do siebie, ergo przywiązuje i staje się lekturą, o jakiej długo będzie się pamiętać.
Wydawnictwo Znak, 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz