Opowieść Germana Sadułajewa to bardzo osobisty dziennik przeżyć wewnętrznych, który ma charakter lamentacyjny. Trudno nie odnieść wrażenia, że narrator rozprawia się tylko sam ze sobą, ze swoimi wspomnieniami, z dramatycznymi wyborami, jakich dokonywał i z poczuciem własnej tożsamości narodowej, chociaż stara się udowodnić, że jest inaczej. To książka o tym, jak trudno jest być Czeczenem, z jakimi wyborami się to wiąże („Nam pozostaje jedno – zwyciężyć albo umrzeć”) i o tym, w jaki sposób po wojnie czeczeńskiej można żyć wśród Rosjan. Tych Rosjan, którzy do niedawna byli z Czeczenami wspólnotą, by nakreślić kulami armatnimi i gąsienicami czołgów granice podziału, z jakim trudno się mierzyć. Sadułajew umieszcza swe rozważania w perspektywie historycznej, nawiązuje do kaukaskiej kultury i świata natury, pięknie pisze o własnej matce i brutalnie ukazuje paradoksy, z jakimi musi się mierzyć po przeżyciu piekła przełomu 1994 i 1995 roku, po którym nic już nie będzie takie samo. To zasadnicze walory tej publikacji. Książki jednak tak nieznośnie sentymentalnej i tak przepełnionej patosem oraz ckliwością, że chwilami po prostu nie sposób czytać jej dalej.
Reportaż z czeczeńskiego pola bitwy, z Groznego, bardzo ciekawie przedstawił już Zahar Prilepin, którego bohater, rosyjski młody specnazowiec uczestniczy w walkach na ulicach stolicy Czeczenii. To, co stanowi tło wydarzeń w „Patologiach”, u Sadułajewa znajdziemy w finale. Autor jakby starał się zatrzeć liryczny rys swojej prozy i wszystko to, co może tak w niej drażnić, ale nie do końca mu się to udaje. Bohater „Jestem Czeczenem” musi walczyć, zabijać, na ulicach Groznego być dla swych rodaków śmiertelnym wrogiem. Nic nie zatrze potem tych wspomnień i nie pozwoli mu na spokój. I finał jego opowieści jest w gruncie rzeczy najbardziej czytelny, albowiem wcześniejsze refleksje ocierają się o pretensjonalność.
Przykłady? Symbolika jaskółki, ptaka powracającego, ptaka wolnego i otoczonego szacunkiem. Niezwykłego ptaka. Co autor robi z tą symboliką? Ano to: „Sam jestem jaskółką. Nie witeziem rosyjskich sił federalnych, nie świętym mudżahedinem, tylko jaskółką, której nie udało się wrócić pod dach rodzinnego domu”. Proces tworzenia dla płochej jaskółki postrzegany jest następująco: „Gdy dopiszę tę powieść do końca, też będę mógł spokojnie umrzeć”. W międzyczasie, łącząc mitologię kaukaską i opisując zwyczaje panujące wśród Czeczenów, powraca na łono swej ojczyzny i stara się brak głęboki oddech, by wciąż o niej pisać. Cierpień, jakich doznaje autor tej książki nie sposób wykpić, bo to problemy poważne i bolesne. Trudno jednak przejść obojętnie wobec sposobu, w jaki pisze się o tych problemach. A Sadułajew czyni z siebie czeczeńskiego Mesjasza, Prometeusza, proroka i wizjonera w jednym. Po co, skoro o tym wszystkim, co chce wyrazić, można byłoby napisać w sposób bardziej stonowany?
„Jestem Czeczenem” to zatem książka wywołująca ambiwalentne odczucia. „Nikt nie będzie jej czytał, nikt nie zdoła jej zrozumieć. (…) Nikomu nie jest potrzebna taka książka, nie pasuje do niczyjej propagandy”. Nie mogę nie przyznać racji autorowi, iż tak naprawdę trudno go zrozumieć, pisze bowiem tylko i wyłącznie dla siebie i o sobie samym. Nie można jednak powiedzieć, iż nie jest to książka potrzebna. Czeczenia potrzebuje, by o niej mówić. Mimo wszystko bezstronnie. Bo przecież kłamstwem jest pisanie, iż opowieść nie ma propagandowego charakteru, skoro co rusz znajduje się w kompozycji jakieś antyrosyjskie elementy.
I może dramat bycia Czeczenem polega na tym, że trudno tak naprawdę samego siebie wyrazić. Trudno żyć, kiedy przyjaciel staje się wrogiem, potem wróg przyjacielem, kiedy nie można płakać, pozwolić sobie na słabości, ujawnić swego cierpienia. Może z tak skomplikowanej sytuacji wynika proza taka jak opowieść Sadułajewa. I choć to książka o naprawdę sporych walorach poznawczych, poruszająca problematykę dużo bardziej złożoną niż to, co wskazałem w omówieniu, „Jestem Czeczenem” jest bardziej konfesyjną prozą neurotyka niż świadectwem dramatu człowieka, który żyjąc duchowo Czeczenią, na co dzień funkcjonuje w rosyjskich realiach. Taka jaskółka, której podcięto skrzydła.
Wydawnictwo Czarne, 2011
KUP KSIĄŻKĘ
Reportaż z czeczeńskiego pola bitwy, z Groznego, bardzo ciekawie przedstawił już Zahar Prilepin, którego bohater, rosyjski młody specnazowiec uczestniczy w walkach na ulicach stolicy Czeczenii. To, co stanowi tło wydarzeń w „Patologiach”, u Sadułajewa znajdziemy w finale. Autor jakby starał się zatrzeć liryczny rys swojej prozy i wszystko to, co może tak w niej drażnić, ale nie do końca mu się to udaje. Bohater „Jestem Czeczenem” musi walczyć, zabijać, na ulicach Groznego być dla swych rodaków śmiertelnym wrogiem. Nic nie zatrze potem tych wspomnień i nie pozwoli mu na spokój. I finał jego opowieści jest w gruncie rzeczy najbardziej czytelny, albowiem wcześniejsze refleksje ocierają się o pretensjonalność.
Przykłady? Symbolika jaskółki, ptaka powracającego, ptaka wolnego i otoczonego szacunkiem. Niezwykłego ptaka. Co autor robi z tą symboliką? Ano to: „Sam jestem jaskółką. Nie witeziem rosyjskich sił federalnych, nie świętym mudżahedinem, tylko jaskółką, której nie udało się wrócić pod dach rodzinnego domu”. Proces tworzenia dla płochej jaskółki postrzegany jest następująco: „Gdy dopiszę tę powieść do końca, też będę mógł spokojnie umrzeć”. W międzyczasie, łącząc mitologię kaukaską i opisując zwyczaje panujące wśród Czeczenów, powraca na łono swej ojczyzny i stara się brak głęboki oddech, by wciąż o niej pisać. Cierpień, jakich doznaje autor tej książki nie sposób wykpić, bo to problemy poważne i bolesne. Trudno jednak przejść obojętnie wobec sposobu, w jaki pisze się o tych problemach. A Sadułajew czyni z siebie czeczeńskiego Mesjasza, Prometeusza, proroka i wizjonera w jednym. Po co, skoro o tym wszystkim, co chce wyrazić, można byłoby napisać w sposób bardziej stonowany?
„Jestem Czeczenem” to zatem książka wywołująca ambiwalentne odczucia. „Nikt nie będzie jej czytał, nikt nie zdoła jej zrozumieć. (…) Nikomu nie jest potrzebna taka książka, nie pasuje do niczyjej propagandy”. Nie mogę nie przyznać racji autorowi, iż tak naprawdę trudno go zrozumieć, pisze bowiem tylko i wyłącznie dla siebie i o sobie samym. Nie można jednak powiedzieć, iż nie jest to książka potrzebna. Czeczenia potrzebuje, by o niej mówić. Mimo wszystko bezstronnie. Bo przecież kłamstwem jest pisanie, iż opowieść nie ma propagandowego charakteru, skoro co rusz znajduje się w kompozycji jakieś antyrosyjskie elementy.
I może dramat bycia Czeczenem polega na tym, że trudno tak naprawdę samego siebie wyrazić. Trudno żyć, kiedy przyjaciel staje się wrogiem, potem wróg przyjacielem, kiedy nie można płakać, pozwolić sobie na słabości, ujawnić swego cierpienia. Może z tak skomplikowanej sytuacji wynika proza taka jak opowieść Sadułajewa. I choć to książka o naprawdę sporych walorach poznawczych, poruszająca problematykę dużo bardziej złożoną niż to, co wskazałem w omówieniu, „Jestem Czeczenem” jest bardziej konfesyjną prozą neurotyka niż świadectwem dramatu człowieka, który żyjąc duchowo Czeczenią, na co dzień funkcjonuje w rosyjskich realiach. Taka jaskółka, której podcięto skrzydła.
Wydawnictwo Czarne, 2011
KUP KSIĄŻKĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz