2007-12-16

"Homo niewiadomo" Błażej Warkocki


Chociaż jako prosty magister nie powinienem krytykować naukowego dokonania mojego kolegi po fachu, muszę jednak w niniejszej recenzji wyrazić moje rozczarowanie książką Błażeja Warkockiego. Trudno mówić tutaj o książce w pełnym tego słowa znaczeniu, albowiem autor dość dobrze wypromował i sprzedał swoją pracę doktorską, posługując się niezwykle chwytliwym tytułem. Tytułem, który z pewnością zwróci na tę pozycję uwagę czytelnika, ale i tytułem, który podczas lektury może przynieść rozczarowanie, albowiem „Homo niewiadomo” jest dość hermetyczną rozprawą, która niesie w sobie z pewnością nowy i odkrywczy pogląd na kwestię tożsamości zwłaszcza we współczesnej literaturze polskiej, ale nie przysporzy autorowi sporego grona czytelników z prostej przyczyny – jest po prostu dobrze opakowanym, lecz trudnym do analizy dla średnio wyrobionego literacko odbiorcy traktatem, który opiera się przede wszystkim na solidnym fundamencie myśli naukowców, badaczy i krytyków literackich. Nieliczne akapity, które nie są wsparte filarem licznych przypisów do wypowiedzi innych, stają się po prostu tendencyjnymi nadinterpretacjami, które mnie osobiście nie przekonują.

Wróćmy jednak do tytułu. Autor wyjaśnia formułę, jaką się posłużył w sposób następujący: „Wybrałem formułę „homo niewiadomo” ze względu na jej rdzenną polskość, bliskość, czy wręcz ekwiwalentność wobec angielskiego „queer”, wyraźne punkty zaczepienia do procesu resygnifikacji, otwartość na to, co inne, a także płynne granice semantyczne”. Zabieg to trafiony i oryginalny, dlatego należą się autorowi słowa uznania. Już na wstępie dowiadujemy się, iż książka stawia sobie za zadanie reinterpretacje związane z pojęciem „odmienności” w literaturze i niekoniecznie są to zabiegi związane ze sferą erotyki czy seksualności. Metodą badawczą autora jest konstruowanie wspomnianego już pojęcia i ustalenie, na jakich zasadach funkcjonuje ono w literaturze. Przegląd dzieł literackich będzie jak najbardziej subiektywny i opierać się będzie na licznych aksjomatach, które w naukowej (ale także kawiarnianej) dyskusji mogą zostać żarliwie dyskutowane i prawdopodobnie też obalone.

Warkocki analizuje wczesną twórczość Grzegorza Musiała, Andrzeja Stasiuka i Izabeli Filipiak, próbując wcześniej ustalić użyteczność i sensowność tak zwanych „etykiet tożsamościowych”, o których przekonująco pisze: „Używanie tożsamościowych etykiet w opisie literatury ma funkcję przede wszystkim strategiczną. Ich używanie ma sens, ponieważ w ten sposób przeciwstawiamy się wizjom hegemonicznie nacjo-centrycznym”. Warto jeszcze zauważyć, iż Warkocki stawia sobie za zadanie ewolucyjne, a nie rewolucyjne podejście do tematu, wszak pisze: „Dążę do dekonstrukcji kategorii tożsamościowych, by odsłonić różnorakie uwarunkowania odmienności”.

Wstęp zapowiada się ciekawie, potem niestety nie jest już tak interesująco. Autor ustawicznie porusza się w bardzo niestabilnej materii, gra niedopowiedzeniami i odwraca stereotypy, dokonując tym samym awangardowego i nie do końca przekonującego interpretowania, zwłaszcza twórczości Stasiuka. Grzegorz Musiał i jego pisarstwo dość łatwo wpisują się w wykładnię twórczą Warkockiego. Ta część jego książki jest dość frapująca – mamy tu bowiem dekonstrukcję poetyki kampowej z tezami Susan Sontag w tle. Inaczej ma się już rzecz ze Stasiukiem. Autor skupia się na przedstawianiu przez pisarza opozycji męskości do kobiecości i dążenia do „homospołecznej” (nie mylić z homoseksualną!) akceptacji. Rozważania dotyczące głównie „Murów Hebronu” mają za zadanie uświadomić czytelnikowi, jak ogromny problem z definicją własnego jestestwa mają bohaterowie książek Stasiuka. Ich odmienność jest wyrazista i dyskusyjna jednocześnie. Warkocki decyduje się na dyskusje – głównie sam ze sobą.

Niejednoznaczna w swej wymowie twórczość Izabeli Filipiak wywołuje także niejednoznaczne konstatacje Warkockiego, który dostrzega głównie istotę wyjścia na zewnątrz z problemem własnej tożsamości przez autorkę. Pisze o tym, iż „Filipiak starała się najczęściej wyjść poza domenę prywatności i przedstawiać swój „comming – out” w perspektywie kulturowej i historycznej, nie bez cienia ironii”. W takiej też perspektywie ukazane są przesłania m. in. „Absolutnej amnezji” i „Księgi Em”.

Najciekawsze zagadnienie, a mianowicie kwestia seksualnego i tożsamościowego istnienia „odmieńców” w kanonie literatury polskiej i obcej XX wieku, stanowi jedynie zakończenie „Homo niewiadomo”. Wielka to szkoda, bo rozważania oparte na tej materii byłyby, jeśli nie rewolucyjne, to na pewno wyjątkowe we współczesnej teorii badań literackich.

Trudno „rozhermetyzować” hermetyczne dzieło Warkockiego w recenzji. Pewnie mi się to nie udało i pewnie zawikłałem bardziej odbiór tej rozprawy. Faktem jest jednak, iż „Homo niewiadomo” to książka, która najpierw mnie zaskoczyła, potem przez chwilę pobudziła do myślenia, natomiast w ostatecznym rozrachunku zwyczajnie zmęczyła.

Wydawnictwo Sic!, 2007

2 komentarze:

giera pisze...

w koncu jest to praca doktorska, a nie zbior felietonow.

Jarosław Czechowicz pisze...

Nie spodziewałem się przecież zbioru felietonów. Napisałem o książce w takim kontekście, w jakim może być odebrana przez czytelnika zwabionego tytułem, który co kilkanaście stron będzie zmuszony zaglądać do słownika języka polskiego bądź wyrazów obcych.