Doprawdy szkoda słów, by pisać o tej publikacji. Najpierw podejrzałem, jak wiele już o niej napisano, następnie chwilę przyglądałem się okładce i rozważałem, czy dowiem się czegokolwiek więcej niż to, co przeczuwałem bez lektury. Potem przyszło mi na myśl, że jednak przeczytam z przekory i sprawdzę, czy promowany przez Ha!art gatunek political fiction zainicjowany przed trzema laty niesmacznym agresywnym tryptykiem „New Romantic” Michała Zygmunta (rzecz była o atakach na polskich kandydatów na prezydenta, o polskiej polityce, mentalności i obłudzie) to jednak tylko chwytliwe hasło marketingowe, które nie zawiera w sobie żadnej treści. O ile Zbigniew Masternak, autor skądinąd ciekawych publikacji odradzających w polskiej literaturze tak zwany nurt chłopski, stworzył opowieść nie tak krzykliwą i buntowniczą jak Michał Zygmunt, „Jezus na prezydenta” to także książka śmieszna, prosta i szydząca z czytelnika brakiem jakiegokolwiek pomysłu.
Bo co to za pomysł? Pewnego dnia na dworcu Warszawa Centralna dwaj policjanci zatrzymują żebrającego oszołoma, który nazywa się Jezusem Chrystusem. Okazuje się, że nie taki z niego oszołom, a prawdziwy Mesjasz. Jest dobry, cierpliwy, potrafi wybaczyć, przepowiada przyszłość i dekonspiruje przeszłość innych, a przede wszystkim odwołuje się do archaicznych argumentów, jakich używał biblijny Chrystus, by pokazać kondycję człowieka oraz mówić o czekającym go zbawieniu. Jezus Masternaka także dąży do tego, by zbawić nadwiślański naród. Okazuje się jednak, iż motywy jego postępowania są dość prozaiczne. Wygrana wyborów prezydenckich w Polsce ma być odpowiedzią na diabelskie podszepty i jest wynikiem zakładu z Szatanem, a Chrystus chce udowodnić, że Polacy naprawdę go kochają i dadzą temu dowód.
Oryginalne? Nie bardzo. Intrygujące? Bynajmniej? Śmieszne? Mało. Ironiczne? Za tępe ostrze tej ironii. Zbigniew Masternak buduje swą opowiastkę z krótkich scen, w których najważniejsza jest akcja i to chyba dzięki jej szybkim zwrotom czyta się tę bzdurę tak szybko. Jezus Chrystus w swej kolejnej po dwóch tysiącleciach misji musi się zmierzyć z tym samym, co w Ewangelii i pozostaje naturalnie tak samo czysty i nieskalany. Odrzuca zaloty kobiet, nie kuszą go jędrne piersi, na agresję odpowiada spokojem, jest jednocześnie postacią bardzo ponurą i naiwną, albowiem pozwala na to, by za jego kampanię prezydencką odpowiadał pewien warszawski gangster. Co z tego wszystkiego wyniknie, dość łatwo przewidzieć. U Masternaka odpowiedniki ważnych w ewangelicznym żywocie Chrystusa osób oraz istotnych zdarzeń, jakich doświadczał są bardzo czytelne i nakreślone zbyt grubą kreską. Będzie oczywiście dużo dynamiki i brutalnych zdarzeń. Nie tylko Jezus na kartach tej książki może zostać ukrzyżowany… A Polska nie okaże się jednak narodem wybranym, bo dobro zniszczy małość i złośliwość.
Zlepek absurdalnych sytuacji i dialogów ma stanowić swego rodzaju scenariusz filmowy. Poza podciągnięciem tej fabułki pod pojęcie political fiction, otrzymujemy jednocześnie czytelne podkreślenie, że to nowela filmowa i że naturalnie nie ma niczego wspólnego z aktualną sytuacją na polskiej scenie politycznej. Po co tępić umysły czytelników i kpić z ich inteligencji, sprzedając konkursowy utworek napisany przed laty w chwili zamroczenia pod etykietą jakiegokolwiek gatunku? Dlaczego tekst o wątpliwych walorach literackich publikowany jest akurat przed wyborami prezydenckimi? Czyżby rzekomo chwytliwe hasło z tytułu to za mało i wydawca ma świadomość, że rzecz wypuszczona na rynek w innym czasie, zwyczajnie zaczęłaby wracać z księgarń jako zwrot?
Nie będę jak Chrystus. Nie nadstawię drugiego policzka, kiedy ktoś uderzy mnie w twarz. Nie będę milczał, gdy szydzą ze mnie, podsyłając mi taki tekst do zrecenzowania. „Jezus na prezydenta” to nic innego jak chwyt marketingowy, a w dobie wszechobecnej manipulacji wszyscy mamy czegoś takiego serdecznie dosyć.
Korporacja Ha!art, 2010
KUP KSIĄŻKĘ
Bo co to za pomysł? Pewnego dnia na dworcu Warszawa Centralna dwaj policjanci zatrzymują żebrającego oszołoma, który nazywa się Jezusem Chrystusem. Okazuje się, że nie taki z niego oszołom, a prawdziwy Mesjasz. Jest dobry, cierpliwy, potrafi wybaczyć, przepowiada przyszłość i dekonspiruje przeszłość innych, a przede wszystkim odwołuje się do archaicznych argumentów, jakich używał biblijny Chrystus, by pokazać kondycję człowieka oraz mówić o czekającym go zbawieniu. Jezus Masternaka także dąży do tego, by zbawić nadwiślański naród. Okazuje się jednak, iż motywy jego postępowania są dość prozaiczne. Wygrana wyborów prezydenckich w Polsce ma być odpowiedzią na diabelskie podszepty i jest wynikiem zakładu z Szatanem, a Chrystus chce udowodnić, że Polacy naprawdę go kochają i dadzą temu dowód.
Oryginalne? Nie bardzo. Intrygujące? Bynajmniej? Śmieszne? Mało. Ironiczne? Za tępe ostrze tej ironii. Zbigniew Masternak buduje swą opowiastkę z krótkich scen, w których najważniejsza jest akcja i to chyba dzięki jej szybkim zwrotom czyta się tę bzdurę tak szybko. Jezus Chrystus w swej kolejnej po dwóch tysiącleciach misji musi się zmierzyć z tym samym, co w Ewangelii i pozostaje naturalnie tak samo czysty i nieskalany. Odrzuca zaloty kobiet, nie kuszą go jędrne piersi, na agresję odpowiada spokojem, jest jednocześnie postacią bardzo ponurą i naiwną, albowiem pozwala na to, by za jego kampanię prezydencką odpowiadał pewien warszawski gangster. Co z tego wszystkiego wyniknie, dość łatwo przewidzieć. U Masternaka odpowiedniki ważnych w ewangelicznym żywocie Chrystusa osób oraz istotnych zdarzeń, jakich doświadczał są bardzo czytelne i nakreślone zbyt grubą kreską. Będzie oczywiście dużo dynamiki i brutalnych zdarzeń. Nie tylko Jezus na kartach tej książki może zostać ukrzyżowany… A Polska nie okaże się jednak narodem wybranym, bo dobro zniszczy małość i złośliwość.
Zlepek absurdalnych sytuacji i dialogów ma stanowić swego rodzaju scenariusz filmowy. Poza podciągnięciem tej fabułki pod pojęcie political fiction, otrzymujemy jednocześnie czytelne podkreślenie, że to nowela filmowa i że naturalnie nie ma niczego wspólnego z aktualną sytuacją na polskiej scenie politycznej. Po co tępić umysły czytelników i kpić z ich inteligencji, sprzedając konkursowy utworek napisany przed laty w chwili zamroczenia pod etykietą jakiegokolwiek gatunku? Dlaczego tekst o wątpliwych walorach literackich publikowany jest akurat przed wyborami prezydenckimi? Czyżby rzekomo chwytliwe hasło z tytułu to za mało i wydawca ma świadomość, że rzecz wypuszczona na rynek w innym czasie, zwyczajnie zaczęłaby wracać z księgarń jako zwrot?
Nie będę jak Chrystus. Nie nadstawię drugiego policzka, kiedy ktoś uderzy mnie w twarz. Nie będę milczał, gdy szydzą ze mnie, podsyłając mi taki tekst do zrecenzowania. „Jezus na prezydenta” to nic innego jak chwyt marketingowy, a w dobie wszechobecnej manipulacji wszyscy mamy czegoś takiego serdecznie dosyć.
Korporacja Ha!art, 2010
10 komentarzy:
Widzę, że nie tylko ja zatęskniłam za chłodem i prostotą;)
Mimo wszystko przeczytam, tym bardziej, że nie darzę szczególną atencją "skądinąd ciekawych publikacji odradzających w polskiej literaturze tak zwany nurt chłopski" :D Zobaczę co pan Zbigniew pokazał na innym polu.
ha!art coraz to bardziej mnie zasmuca wydawniczymi propozycjami ... poziom trzyma chyba tylko linia krytyczna i seria liberatury ...
ja polecam moją strone - www.recenzje-ksiazek.cba.pl
zapraszam do czytania i zachecam do pisania recenzji :)
czesc,
jak dla mnie ksiazka-bomba, juz sam tytul zasluguje na nagrode. nio.
uwazam recenzje za jadowita, mysle, ze az tak daleko idaca i niekonstruktywna krytyka z ta krytyka, o ktorej myslimy nie ma nic wspolnego. jadowity tekst to po prostu zazdrosc i tyle. moze niech pan jadowity krytyk zajmie sie czym innym. sorry, mialo byc o ksiazce a tu tylko bzdety, no i wlasnie tak przycmiewa sie fajne pisarstwo. pozdrowienia dla p. Masternaka, chapeau bas!!!!!
doprawdy szkoda słów--tak zaczyna recenzje zawodowy krytyk, to ja n-i-z-a-w-o-d-o-w-o powiem, szkoda słow na czytanie tej recenzji.
ksiazka super
Literatura na poziomie przedmaturalnym. Choć to i może na wyrost. Grafomania czystej krwi. Kreatywność zerowa. Wartość literacka, żadna.Recenzja bardzo delikatna.
Podobno mają zrobić z tego film. Dopiero byłaby heca!
tutaj to sami znawcy się wypowiadają
To nowela filmowa - zaginiony gatunek. Dlatego wygląda jak wygląda
Prześlij komentarz