2011-08-30

"Bomba w windzie" Łukasz Gołębiewski

Kolejna powieść Łukasza Gołębiewskiego nie wychodzi poza spektrum tematyczne jego dotychczasowej twórczości. Nihil novi – chciałoby się rzec z przekorą i nawrzucać trochę autorowi, że ciągle o tym samym, ciągle w tej samej konwencji, wciąż podobnie i przewidywalnie. Chociaż „Bomba w windzie” stara się być nieprzewidywalna i zaskakujący zwrot akcji ma tę nieprzewidywalność podkreślić, ta dość niepozorna książka nie jest niczym odkrywczym i nie można się do niej przywiązać, bo zwyczajnie skupia na sobie uwagę krótko i też na bardzo krótko pozostaje w pamięci. Ponieważ lubię twórczość Gołębiewskiego, napiszę przede wszystkim o tym, co mnie osobiście w jego nowej książce zainteresowało. „Bomba w windzie” to utworek fikcyjny, ale też uderzający prawdą i oczywistością pewnych sądów. To bardziej rozbudowane opowiadanie niż powieść. Średnio warte uwagi. Jednak przeczytałem, zatem słów parę napiszę.

Chociaż główny bohater przypomina na przykład Krzysztofa ze „Złam prawo”, jest mimo wszystko postacią oryginalną. To Richard Burton, który raczy nam się przedstawić dopiero na 79 stronie. Od pierwszych stron natomiast widzimy, że mężczyzna znalazł się w nie lada tarapatach. Samotny w szybie windy, którą uszkodził wybuch bomby, prawdopodobnie jakiś zamach terrorystyczny. Richard, zatrzymana na 17:26 godzina w jego zegarku, przejmująca samotność, lęk i żadnego pomysłu na to, jak wydostać się z matni. „Jestem tu jak więzień wrzucony do ciemnego lochu, któremu nie podano długości odbywanej kary”. W takich oto warunkach Burton rozmyśla o swym dotychczasowym życiu, pełnym rozczarowań, porażek i bliskości śmierci, o którą teraz ponownie się ociera. Przed naszymi oczami otwiera się obraz zmęczonego życiem outsidera, dla którego upadek w szybie windy jest początkiem końca.


Jak można polubić bohatera, który mówi o sobie następująco? „Nie jestem normalny. Nie zasypiam bez proszków uspokajających. Mam wrażliwość dwunastolatka. Nie umiem tworzyć związków. Nie umiem czerpać satysfakcji z pracy. Nie mam też satysfakcji z seksu, ale to może być winą partnerki. Piłem i brałem narkotyki. Mój umysł jest przeciążony”. Myślę, że Burton nie jest postacią stworzoną po to, by go lubić. Także nie po to, by mu współczuć. To wyraziciel pewnej idei, człowiek-przesłanie, fantastyczny byt w realnym otoczeniu. Kim jest Richard Burton? Czym są jego zapiski? Czy to tylko strumień świadomości byłego krytyka literackiego, który po wielu latach poznawania światów literackich innych ludzi postanowił mocno i wyraźnie odczuć, czym jest świat jego samego otaczający? Warto zwrócić uwagę, że przebywanie w szybie windy jest dla niego swoistym czyśćcem, w którym ten obrzydliwy w gruncie rzeczy egocentryk musi zmierzyć się ze swymi wspomnieniami i samym sobą bez uspokajaczy – bez proszków, alkoholu, bez punkrockowej muzyki łagodzącej stany lękowe i bez niczyjej pomocy. Ten ateista z protestanckiej rodziny dopiero teraz odczuwa naprawdę, czym jest pustka i zmuszony jest w tej pustce do konfrontacji z demonami, jakie kryją się w jego duszy.


„Bomba w windzie” jest przegadana i w zakończeniu po prostu przekombinowana. Niby wiemy, o co autorowi chodzi. Szerzej otwieramy oczy, kiedy kończy się opowieść Burtona, a zaczyna zaskakująca narracja finałowa. Wydaje się, że wszystko, co opisuje autor, gdzieś i kiedyś już przez niego zostało opisane. Nie ratuje tej książki ani angielska sceneria, ani koncept z szybem windy. Gdybym miał poznawać twórczość Gołębiewskiego od tej pozycji, raczej bym się doń zraził. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak przestrzec przed rozczarowaniem. Mnie „Bomba w windzie” zaintrygowała na chwilę, by chyba na zawsze pozostawić jedynie czytelniczy niedosyt.


Wydawnictwo Jirafa Roja, 2011

Brak komentarzy: