
Bart skonstruował książkę niebywale starannie i stworzył na poły oniryczny, na poły realistyczny obraz rzeczywistości, o jakiej różne źródła historyczne informują rozmaicie. Sam proces, który przecież nigdy nie miał miejsca, przedstawiony jest z kilku różnych perspektyw (widzimy go oczyma narratora – autora, żony Rumkowskiego i Marka, chłopca przygarniętego przez Chaima). Wielostronność obserwacji tego, co dzieje się na sali sądowej (umowność miejsca także nabiera tutaj dodatkowych znaczeń) idzie w parze z pocztówkowym wręcz kreśleniem obrazu Łodzi, po której autor oprowadza Dorę, poznaną podczas procesu. Nic w stworzonym przez autora świecie nie jest do końca tym, czym się wydaje. W migotliwej narracji najsilniej oddziałują jednak na wyobraźnię przywołane fakty, zwykle w jednoznacznie negatywnym świetle stawiające Rumkowskiego. Człowiek ten od początku do końca jest całkowicie bierny wobec zdarzeń, jakie mają miejsce obok niego. Siwy starzec w kilku jedynie momentach gwałtownie reaguje na słowa świadków - jakże to jednak dalekie jest od zdecydowania i bezkompromisowości, z jakimi kierował łódzkim gettem rzekomo dla dobra wszystkich w nim uwięzionych.
To, co niebywałe u Barta to umiejętność opowiadania o zdarzeniach drastycznych w taki sposób, by odebrać to opowiadanie jako subtelną grę intertekstualną, którą autor toczy z czytelnikiem na kartach swej powieści. „Fabryka muchołapek” jest z jednej strony niesamowicie duszna, z drugiej jednak emanuje z niej powiew świeżości łódzkiej ulicy i miejsc, w jakich autor bywa z Dorą i które opisuje z niesamowitym wyczuciem szczegółów oraz specyficznym ciepłem. Rozprawa toczy się w zamkniętej przestrzeni, do której dostać się niełatwo. Tło obyczajowe, historyczne i społeczne stanowić będzie zapis wędrówek po Łodzi, z daleka od mrocznej sali, w jakiej rozgrywa się dramat Rumkowskiego i ludzi, którzy decydują się o nim mówić.
„Gdy pisałem tę książkę, chodziły mi dreszcze po plecach. Chciałbym, żeby tego samego doświadczył czytelnik”. – to słowa autora, które padły w rozmowie z Piotrem Smoleńskim i zostały opublikowane w Gazecie Wyborczej. Myślę, że nie sposób czytać „Fabryki muchołapek” bez specyficznego dreszczu. Nie chodzi tylko o odkrywanie tajemnic funkcjonowania łódzkiego getta i czytanie przerażających czasem spowiedzi ludzi odpowiedzialnych za dramat Żydów z Litzmannstadt. Najbardziej poraża w tej powieści jej klimat klaustrofobicznego lęku połączony z żywiołowo i epicko wręcz nakreśloną Historią, która dotykała tak różnych od siebie ludzi, jak różne w swej wymowie są wzajemne oskarżenia i żale, jakie pojawiają się na kartach tej powieści.
Dodać należy, że jest to opowieść mocno osadzona w realiach drugiej wojny światowej, choć tak naprawdę kreowana jako urojenie autora, który cały czas ma wrażenie, jakby śnił na jawie. Jeśli można to określić snem, będzie to sen symboliczny i bardzo niejednoznaczny w swej wymowie. Sen wskrzeszenia tych, którym śmierć nie pozwoliła na to, by opowiedzieć o życiu. Bart – co zostało już zaznaczone - w przejmujący sposób pozwala zabrać głos ludziom, którzy nie wysłuchano lub słuchano kiedyś nieuważnie. Wielkie wyrazy uszanowania za książkę, która o Holokauście potrafi opowiadać w sposób tak delikatny, a jednocześnie tak bardzo wyrazisty.
Wydawnictwo W.A.B., 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz