2008-01-09

"Numer zerowy" Paulina Grych

Debiutancka powieść Pauliny Grych przepadła w natłoku nowości wydawniczych i nie odbiła się echem, albowiem zarówno w kwestii formy, jak i treści nie niesie niczego odkrywczego ani twórczego. Tematyka społeczna i polityczna, mocno już wyeksploatowana. Styl chwilami siermiężny, zbyt prosty i zbyt oczywisty. Nade wszystko jednak opowieść schematyczna i dość przewidywalna fabuła, która wywołać może podczas lektury niejedno ziewnięcie.

Opowieść o zdradzonej żonie, mężu - pantoflarzu, o szaleńczej ekipie dziennikarzy nad wyraz naiwnie przystępujących do tworzenia tygodnika, którego przyszłość tak jak zapłata dla pasjonatów fachu wydaje się być od początku fikcją, toczy się w prowincjonalnym mieście, w lewym górnym rogu mapy pogody. Michał, poseł prawicowej partii o nacjonalistycznych inklinacjach i wiernym hołdowaniu patriotyzmowi oraz tradycji rodzinnej, zostaje w telewizyjnym programie zdemaskowany, albowiem cała Polska ma możliwość obejrzenia zdjęć, na jakich bohater wdzięcznie się tuli do kobiety, która bynajmniej nie jest jego żoną i matką trójki dzieci. Gdy zbiera siarczyste policzki od zapłakanej żony i gdy musi się ukrywać na łonie natury przed krwiożerczymi mediami pragnącymi nadać obyczajowemu skandalowi żywy tor rozwoju, nie zdaje sobie sprawy, iż wszystko jest misternie uknutą intrygą między dwiema kobietami…

Wizerunek posła Michała przypomina upodlonego i ośmieszonego na kartach powieści Dawida Bieńkowskiego i Marka Kochana współczesnego polskiego mężczyznę, który wypadł ze społecznej roli pana i władcy, samca i kochanka, stał się zaś skruszonym, zagubionym i podporządkowanym kobietom frustratem, jaki nie jest w stanie odbudować na nowo utraconego poczucia męskości. Wizerunek to więc literacko wtórny i mało przekonujący. Nie piszę o tym, widząc w powieści Grych przede wszystkim okrutnej intrygi zawiązanej przez front jajników. Piszę przede wszystkim jako czytelnik, którego odwrócenie ról małżeńskich i zburzenie tradycyjnego porządku mało interesuje, bo nie jestem zagorzałym zwolennikiem jakichkolwiek, a tym bardziej stereotypowych podziałów związanych z płciowością i nakazach obostrzających te podziały. Tego więc typu kobieca literatura wyzwolona, pokazująca zagubionym przedstawicielkom płci pięknej, iż powinny odejść od naczyń, pieluch i wiernego poddania wobec swego partnera jest dla mnie głosem nieświeżym i prezentuje spojrzenie nienowoczesne, choć wiem, że wiele współczesnych kobiet chętnie porzuciłoby kuchnię na rzecz salonu piękności, przestronnego gabinetu i jakiegoś kierowniczego stanowiska. Natalia, żona Michała, rzekomy głos nawołujący do wyjścia z domowych pieleszy tych, które nadal tkwią tam wbrew swej woli, jest postacią papierową i zupełnie nieprzekonującą.

Natalia ma dość. Natalia jest zła. Natalia ukarze swojego mężczyznę i udowodni, że siła kobiety ściśle koresponduje z jej chęcią zemsty, że kobieta ujawnia klasę, szyk i wielką moc działania tylko w sytuacji, w której musi się wobec czegoś zbuntować tak, jakby inaczej nie była w stanie manifestować swej wyjątkowości. Wściekła Natalia daje w myślach rady swojej małej córeczce: „Naucz się teraz, jak walczyć o swoje. Bij, kop, gryź, bo miłe i grzeczne dziewczynki przegrywają. Zostają w pułapce, z Kinder, Küche und Kirche, z pilotem w ręku, przerzucając kanały albo kartki czasopism o modzie i urodzie. A wieczorem rozkładają nogi, by odgonić stres, by poczuł się mężczyzną”. Ujawnienie romansu męża pozwoli jej zerwać z opisanym schematem życia, w który – o biedna i nieszczęśliwa – wtłoczona została przez Michała, zobowiązania małżeńskie, przez społeczny ład i kulturową skostniałą formę. To przez niego absolwentka polonistyki porzuciła karierę dziennikarską, przez niego rozstała się z literaturą, przez niego jest kuchenno – sypialnym robotem… i teraz to ona mu pokaże. Ano pokazuje. I daje do wiwatu. A Michał? Przeżyje metamorfozę. On ją przeżyje, nie ona. Ona tylko będzie się miotać i przez cały czas utwierdzać w przekonaniu, iż jest panią uknutej sytuacji. Sytuacji co najmniej absurdalnej i śmiesznej.

„Numer zerowy” jest bezpardonową i mało twórczą krytyką Partii Wiadomej, z jaką identyfikuje się Michał: „Michał był obrońcą. Nie miał miecza ani błyszczącej zbroi, ale walczył słowami. Polska. Naród. Tradycja. Odmienianymi przez wszystkie przypadki. Bóg. Honor. Ojczyzna. Wszędzie czaiło się niebezpieczeństwo, więc musiał chronić siebie i innych, nawet tych, którzy nie rozumieli zagrożenia”. W dość ograny i sztampowy sposób krytykowane jest także środowisko mediów i trudności zawodu dziennikarza. Nie wiem, czemu miało służyć połączenie afery obyczajowej ze światem polityki i mediów, bo jeśli wskazaniem wzajemnych zależności i udowodnieniem czegoś, co każdy Polak niejednokrotnie widział już w szklanym ekranie, to ponawiam moje pytanie – po co to wszystko?

Jedyne, co naprawdę ciekawi w powieści Pauliny Grych to pierwszy chyba we współczesnej literaturze tak trafny i tak autoironiczny obraz Szczecina, który staje się niemym świadkiem wielu bulwersujących zdarzeń. Ani humor nie jest wyszukany, ani język nie jest żywy, a autorka rozpędzona w swej fantazji twórczej próbuje w ostatnim rozdziale za wszelką cenę zamknąć namnożone wątki. Liczę na to, że „Schiza” – druga jej powieść, pozwoli przy lekturze pomyśleć o czymś, o czym nie myślano już za mnie wielokrotnie.

Wydawnictwo W.A.B., 2007

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Numer zerowy jest słabiutką wypociną literacką, potu autorki sporo, ale efekt dość koszmarny. Bardzo dydaktyczna książka, czuć pióro nauczyciela, nieznośne belfrostwo. Sporo powtórzeń, np. jakie to mądre są pieski. Bohaterki skonstruowane z dużą sympatią autorki-feministki, nawet kobieta uwodząca cudzego męża. Najgorsza z tego jest naiwna, wręcz dziecinna i sztuczna fabuła. Oto, stateczna i konserwatywna kobieta, żona posła prawicowego użycza go sąsiądce, i to bardzo atrakcyjnej, do inseminacji. Chyba za przyzwoleniem bezpłodnego męża tej atrakcyjnej. Nasza dzielna bohaterka, bez skazy, urodziła już 3 dzieci, kolejne jak w banku, bo nie stosuje antykoncepcji, i tak sobie ze współczucia do bezpłodnej sąsiadki, wypuszcza do na seks i swawole. Bzdura nieziemska. Postać posła też sztuczna, bo taki dupek, jakim go Paulina stworzyła, raczej umie się obejść bez seksu, wystarczy pornol lub płatna dziewka, a nie seks z sąsiadką. W całej Polsce, koło siebie musiały się akurat znaleźć też 2 działki rekreacyjne emerytowanego wojskowego - ojca naszego bohaterskiego zapładniacza i kasiastego Żyda medialnego, które najpierw ratuje posła w jeziorze, a potem płaci kilku pajacom, w tym żonie posła za twórczość dziennikarską.
Odniesienia do aktualności z dziennika telewizyjnego są nahalne i męczące. W wielu momentach, autorka pozbawia czytelników jakichkolwiek wątpliwości co do charakteru bohaterów czy innych treści - wszystko podkreślone grubą kreską dwa razy, wiele razy mruga też do czytelnikó

Anonimowy pisze...

Numer zerowy jest słabiutką wypociną literacką, potu autorki sporo, ale efekt dość koszmarny. Bardzo dydaktyczna książka, czuć pióro nauczyciela, nieznośne belfrostwo. Sporo powtórzeń, np. jakie to mądre są pieski. Bohaterki skonstruowane z dużą sympatią autorki-feministki, nawet kobieta uwodząca cudzego męża. Najgorsza z tego jest naiwna, wręcz dziecinna i sztuczna fabuła. Oto, stateczna i konserwatywna kobieta, żona posła prawicowego użycza go sąsiądce, i to bardzo atrakcyjnej, do inseminacji. Chyba za przyzwoleniem bezpłodnego męża tej atrakcyjnej. Nasza dzielna bohaterka, bez skazy, urodziła już 3 dzieci, kolejne jak w banku, bo nie stosuje antykoncepcji, i tak sobie ze współczucia do bezpłodnej sąsiadki, wypuszcza do na seks i swawole. Bzdura nieziemska. Postać posła też sztuczna, bo taki dupek, jakim go Paulina stworzyła, raczej umie się obejść bez seksu, wystarczy pornol lub płatna dziewka, a nie seks z sąsiadką. W całej Polsce, koło siebie musiały się akurat znaleźć też 2 działki rekreacyjne emerytowanego wojskowego - ojca naszego bohaterskiego zapładniacza i kasiastego Żyda medialnego, który najpierw ratuje posła w jeziorze, a potem płaci kilku pajacom, w tym żonie posła za twórczość dziennikarską.
Odniesienia do aktualności z dziennika telewizyjnego są nahalne i męczące. W wielu momentach, autorka pozbawia czytelników jakichkolwiek wątpliwości co do charakteru bohaterów czy innych treści - wszystko podkreślone grubą kreską dwa razy, wiele razy mruga też do czytelników oczkiem - "Baby", ach te baby - bohaterki naszej lektury, mądre, dobre, kochające, wybaczające, niekonsekwentne.
Naprawdę nie wiem dla kogo ta książka - może dla sfrustrowanych nauczycielek, licencjatek, oburzających się po "Klanie" na fałsz i obłudę świata, no i ten brutalny kapitalizm.