2009-04-04

"Afrykańska odyseja" Klaus Brinkbäumer

Myślę, że warto zacząć pisanie o reportażu Klausa Brinkbäumera od słów, którymi zaczyna się jego książka. „Są wyprawy, które zmieniają podróżnika w innego człowieka”. Chociaż kontekstowo odnosi się to do opisywanej w „Afrykańskiej odysei” podróży mieszkańca Czarnego Kontynentu w poszukiwaniu europejskiego raju, wyraża również odczucia samego autora. Brinkbäumer postanowił bowiem odbyć niezwykłą podróż w towarzystwie czarnoskórego uchodźcy Johna Ampana oraz zaufanego fotografa, by zrozumieć, co niesie ze sobą dramatyczna walka o pokonanie kolejnych kilometrów na drodze do Europy. Tej Europy, która dla współczesnego uciekiniera z Afryki jest edenem i przekleństwem jednocześnie. Niemiecki dziennikarz porusza się po trasie, którą przed laty John uciekał od biedy, upokorzenia i beznadziei. Wraz z nim poznamy pełną trudności drogę ku europejskiej wolności. Poznamy także oblicze Europy, którego powinniśmy się wstydzić. Brinkbäumer udowadnia, jak wiele dzieli oba kontynenty i jak trudno przekroczyć między nimi granice – zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym.

John Ampan po latach powraca do swej rodziny w Ghanie. Stamtąd przez Togo, Benin, Nigerię, Niger, Algierię i Maroko, prowadzić będzie swych europejskich przyjaciół, którzy pragną odtworzyć trasę ucieczki Johna sprzed lat i poznać zarówno codzienność takiej podróży, jak i Afrykę, która ujawnia różne oblicza i która w każdym z mijanych państw jest tym samym kontynentem paradoksów, konfliktów i bierności, jakie trudno jest sobie wyobrazić cywilizowanemu człowiekowi z Europy, gdzie tak wielu Afrykanów próbuje znaleźć swoje szczęście. Podróż Brinkbäumera staje się dla niego okazją do zmiany dotychczasowych poglądów na temat Afryki oraz możliwością przeżycia rozczarowań i smutku, jakie towarzyszą wszystkim czarnoskórym Odyseuszom XXI wieku.

Siostra zakonna Lea Eckermann, którą autor spotyka w podróży, o afrykańskich nadziejach związanych z Europą wypowiada się następująco: „Nie domyślamy się nawet, jak głęboka jest wiara w to, że w Europie pieniądze leżą na ulicy. Jaką siłę mają mity: smutek jest czarny, dobro jest białe”. Ta specyficzna mitologia dość szybko zostanie zburzona, albowiem opowieść Brinkbäumera udowodni, jak wiele smutku kryje się w europejskiej, białej codzienności i jak wiele dobra w czarnych sercach niszczą warunki życia, niespełnione nadzieje, aspiracje i zapatrzenie w miraż europejskiej wielkości.

Reporter wnikliwie analizuje zarówno powody, dla których czarnoskóra ludność Afryki pragnie znaleźć się na Starym Kontynencie, jak i te, które czynią z Europy wroga afrykańskiego uchodźcy. Brinkbäumer dostrzega nie tylko przepaść mentalną, kulturową i cywilizacyjną między dwoma kontynentami. Ubolewa nad faktem, że podnieść się Afryce jest bardzo trudno, ale tak samo trudno jest Europie się nad nią pochylić. „Afrykańska odyseja” niesie wiele smutnych konkluzji. Niesie jednocześnie nadzieję na zrozumienie, że inny kolor skóry, inne realia, inny sposób życia i wartościowania to jedynie symbole dwóch światów, które wzajemnie się siebie boją. Afryka nigdy nie będzie bliska Europie. „Jest jak sparaliżowana, bo leżała na ziemi skuta łańcuchami, gdy inni gotowali się do startu, aby rozpocząć bieg do nowoczesności”. Europa nigdy nie stanie się bliska Afryce, bo nie chce i nie może zrozumieć, jak wiele różnych i skomplikowanych powodów nie pozwala Czarnemu Kontynentowi choćby zbliżać się to tego, by zniwelować dystans do cywilizowanego świata. Tę wzajemną obcość widać w losach Johna Ampana i jemu podobnych. Dostając się wreszcie do wymarzonej Europy, nie mogą znieść, że życie tam tak bardzo różni się od tego, od którego uciekali. To taki paradoks powrotu i ponownego uciekania. Błędne koło braku akceptacji i trudności z poszanowaniem tego, co się ma, gdzie się przebywa i kim się jest.

Brinkbäumer porusza w swym reportażu szereg problemów międzykontynentalnych, które wciąż oddalają Afrykę od Europy. Udowadnia, iż afrykański pęd ku europejskim mitom nie ustanie, bo nie ma realnych możliwości na to, by we własnych, pełnych smutku i rozpaczy państwach czarnoskórzy zrozumieli, iż dobro wcale nie musi być białe. „Afrykańska odyseja nigdy się nie zatrzyma. Jeśli chcecie nas zatrzymać, zbudujcie mur pośrodku morza i zbudujcie go aż do nieba.” – te smutne słowa świadczą o tym, że wędrówek takich jak ta, w którą udał się niemiecki reporter nie zatrzyma nic, bo nic na razie nie jest w stanie zmienić nierówności między Europą a Afryką.

Ta książka pokazuje jednak, że mądrość i doświadczenie zdobyte w morderczej wędrówce ku lepszemu światu, pozwalają białemu, cywilizowanemu człowiekowi zrozumieć, jak skomplikowana sieć afrykańskich paradoksów nigdy nie pozwoli zbliżyć się do europejskiej stabilności. To jednocześnie reportaż o tym, że Europejczyk pomaga Afrykaninowi zrozumieć bliżej motywy własnego postępowania oraz o tym, iż Afrykanin może bardzo wiele nauczyć Europejczyka, gdy ten nie odwróci się od niego plecami tak, jak czynią to codziennie ci, którzy niszczą u kresu wędrówki czarne, proste marzenia o białym, lepszym świecie.

Dla polskiego czytelnika ważne będzie, iż niemiecki dziennikarz zabiera w swą podróż „Heban” i słowa Ryszarda Kapuścińskiego, które pomagają mu lepiej widzieć to, co tak trudno zauważyć, a tak łatwo pominąć, budując coraz to nowe mury między dwiema cywilizacjami, którym w gruncie rzeczy chodzi o to samo. O godność. Europa swą godność gloryfikuje, a Afryka nie może jej odnaleźć. Podróż, jaką odbędzie Brinkbäumer, jest podróżą smutną, mądrą, ale i odkrywczą. Warto się w nią udać i warto ją przemyśleć.

Wydawnictwo Czarne, 2009

Brak komentarzy: