Bardzo odległa, a może wcale nie aż tak odległa przyszłość. Świat demokracji to archaizm. Maluczcy podporządkowani są rządom wirtualnym, bo polityków i wszystkich decydujących o kształcie świata nie ma wśród obywateli. Każdego z nich identyfikują palcokamery. Żyjemy w perfekcyjnie idealnym, komputerowym i technicznym świecie. Nasz status określają viry – sztucznie wykreowane technologicznie przestrzenie istnienia. Egzystencja ma swoją wersję oficjalną. Ten, kto chce jej uniknąć, może ponieść straszliwą karę…
Taki mniej więcej obrazek prezentuje tytułowe opowiadanie ze zbioru Jarka Tomszaka. Tematyka scence fiction służy autorowi do ukazania problemów dręczących człowieka współczesnego, samotnego satelity, wykorzenionego i czującego się zbędnym. Jedenaście miniatur literackich Tomszaka to może nie wizja na miarę Stanisława Lema, ale inteligentne i ironiczne przeniesienie się w przyszłość tylko po to, by zrozumieć, czym do końca jest teraźniejszość.
Przyszły świat ma charakter opresyjny. Nie ma w nim miejsca na indywidualność, szarości zacierają kontury każdego kolejnego dnia, a ludzie żyją albo w cieniu katastrofy kosmicznej albo też setki lat po niej. Znajdujemy się w świecie maszyn. Mechanizacja rzeczywistości ukazana jest na różne sposoby. Może to być pędzący gdzieś w nieznane pociąg, z którego nie sposób się wydostać. Może to być świat kamer, komputerów i sprytnej inwigilacji. Jakiegokolwiek ludzkie uczucia, pragnienia i emocje są czymś zbędnym, niezauważalnym, coraz trudniej je w sobie odnaleźć. Tomszak pisze o bohaterach przeciętnych, a pragnących wybić się poza przeciętność. W większości opowiadań nie mają imion. To Autor, Użytkownik czy Obywatel. Każdy na swój sposób sparaliżowany strachem wobec wszystkiego, co go otacza. Każdy próbuje ocalić swą jednostkową godność i uciec ze świata, od którego nie ma ucieczki.
Obywatela z „Tak jak wszyscy” męczą senne koszmary, w których widzi żonę tulącą się do mężczyzny będącego klonem jego samego, który dodatkowo wyprasza go z jego domu. Te sny zaburzają harmonię. Obywatel nie jest już taki jak wszyscy. A przecież to, co nienormalne, pali na co dzień w krematorium. Normalny jak każdy wydaje się także Max, informatyk z opowiadania „Mniejszość”. Tyle tylko, że wszystko, co robi i to, jak żyje odejmuje mu wartości w świecie, w którym stawia się na inność czy też innowacyjność. Tytułowy mieszkaniec w świecie maszyn nie może pisać o miłości i szczęściu, bo przecież nie jest w stanie ich doznać. Czy normalność to stygmat? Należy od niej uciekać czy się jej poddać? Czego można pragnąć w świecie uniformu, maski i komputerowych technologii uznających człowieka za numer ewidencyjny albo coś temu podobnego?
Choć świat nadal istnieje, u Tomszaka jest na skraju agonii. „Sodoma i Gomora” ukazuje czas apokalipsy, gdzie ziemia przetrwała zderzenie z asteroidą, ale nie jest w stanie być światem dobrym, gdy codziennością są eutanazje, usuwanie ciąż, przemoc różnego rodzaju i życie w pełni kontrolowane od pierwszych do ostatnich chwil. W tym świecie nie ma miejsca na żywe emocje. Nawet mężczyzna zdradzony, który chce się zemścić na obojętnej żonie, nie czyni nic, bo czymże jest wulkan emocji w jego sercu w zestawieniu ze świadomością, iż świata za chwilę może nie być?
W „Sądzie najwyższym” przeczytamy gorzką diagnozę życia bez wartości, które w gruncie rzeczy jest nicością, jakimś trudnym do określenia trwaniem na przekór. Bohaterowie Tomszaka nie są w stanie zmienić w sobie niczego, choć na zmianach tak bardzo im zależy w sytuacji, gdy otaczający ich świat stanowi wartość niezmienną. Poprawną postawą człowieka jest postawa niewyprostowana. Taka, gdzie pochylając głowę, nie widzimy nieba, bo przecież i tak go nie ma. Cybernetyczna przestrzeń na granicy kosmosu to świat, w jakim ludziom żyje się o tyle trudniej, iż nie mogą tej przestrzeni nadać jakiejkolwiek wartości. Sami są tej wartości pozbawieni. I nic nie wskazuje na to, że przyszłość cokolwiek zmieni.
Jedno z ciekawszych opowiadań to tekst „Śmiech bogów”. To ironiczna i przewrotna opowieść o ludzkich ułomnościach osadzona w kontekście biblijnym. Skrzywiony człowiek stworzył świat w krzywym zwierciadle. Jego produkty – komputery stały się samowystarczalne, a kontrolę nad tym, co jest istota ludzka ma tylko pozorną. Tomszak próbuje pokazać kruchość i jałowość egzystencji, ale jednocześnie zauważa, iż do człowieczego upadku po części doprowadzamy my sami.
„Wersja Oficjalna” to jedenaście przejmujących miniatur o człowieku w dobie różnego rodzaju zawirowań. Literacka maska science fiction jest dość łatwa do rozpoznania. Tomszak pisze o świecie jak najbardziej realnym. Świecie nas samych, którzy z trudem określamy, kim naprawdę jesteśmy. W przyszłości natomiast możemy przestać zadawać sobie takie pytanie. I to będzie największy dramat ludzkości zdanej na łaskę zrodzonego zeń potwora – techniki i maszyn.
Warszawska Firma Wydawnicza, 2012
Taki mniej więcej obrazek prezentuje tytułowe opowiadanie ze zbioru Jarka Tomszaka. Tematyka scence fiction służy autorowi do ukazania problemów dręczących człowieka współczesnego, samotnego satelity, wykorzenionego i czującego się zbędnym. Jedenaście miniatur literackich Tomszaka to może nie wizja na miarę Stanisława Lema, ale inteligentne i ironiczne przeniesienie się w przyszłość tylko po to, by zrozumieć, czym do końca jest teraźniejszość.
Przyszły świat ma charakter opresyjny. Nie ma w nim miejsca na indywidualność, szarości zacierają kontury każdego kolejnego dnia, a ludzie żyją albo w cieniu katastrofy kosmicznej albo też setki lat po niej. Znajdujemy się w świecie maszyn. Mechanizacja rzeczywistości ukazana jest na różne sposoby. Może to być pędzący gdzieś w nieznane pociąg, z którego nie sposób się wydostać. Może to być świat kamer, komputerów i sprytnej inwigilacji. Jakiegokolwiek ludzkie uczucia, pragnienia i emocje są czymś zbędnym, niezauważalnym, coraz trudniej je w sobie odnaleźć. Tomszak pisze o bohaterach przeciętnych, a pragnących wybić się poza przeciętność. W większości opowiadań nie mają imion. To Autor, Użytkownik czy Obywatel. Każdy na swój sposób sparaliżowany strachem wobec wszystkiego, co go otacza. Każdy próbuje ocalić swą jednostkową godność i uciec ze świata, od którego nie ma ucieczki.
Obywatela z „Tak jak wszyscy” męczą senne koszmary, w których widzi żonę tulącą się do mężczyzny będącego klonem jego samego, który dodatkowo wyprasza go z jego domu. Te sny zaburzają harmonię. Obywatel nie jest już taki jak wszyscy. A przecież to, co nienormalne, pali na co dzień w krematorium. Normalny jak każdy wydaje się także Max, informatyk z opowiadania „Mniejszość”. Tyle tylko, że wszystko, co robi i to, jak żyje odejmuje mu wartości w świecie, w którym stawia się na inność czy też innowacyjność. Tytułowy mieszkaniec w świecie maszyn nie może pisać o miłości i szczęściu, bo przecież nie jest w stanie ich doznać. Czy normalność to stygmat? Należy od niej uciekać czy się jej poddać? Czego można pragnąć w świecie uniformu, maski i komputerowych technologii uznających człowieka za numer ewidencyjny albo coś temu podobnego?
Choć świat nadal istnieje, u Tomszaka jest na skraju agonii. „Sodoma i Gomora” ukazuje czas apokalipsy, gdzie ziemia przetrwała zderzenie z asteroidą, ale nie jest w stanie być światem dobrym, gdy codziennością są eutanazje, usuwanie ciąż, przemoc różnego rodzaju i życie w pełni kontrolowane od pierwszych do ostatnich chwil. W tym świecie nie ma miejsca na żywe emocje. Nawet mężczyzna zdradzony, który chce się zemścić na obojętnej żonie, nie czyni nic, bo czymże jest wulkan emocji w jego sercu w zestawieniu ze świadomością, iż świata za chwilę może nie być?
W „Sądzie najwyższym” przeczytamy gorzką diagnozę życia bez wartości, które w gruncie rzeczy jest nicością, jakimś trudnym do określenia trwaniem na przekór. Bohaterowie Tomszaka nie są w stanie zmienić w sobie niczego, choć na zmianach tak bardzo im zależy w sytuacji, gdy otaczający ich świat stanowi wartość niezmienną. Poprawną postawą człowieka jest postawa niewyprostowana. Taka, gdzie pochylając głowę, nie widzimy nieba, bo przecież i tak go nie ma. Cybernetyczna przestrzeń na granicy kosmosu to świat, w jakim ludziom żyje się o tyle trudniej, iż nie mogą tej przestrzeni nadać jakiejkolwiek wartości. Sami są tej wartości pozbawieni. I nic nie wskazuje na to, że przyszłość cokolwiek zmieni.
Jedno z ciekawszych opowiadań to tekst „Śmiech bogów”. To ironiczna i przewrotna opowieść o ludzkich ułomnościach osadzona w kontekście biblijnym. Skrzywiony człowiek stworzył świat w krzywym zwierciadle. Jego produkty – komputery stały się samowystarczalne, a kontrolę nad tym, co jest istota ludzka ma tylko pozorną. Tomszak próbuje pokazać kruchość i jałowość egzystencji, ale jednocześnie zauważa, iż do człowieczego upadku po części doprowadzamy my sami.
„Wersja Oficjalna” to jedenaście przejmujących miniatur o człowieku w dobie różnego rodzaju zawirowań. Literacka maska science fiction jest dość łatwa do rozpoznania. Tomszak pisze o świecie jak najbardziej realnym. Świecie nas samych, którzy z trudem określamy, kim naprawdę jesteśmy. W przyszłości natomiast możemy przestać zadawać sobie takie pytanie. I to będzie największy dramat ludzkości zdanej na łaskę zrodzonego zeń potwora – techniki i maszyn.
Warszawska Firma Wydawnicza, 2012
KUP KSIĄŻKĘ
1 komentarz:
Interesująco się zapowiada. Ląduje u mnie na liście książek, które muszę koniecznie kupić i przeczytać.
Prześlij komentarz