Nie można odmówić Manueli Gretkowskiej pasji i zaangażowania w życie społeczne podczas ostatnich lat, ale nie można także powiedzieć o „Obywatelce”, że to książka dobra. Chociaż stanowi niezwykle dynamiczny i wnikliwy zapis pierwszych miesięcy tworzenia i funkcjonowania w Polsce Partii Kobiet, jest jednocześnie tekstem bardzo stronniczym, nadmiernie podporządkowanym emocjom i – co tu ukrywać – konstrukcyjnie niedopracowanym, chwilami mocno chaotycznym. Kolejna książka Gretkowskiej nie wpisze się w żaden sposób w dzieje polskiej literatury, ale jestem przekonany, iż zarazi wiele odbiorczyń (i odbiorców także) zapałem do pracy na rzecz Polski. Polski, która może niekoniecznie jest kobietą, ale Polski, która na pewno potrzebuje takich ciekawych inicjatyw jak Partia Kobiet. Ugrupowanie w chwili obecnej jest sporą niewiadomą, ale i każe mieć nadzieję na to, iż polska polityka przestanie być hermetycznym światem patriarchalnych mędrców w dobrze skrojonych garniturach, że zacznie być bliższa życiu, że aktywizować będzie ludzi do tej pory stroniących od polityki.
Wracam jednak do książki, bo to o niej chcę pisać. Pierwsze czterdzieści stron jest zapchane nijakimi zapiskami i podczas ich lektury zacząłem się zastanawiać, czy dobrnę do końca. Kiedy pojawia się pomysł, manifest Partii Kobiet i opisy pierwszych działań związanych z wcielaniem śmiałego planu w życie, pamiętnikarska opowieść Gretkowskiej nabiera rumieńców. Myślę, że te bardzo osobiste zapiski mają uwiarygodnić pisarkę w roli społecznej działaczki. Nic to, że jest dyletantką w sprawach, do jakich chce się zabrać. Nic to, że na początku trudno jej przekonać do swoich pomysłów innych. Założenia programowe Partii Kobiet wypływają z gorzkiego rozczarowania i ich siła polega na prawdzie skrytej między kolejnymi zarzutami dotyczącymi tego, jak w naszym kraju traktowane są kobiety. Dalsze strony „Obywatelki” będą traktować o kolejnych potknięciach na drodze realizacji celu partii, Gretkowska będzie opowiadać o dylematach osobistych oraz rozterkach wszystkich ludzi, którzy od początku wspierali jej zamierzenia mrówczą i charytatywną pracą. Choć pamiętnik traktuje o myślach, działaniach i poglądach mocno nacechowanych emocjonalnie, książka po pewnym czasie „stygnie” i ogranicza się jedynie do suchego komentowania zmian, jakie zachodzą w życiu samej Gretkowskiej, która medialnie dzieli się na pisarkę promującą dość kiepską książkę („Kobieta i mężczyźni”) oraz zaangażowaną społecznie działaczkę, próbującą ogarnąć całą machinę kreującą wizerunek nowego ugrupowania politycznego w Polsce.
Myślę, że problem Gretkowskiej polega na tym, że zbyt wiele chce, a zbyt powierzchownie analizuje swoje pragnienia i plany. „Obywatelka” grzmi w końcowych zdaniach patetycznymi ogólnikami, budującymi wypowiedź niejednego profesjonalnego polityka. Pisząc o klęsce (dziewczyny nie zdążyły, nie zorganizowały się jak należy, zbyt dużo czasu straciły na rozwiązywaniu małostkowych problemów, nie ogarnęły całości przedsięwzięcia, nie miały wsparcia finansowego i dostatecznego zainteresowania mediów), autorka podkreśla, iż działania jej oraz innych uświadomionych przez nią pań, miały głęboki sens i przyniosą w przyszłości zmianę w społecznym i politycznym traktowaniu polskich kobiet. Wydaje mi się, że do sukcesu Partii Kobiet w przyszłości konieczne są merytorycznie przemyślane i właściwie rozegrane działania marketingowe, a na pewno nie jest takim działaniem opublikowanie zapisków z gorących miesięcy, których grono odbiorców docelowych i tak jest z góry ustalone.
