2009-06-19

"Topiel" Junot Díaz

To trudna książka. Nie tylko dlatego, że trudno się ją czyta, ale przede wszystkim ze względu na fakt, iż dotyka bardzo trudnych problemów. „Topiel” jest literackim debiutem Junota Díaza i jednocześnie specyficznym rozliczeniem ze swą ojczyzną – Dominikaną. Osiem tekstów, budujących tę książkę, to osiem poruszających i smutnych opowieści o dorastaniu do życia, w którym na co dzień panuje mrok, przemoc i zło. To opowieści skomplikowane nie tylko dlatego, że zrywają z zasadą chronologii. Autor bowiem czasami skupia się na szczegółach, niekiedy opisuje drobne zdarzenia, rozwija akcję w zupełnie nieoczekiwanych kierunkach i powoduje, że lektura „Topieli” wymaga skupienia. Można by rzec, że to tylko nieco ponad 150 stron. To aż 150 stron, a gęstości tej prozy można zaznać już w pierwszym opowiadaniu.

Narratorem wszystkich tekstów jest Junior. Chłopiec przeżył wiele gorzkich rozczarowań w Dominikanie i okazuje się, że wyjazd do rzekomo wspaniałego kraju jakim są Stany Zjednoczone, niewiele zmienia. Junior wydaje się bowiem przechodzić drogę swego ojca, Ramóna. Drogę, na której marzenia konfrontowane są z rzeczywistością i która prowadzi w mroczne rejony, z jakich trudno się wydobyć. Jest to zatem symboliczna topiel, która pochłania i zabija. Junior jednak stara się opierać natłokowi przykrych zdarzeń i we własnym świecie wyobraźni buduje rzeczywistość wręcz malowniczą. To, co wydaje się na pozór walką o przetrwanie zarówno na ulicach Santo Domingo jak i Nowego Jorku, jest przede wszystkim niezwykłą podróżą w głąb wrażliwej i okaleczonej przez życie jednostki.

Nieprzypadkowo piszę o okaleczeniu, albowiem zarówno bohater, jak i członkowie jego rodziny oraz inni Dominikańczycy, którzy szukają szczęścia w Ameryce, są w jakiś sposób okaleczeni duchowo. Książkę Díaza rozpoczyna poruszająca opowieść o chłopcu, który ma zdeformowaną twarz. Israel ukrywa się pod maską, głęboko chowając urazy, jakich doświadcza. Myślę, że tak jak oszpecona jest twarz Izraela, równie mocno zniszczeni są wewnętrznie bohaterowie tej prozy. Israel łudzi się, że amerykańscy lekarze przeprowadzą operację, która zmieni jego wygląd. Z podobnymi nadziejami względem USA wyruszają dominikańscy emigranci, wśród których z czasem znajdzie się sam Junior.

Rodzina bohatera nakreślona jest bardzo barwnie. Papi to apodyktyczny mężczyzna, który sprawia wrażenie szorstkiego i nieczułego. Dowiemy się, dlaczego opuścił rodzinę, jak radził sobie w Stanach Zjednoczonych i dlaczego zdecydował się na sprowadzenie do Ameryki żony, od której uciekał w ramiona innej oraz dzieci, z którymi pozornie nie czuje bliskości. Mami Juniora to z kolei kobieta silna, ale i wyjątkowo sentymentalna. Dzielnie radziła sobie w Dominikanie i równie dzielnie daje sobie radę z trudami życia codziennego w Ameryce. Mami wybacza mężowi nieczułość i zdrady, w imię dobra rodziny przenosi się do USA i próbuje zbudować życie na nowo. W tym życiu będą musieli odnaleźć się Junior i jego brat Rafa, a Díaz za pomocą krótkich obrazków nakreśli, jak niewiele różni wymarzoną Amerykę od ubogiej, pełnej rozczarowań i przemocy Dominikany. Ważne jest także to, że opowiadania te rozgrywają się w obu krajach i że tło opisywanych zdarzeń zmienia się tak często. Należy jednak zadać sobie pytanie o to, co warunkuje życie Juniora i kim się staje, patrząc na Nowy Jork oczyma biednego dominikańskiego uchodźcy.

„Topiel” to książka o tym, jak język ojczysty autora walczy z językiem angielskim. Polski czytelnik otrzymuje naturalnie przekład książki, ale dość szybko dostrzeże, że część zwrotów i pojęć nie jest tłumaczona. To tak jakby dla niektórych słów było miejsce tylko w hiszpańskim zasięgu leksykalnym. Jest tak, że o pewnych sprawach nie sposób napisać inaczej niż po hiszpańsku. Díaz dokonuje rzeczy bardzo trudnej, pisząc o przeżyciach w dwóch językach. Nie sposób nie zauważyć, że mamy w tej prozie swoiste lingwistyczne starcia. To bowiem książka o doświadczaniu rzeczywistości na dwa różne sposoby i opisywaniu tej rzeczywistości dwoma językami.

Debiut Díaza to niełatwa dla czytelnika lektura, w której dostrzec można przede wszystkim niezwykłe umiejętności obserwacyjne autora i z której rodzi się obraz zagubionego w wielkim świecie Latynosa, dla którego jedyną możliwością ucieczki z topieli jest świadomość, że on sam jest odpowiedzialny za własne życie. „Topiel” nasycona jest symboliką, trudnymi do opanowania dygresjami i przede wszystkim fatalizmem. Mimo wszystko to proza dojrzała, niesamowita i pozostawiająca trwały ślad w duszy czytającego.

Wydawnictwo Znak, 2009

5 komentarzy:

padma pisze...

Świetna recenzja, bardzo spodobały mi się Twoje uwagi o okaleczeniu wszystkich bohaterów, nie zwróciłam na to uwagi. "Topiel" mnie zachwyciła, choć to faktycznie niełatwa lektura.

Jarosław Czechowicz pisze...

Tak jakoś o tym myślałem od samego początku. Zazdroszczę Ci czytania książek po angielsku. Ja jestem zmuszony zdać się na tłumaczy. A tłumacz "Topieli" sprawił się wybornie!

belcantto pisze...

Ta książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Lektura rzeczywiście wymagająca skupienia, ale zdecydowanie warta tego!

Anonimowy pisze...

Opowiadania są faktycznie świetne, ale co do tłumaczenia mam wątpliwości. Mam wrażenie, że tłumacz nie zna hiszpańskiego i pojedyncze słowa tłumaczył biorąc pierwsze lepsze określenie ze słownika. Bo np. o co chodzi z bezami na str. 104: "Wszyscy są na ulicy, a merengue (wg tłumacza bezy) spadają z okien jak telewizory". Na str. 133 mamy "dziesięć cuidado", które kiepsko pasują do kontekstu, podobnie rzecz ma się z "desgreciado" na str. 141.

Dagmara Fafińska pisze...

Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.