2009-07-28

"Miłość morderców" Dariusz Żukowski

Zaskakująca książka. Dziwna. Wywołująca ambiwalentne uczucia i każąca wciąż od nowa być raz daleko, raz blisko opisywanych zdarzeń. Debiutancki zbiór opowiadań Dariusza Żukowskiego przypomina mi prozę Szymona Bogacza. Dlaczego? Mam nieodparte uczucie (obym się mylił), iż autorzy „Miłości morderców” i niedawno wydanego „Koła kwintowego” to nazwiska jednego tytułu. Nie można chyba powtórzyć tego, czego dokonał Żukowski w swoich tekstach. Są unikalne i niepowtarzalne. Przygnębiające, ale jednocześnie finezyjne, subtelne, niezwykle plastyczne. Chociaż opowiadania są od siebie bardzo różne i choć przenoszą co chwila w inny czas, miejsce, w inną sferę doznań i przeżyć, widać w nich dbałość o czytelnika, bo czytelnik – co słusznie zauważył Paweł Huelle na okładce książki - lubi tonąć w tekście, w którym nie ogarnia wszystkiego. Literatura prezentowana przez Żukowskiego to sztuka, w której można się zatopić. Sztuka, w której czuje się jednocześnie, iż jest się świadkiem i uczestnikiem zdarzeń. Chwilami mglista, nasycona symboliką, kusząca niedopowiedzeniami i przede wszystkim napisana świetnym stylem proza. Ale do rzeczy.

„Spośród miliona decyzji, które podjąłeś, i miliona, które mogłeś podjąć, opisujesz w końcu pięć albo sześć”. Te słowa wypowiada dziadek jednego z bohaterów Żukowskiego i one właśnie doskonale obrazują to, co dzieje się na kartach „Miłości morderców”. To dokładnie sześć dojrzałych decyzji o tym, że należy pisać i że w tym pisarstwie można być wyjątkowym. W sześciu tekstach poznamy bardzo różnych od siebie ludzi – umierającego aktora, twórcę gier komputerowych, turystę na motocyklu czy też żydowskiego rzeźbiarza-outsidera. Każdy z tych sześciu mężczyzn kryje w sobie tajemnice, do których tylko częściowo się zbliżamy i każdy z nich cierpi, pozwalając nam poznać tylko fragment tego cierpienia. W moim odczuciu najbardziej przejmującym tekstem jest „Gasnąc”. To dramatyczny, a jednocześnie poetycki opis starości i zniedołężnienia, które zmuszają do wspomnień i ich konfrontacji z bolesną rzeczywistością. Benjamin z „Gasnąc” musi odegrać ostatnią rolę swego życia, musi godnie umrzeć. Wydaje się, że inni bohaterowie także mają do wykonania pewne ważne, znaczące dla nich zadanie. Hilt Deumeland z opowiadania tytułowego podejmuje się morderczej misji na pustyni. Isza z „Koczowników” mści się za przyjaciela, by na zawsze zmienić tym swoje życie. Robert z „Duplikatów” chce za wszelką cenę wyjechać z miasta, zaś Devair z „Blasku” przed śmiercią próbuje wyjaśnić fenomen pewnego radioaktywnego urządzenia, które zabija, ale przynosi także swego rodzaju zbawienie. Zadaniem zaś Alego ze „Ślepców” jest pomoc europejskiemu podróżnikowi; Obcemu, który w orientalnym świecie, jakiego nie rozumie, może doprowadzić do tragedii. Bohaterowie postawieni są przed próbami i skonfrontowani z sytuacjami, jakie na zawsze odmienią ich życie. Poznajemy ich wtedy, kiedy tak naprawdę nie chcą dać się poznać. Poznajemy i… pozostajemy z zagadkami związanymi z tym, jak wcześniej żyli. Proza Żukowskiego to bowiem proza enigmatyczna i wszystko, co najistotniejsze jest w niej sprytnie ukryte. Pewne natomiast jest to, iż jego bohaterowie cierpią, zmagają się z samotnością, alienacją, duchową pustką, z zagubieniem.

Myślę, że ważna jest symbolika pustyni, która pojawia się w pierwszym opowiadaniu i pozostała ze mną w następnych, tak przecież różnych od siebie. Mężczyźni Żukowskiego żyją w pustynnej przestrzeni. Pozbawieni tego, co kiedyś dawało im siłę i sens życia, nieporadnie próbują oszukiwać samych siebie. Świat wokół nich to nicość. Jedyne, z czym muszą się mierzyć to własne jestestwo i o tym także jest ta książka. Przygnębiające jest to, że dla bohaterów Żukowskiego właściwie nie ma ratunku, bo podążają w otchłań, z której trudno się wydobyć. Bez względu na to, w jakim są wieku, jakie mają wykształcenie, w jakich czasach przyszło im żyć i czego doświadczać.

Widać wyraźnie, że to sześć opowiadań o różnego rodzaju męskości, ale frapujące wydają się w opowiadaniach Żukowskiego także postacie kobiet. Są źródłem cierpienia (śmierć ukochanej Hilta), poniżają (kobiety w „Duplikatach”), ośmieszają („Koczownicy”), ukrywają odrazę i lęk (córka Benjamina z „Gasnąc”). Kobieta, która okazuje troskliwość i czułość to jedynie stara Dżamal, tuląca okaleczonego chłopca w „Ślepcach”. Intrygujące? Myślę, że to jedna z wielu osobliwości tych opowiadań. Każde z nich jest zamknięte i jednocześnie otwarte. Początek i koniec opowiadanych historii zaciera się tak, jak zacierają się szczegóły, którymi autor początkowo obudowuje swoje teksty.

I w tej znaczeniowej mgle czułem się bardzo dobrze, bo byłem jednocześnie blisko i daleko tego wszystkiego, co opisuje Żukowski. Obym jeszcze kiedyś miał okazję go czytać.

Wydawnictwo Znak, 2009

3 komentarze:

marcin pisze...

"czytelnik [...] lubi tonąć w tekście, w którym nie ogarnia wszystkiego"

ja akurat zdecydowanie tego nie lubię.

takie pisanie może świadczyć o brakach warsztatowych autora, o niewystarczającej komunikatywności tekstu, o tym, że autor nie potrafi napisać tekstu w sposób możliwy do ogarnięcia przez czytelnika...

Jarosław Czechowicz pisze...

Szalenie jestem ciekaw Twojej prozy. Zastanawiam się nad tym, jak Ty nazywasz rzeczywistość, emocje i wszystko to, czego nie da się nazwać ani opisać wprost. I jak pozwalasz czytelnikowi ogarnąć wszystko. Przerzucę jeszcze kilka nowości i chyba się wezmę za "Poza prawdą i kłamstwem" :-)

marcin pisze...

wcale nie twierdzę, że potrafię to lepiej niż np. Żukowski, którego nie czytałem :]

ale stwierdzenie, że to dobrze, gdy autor topi swojego czytelnika w zupie swojej niemożliwej do ogarnięcia twórczości, nie kojarzy mi się z czymś pozytywnym.