Życzę Partii Kobiet jak najlepiej. Życzę wszystkim jej zaangażowanym działaczkom docenienia przez społeczeństwo. Życzę mocnego, spójnego i mądrego programu i życzę umiejętności wdrażania w życie jego wytycznych. Życzyłbym sobie jednak, by kolejna książka Gretkowskiej (będzie taka na pewno, w końcu autorka nie ukrywa, że żyje z pisania) o charakterze publicystycznym miała przemyślaną kompozycję, mającą odnieść jakiś skutek. Rwana narracja „Obywatelki” nie pozwala jednoznacznie określić, po co i dla kogo ta książka została napisana. A oklejanie okładki awangardowym zdjęciem roznegliżowanych pań i obicie ją hasłem „Polska jest kobietą” nie skusi do lektury potencjalnie nowych i potrzebnych partyjnym kobietom czytelników.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
Wracam jednak do książki, bo to o niej chcę pisać. Pierwsze czterdzieści stron jest zapchane nijakimi zapiskami i podczas ich lektury zacząłem się zastanawiać, czy dobrnę do końca. Kiedy pojawia się pomysł, manifest Partii Kobiet i opisy pierwszych działań związanych z wcielaniem śmiałego planu w życie, pamiętnikarska opowieść Gretkowskiej nabiera rumieńców. Myślę, że te bardzo osobiste zapiski mają uwiarygodnić pisarkę w roli społecznej działaczki. Nic to, że jest dyletantką w sprawach, do jakich chce się zabrać. Nic to, że na początku trudno jej przekonać do swoich pomysłów innych. Założenia programowe Partii Kobiet wypływają z gorzkiego rozczarowania i ich siła polega na prawdzie skrytej między kolejnymi zarzutami dotyczącymi tego, jak w naszym kraju traktowane są kobiety. Dalsze strony „Obywatelki” będą traktować o kolejnych potknięciach na drodze realizacji celu partii, Gretkowska będzie opowiadać o dylematach osobistych oraz rozterkach wszystkich ludzi, którzy od początku wspierali jej zamierzenia mrówczą i charytatywną pracą. Choć pamiętnik traktuje o myślach, działaniach i poglądach mocno nacechowanych emocjonalnie, książka po pewnym czasie „stygnie” i ogranicza się jedynie do suchego komentowania zmian, jakie zachodzą w życiu samej Gretkowskiej, która medialnie dzieli się na pisarkę promującą dość kiepską książkę („Kobieta i mężczyźni”) oraz zaangażowaną społecznie działaczkę, próbującą ogarnąć całą machinę kreującą wizerunek nowego ugrupowania politycznego w Polsce.
Myślę, że problem Gretkowskiej polega na tym, że zbyt wiele chce, a zbyt powierzchownie analizuje swoje pragnienia i plany. „Obywatelka” grzmi w końcowych zdaniach patetycznymi ogólnikami, budującymi wypowiedź niejednego profesjonalnego polityka. Pisząc o klęsce (dziewczyny nie zdążyły, nie zorganizowały się jak należy, zbyt dużo czasu straciły na rozwiązywaniu małostkowych problemów, nie ogarnęły całości przedsięwzięcia, nie miały wsparcia finansowego i dostatecznego zainteresowania mediów), autorka podkreśla, iż działania jej oraz innych uświadomionych przez nią pań, miały głęboki sens i przyniosą w przyszłości zmianę w społecznym i politycznym traktowaniu polskich kobiet. Wydaje mi się, że do sukcesu Partii Kobiet w przyszłości konieczne są merytorycznie przemyślane i właściwie rozegrane działania marketingowe, a na pewno nie jest takim działaniem opublikowanie zapisków z gorących miesięcy, których grono odbiorców docelowych i tak jest z góry ustalone.
Życzę Partii Kobiet jak najlepiej. Życzę wszystkim jej zaangażowanym działaczkom docenienia przez społeczeństwo. Życzę mocnego, spójnego i mądrego programu i życzę umiejętności wdrażania w życie jego wytycznych. Życzyłbym sobie jednak, by kolejna książka Gretkowskiej (będzie taka na pewno, w końcu autorka nie ukrywa, że żyje z pisania) o charakterze publicystycznym miała przemyślaną kompozycję, mającą odnieść jakiś skutek. Rwana narracja „Obywatelki” nie pozwala jednoznacznie określić, po co i dla kogo ta książka została napisana. A oklejanie okładki awangardowym zdjęciem roznegliżowanych pań i obicie ją hasłem „Polska jest kobietą” nie skusi do lektury potencjalnie nowych i potrzebnych partyjnym kobietom czytelników.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
8 komentarzy:
Jej, smuci mnie, że tak mało komentarzy. Blogi krytyczno-literackie w Polsce to jakiś luksus chyba. Tak czy inaczej, chyba na Pana zaglosuję.
Pozdrawiam.
Popraw mnie Jarku, jeśli się mylę, ale czy z Gretkowska od czasu jakiegoś po prostu nie jedzie na swoim nazwisku (tak jak Chmielewska zresztą)?
Cyniku, nie wiem dlaczego komentarzy tak niewiele. Z tego co wiem, recenzje czyta sporo osób.
Zosiu, pewnie że jedzie, odtwórcze to jej pisanie i obawiam się, iż po prostu się wypaliła jako literatka i próbuje sił w innej dziedzinie. Niech działa, oby dla dobra Polski :-)
Jednak ciekawa jestem tej książki. Może kiedyś będę miała okazję przeczytać.
Myślę, że Partia Kobiet to nic więcej jak tylko forma, którą Gretkowska wykorzystuje do promowania swojej twórczości i własnej osoby. Tego rodzaju efemerydy polityczne zawsze nakazują daleko idącą podejrzliwość wobec intencji ich twórców. Pozdrawiam.
Aniu, może będzie to nagroda w następnym konkursie, więc przy odrobinie szczęścia... :-)
Panie Danielu, mam jednak wielką nadzieję na to, że Pan się myli. Jestem zbyt naiwny? Może, ale zawsze mnie budują jakiekolwiek pozytywne inicjatywy w kraju, o którym wciąż tak źle się mówi.
Cóż. SMS wysłałem, podoba mi się blog. Co zaś do samego Gretkowskiej - z nią zawsze miałem problem. Problem rozny - m.in. interpretacyjny czy historycznoliteracki. Bo na dobrą sprawę, nie wiadomo, do jakiej literatury przyporządkować jej twórczość - do feministycznej? Nie da rady. Do kobiecej? Do publicystyki? Z jednej strony ciekawy "Kabaret Metafizyczny", dla wielu też niezła "Polka" a i "Kobieta i mężczyźni" ma w sobie coś, co trzyma przy książce (może to prosty styl, pozbawiony tej fragmentaryczności Kabaretu, oraz zabawne fragmenty z objawiającym się Papieżem czy ze ścięciem męskiego totemu). I to jedna strona jej twórczosci - z drugiej zaś, wywiady, w których pogląd na kobiety jawi się jako jakaś podejrzana chimera narodowokatolicka poszerzony o piercing feministyczny. I ja w tym miejscu już wysiadam.
Partia Kobiet nie powstała ad hoc z kaprysu Gretkowskiej, lecz stanowi działające do dziś rozwinięcie kobiecego ruchu "Polska jest kobietą".
Dziękuję Manueli za to, że opublikowała ten dziennik, przybliżyła kulisy wyborczej przepychanki.
Chociaż Agnieszka Graff w "Rykoszetem (...)" skrytykowała PK, to zgadzam się z recenzentem - ten ruch wyłamał jakąś cegłę z muru, w który uderzają feministki oraz feminiści, czyli osoby walczące o godność kobiet. Tylko czy tego wyłomu nie zabetonowano? Chyba nie, w końcu kwoty na listach wyborczych to następny krok przychylny demokracji, w której aktywnie uczestniczą kobiety.
Prześlij komentarz